Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.

wtorek, 10 maja 2016

Aaa, były sobie kotki dwa...czyli o tym, jak to jest wymienić się na twarze z tatarem, przez małe t i uratować komuś życie.




Jak powszechnie wiadomo, twarz to ta część ciała jaką stajemy frontem do świata. Oczywiście, powiecie, że wszyscy nosimy maski, i że tak do końca nie wiadomo jak z tą twarzą jest. Zgoda, ale żeby nosić maskę( o makijażu nie wspomnę) trzeba jakąś twarz na własność posiadać, i dobrze jej pilnować.  Bo jeśli tracisz twarz, to natychmiast przyprawiają ci gębę. 

Człowiek do swojej fizys szybko się przyzwyczaja, i dokładnie wie, co rankiem zastanie w lustrze. Takie codzienne - wstajesz i wiesz. Cudu się nie spodziewamy, nawet jeśli wydamy  jak Romuald Lipko ostatni grosz, żeby "wino z zielonych lat ciągle pić". Czyli w wolnym tłumaczeniu - kupić najbardziej na świecie nano-ekstremalny-hiper-sensirenalny krem z kwasem dezoksyrybonukleinowym i rybim żelem transdermalnym , którego zadaniem jest wyprasowanie naszej twarzy i uczynienie jej tym czym powinna się stać według zapewnień umieszczonych na wieczku.

Wolne żarty. Wiadomo przecież, że kupujemy marzenia i kręcą nas te kolorowe pojemniczki pełne tajemniczych mikstur ustawione na półeczce w łazience. Ten różowy słoiczek to perełki pod oczy, ten to na sterczący podbródek, ta ampułka sprawi, że zniknie lwia zmarszczka, a ten żel odmłodzi nasze policzki i nada im dziewczęcej świeżości. Tymczasem każdego ranka ta sama Gabryśka w lustrze, żadnych zmian nie widać na horyzoncie. Chyba, że mówimy o zmianach na gorsze i plamach wątrobowych, a w następnej kolejności tych opadowych. Te z pewnością się pojawią, podobnie jak paradontoza, owłosienie w nieoczekiwanych miejscach i  okulary do czytania. 

Pewnego pięknego ranka, jak zwykle wyskoczyłam rześko (ale nie przesadzajmy, bo jednak mamy już swoje lata i najpierw trzeba się rozbujać, żeby z łózka wyleźć) z piernatów i przebiegając raźnym truchtem do łazienki, zerknęłam z roztargnieniem w lustro. I całkiem jak pan Hilary -nie chcę wierzyć, jeszcze zerkam. Niestety, nawet po 3 zerknięciu zmiany nie stwierdziłam. Patrzyłam w oczy kotletowi siekanemu,  który uśmiechnął się do mnie i pomachał na przywitanie. Podeszłam bliżej do zwierciadła -  "to żyje" - pomyślałam zaskoczona. W niebieskim oku tatara zamigotało przerażenie. Niestety, było to moje własne, świeżutko wyhodowane przerażenie, którym natychmiast się zajęłam wrzeszcząc jak opętaniec - Lekarza!!!!

W trybie natychmiastowym udałam się na wizytę do pani doktor, która profesjonalnie zajmuje się twarzami. Zresztą, nie tylko, bo jak wiadomo, ci sami lekarze zajmują się organami, które rzadziej wystawiamy na światło dzienne, a które służą uciesze w zaciszu domowego ogniska. (chociaż czasy się zmieniły i organa można oglądać nawet na celebryckich zjazdach, bo któż nie pamięta co pokazała Pietrasińska? Google pamięta, bo jak wiadomo - internet nie zapomina) 


Oczywiście, moja wizyta była jak najbardziej prywatna. Ponieważ lekarz od twarzy, jest też lekarzem od bardzo wstydliwych przypadłości,  pamiętałam jeszcze z czasów "Daleko od szosy", że w takie miejsca można zaglądać anonimowo. Z typową dla siebie beztroską (czytaj bezmyślnością) wsadziłam do kieszeni kurtki jedynie ręce i papierosy. Dlaczego do kieszeni? Bo moja torebka zrobiła się tak ciężka, że po ostatnim wyjściu prawie nabawiłam się przepukliny, a już z pewnością czerwonych pręg na ramieniu, a nie byłam jeszcze gotowa na to, żeby spędzić kilka godzin na jej opróżnianiu. Zresztą, po co mi cokolwiek jeszcze, skoro podróżuję z mężczyzną?


Należę, do tych wysoce niepraktycznych i beztroskich kobiet, które idąc gdziekolwiek z osobnikiem płci  odwrotnej nie martwią się o to - które to drzwi, gdzie jest płaszczyk, i że trzeba zapłacić. No, wybaczcie, ale tak zostałam wychowana, i na tyle mi się to spodobało, że tak zostało. To jest fajna droga, i z czasem doprowadziła mnie do punktu, w którym nie interesuje mnie aprowizacja - to nie mój problem czy jest chleb w domu, czy go nie ma, czy rachunek za gaz jest zapłacony, czy też nie. Mnie interesuje, przede wszystkim czy dostanę jeszcze ten fajny lakier z Inglota, i czy nie rozmazuje mi się maskara. Mogę sobie zupełnie spokojnie żyć życiem płytkiej blondynki, zadowolonej z siebie i bezstresowo piłującej paznokcie na miękkiej kanapie. I to całe dwa tygodnie w miesiącu! 

(Bo pozostałe dwa tygodnie służą mi do zarabiania na to wygodne i beztroskie życie. )

"O RANY, RANY, JESTEM NIEPOKONANY"

Przychodnia, do której przybyłam przypominała mi moje pierwsze przedszkole - niewygodne stołki i ściany w kolorach zimnych, i przyprawiających o dreszcze. I lada, znaczy recepcja. Na tyle wysoka, że panie w recepcji mogły widzieć jedynie moją twarz i to kiedy stałam na palcach lub podskakiwałam. Uśmiechnęłam się szeroko, ukazując piękny komplet miśnieńskiej porcelany, i wyszeptałam z brodą leżącą na kontuarze:

- Dzień dobry, ja do doktor XYZ, byłam umówiona przez portal internetowy...
- Dowód proszę! - nie bawiła się w kurtuazję żena za pultem. 
- Ojej, nie mam ze sobą...- uśmiechnęłam się beztrosko, rozmazując słodycz swojej osobowości po zielonych ścianach, i skrapiając siedzących dookoła czarem osobistym o zapachu świeżo upieczonego ciasta z wanilią i czekoladą .
- To proszę o jakiś dokument z nazwiskiem - nacisnęła mnie recepcjonistka o twarzy Beaty Szydło.
- Hmmm...mam tylko kartę do perfumerii Douglas...

Pani za ladą przetarła ze zdumienia oczy, nadęła się straszliwie, a następnie wyrzuciła z siebie hektolitry własnoręcznie wyhodowanego kwasu solnego, prosto w moją schorowaną twarz.
- To jak pani z domu wychodzi? Co za ludzie? Żeby tak bez dokumentów chodzić po mieście!!! I tak pani do lekarza bez dokumentów sobie idzie? Przecież to myśleć trzeba!

Wszystkie głowy obecne w poczekalni odwróciły się w moją stronę, i poczułam na sobie pogardliwy wzrok tych co to zawsze są odpowiednio przygotowani. Natychmiast przypomniało mi się, jak wysłałam dziecko do szkoły bez tornistra, albo, o zgrozo, zapomniałam je odebrać z przedszkola. 
Poczułam się jak pierwszoklasista, zrugany za brak chusteczki do nosa i przyłapany na wycieraniu smarków w rękaw. Jednocześnie przeraziło mnie to co zobaczyłam w oczach mojego mężczyzny. Była to zdrowa, właśnie narodzona żądza mordu. Wiedziałam, że za chwilę ta poczekalnia może przypominać jedną ze scen filmów Tarantino.  Już widziałam panią recepcjonistkę przestawioną razem z krzesłem na najwyższy regał, zakneblowaną, i z przegryzionym gardłem (Że po co kneblować jak przegryzione? Knebluje się wcześniej, żeby nie zrażać pozostałych pacjentów rzężeniem i zawodzeniem.) Złapałam mężczyznę za ręce i odpłynęłam w głąb poczekalni. 

- Nazwisko! Nazwisko! - darła się za mną kobieta, nieświadoma, że właśnie uratowałam jej życie
- Czarny Pieprz - odkrzyknęłam, rozpinając jednocześnie koszulę samcowi i miziając go delikatnie opuszkami palców po klatce piersiowej - Miły kotek, miły....- szepnęłam gryząc go delikatnie w ucho.
- Nie dostanie pani żadnej zniżki na leki! - zagroziła kobieta, kręcąc sobie grubszy sznur, i wykopując krzesło spod nóg.
- A wsadź...- zaczął mój-ci-on, ale udało mi się zdusić warkot regularnym buziakiem i obietnicą żeberek w dniu następnym. (Hej! Nie żebym umiała robić żeberka, ale doskonale wiem jak na nie zarobić i gdzie można je dostać).

Przebywanie z niektórymi mężczyznami, jest jak mieszkanie z tygrysem w ciasnej klatce. Niby oswojony, niby można mu obciąć pazury, wymiziać futerko, zrobić puci-puci i pip pip na nosku, ale cały czas czujesz ten warkot pod pręgami. Wiesz, że tam w środku siedzi dziki zwierz, który wypuszczony na wolność będzie siał gwałt i pożogę. Ciężkie jest życie kobiety -  tresera, jeden nieostrożny ruch i jakiś wiercący trzy dni sąsiad zostanie pożarty żywcem, albo auto nieuprzejmego kierowcy zostanie przerobione na wykałaczki. Wszystko przez ten testosteron...

Twarz została uratowana. Podobno to wszystko jedynie wina stresu i nadmiernej wrażliwości. A jak tu, do licha, nie być zestresowanym, skoro spacerujesz po mieście z dzikim zwierzem bez smyczy? I od rana do wieczora słyszysz ten dziki pomruk dobiegający z głębi trzewi..:



Wasza owieczka, zagrzebana w puszku. 

39 komentarzy:

  1. puci-puci mój Wieprzku, juz wszystko dobrze z Twym frontem?

    A dowód u lekarza niezbedny - no pomysl co by to bylo, jakby ktos obcy przyszedl sie wyleczyc na Twoja wlasna przypadlosc, bezwstydnie ja sobie przywlaszczajac! Toz to skandal bylby!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diable - a niech bierze i się leczy, ja nie jestem chytra - mogę oddać.
      Jakie tam dobrze! Okazuje się, że będę chora na to chorobsko aż do śmierci. Tymczasem smaruję fizys mój szlachetny maścią, i tak przez 8 tygodni. Najprzyjemniejsze jest spryskiwanie się wodą termalną:-)

      Usuń
  2. Witaj ciociu Kabanowo:) czy może raczej ciociu Pogromcowa... no ja się temu Tygrysu to wcale nie dziwię, sama mam żądzę mordu jak widzę żeny za pultem... ale że cokolwiek śmiało na cioci lico wykwitnąć to skandal sam w sobie, no bo jakim prawem? why? no ale ok, pomyślawszy stwierdzam, że delikatność jaśnie majestatu to może być wystarczający powód, albowiem sama tak miewam czasem, tyle że od słonka... bo gdzież by tam od stresu;) słonecznie pozdrawiam i mniej tatara życzę ;)
    PS. mnie codziennie przed lustrem zaskakuje owszem, mój fryzur mię zaskakuje, bo zaczął dziwne harce wyprawiać na mojej głowie, do tej pory niespotykane ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sza...dziecko moje piersią własną niekarmione, zawsze mowiłam, że jestem płytką, cycatą blondynką, jak się okazuje na dodatek płytko unaczynioną. Naczynia wyłażą mi przez moją delikatną skórę, a jak się zdenerwuję to pękają z hukiem i łomotem. Aaaa...fryzura poranna to mój konik, widać na zdjęciu u góry - jeszcze przed wbiciem w to szczotki.:-)

      Usuń
    2. ciocina poranna koafiura to hit sezonu normalnie, gdyby moje były nieco dłuższe, to pewnie właśnie tak by wyglądały, bo teraźniejszy ogonek posamcyc, to każdorannie pokołtuniony prześlicznie jak stary mop przed użyciem;)

      Usuń
  3. Ależ ja uwielbiam te twoje opisy przyrody :))), taki zwierz bez smyczy to faktycznie niebezpieczna bestia! Wcale Ci się nie dziwię, że zestresowana troszkę jesteś. A jak z twarzą - udało się uratować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iw- twarz jest w trakcie ratowania:-) a na zwierza najlepsze są smaczki noszone w kieszeni!

      Usuń
  4. Ja to rano jeszcze dobrze wygládam o dziwo. A może nie dziwo bo wzrok zamglony zaspany i zamroczony wiec nie widze dobrze tego co światło dzienne widzieć powinno. Potem jakoś w ciągu dnia nie patrzę w lustro tak że spoko, zyję w nieświadomości błogiej.
    ;))
    we mnie też się budzi zwierz, gorzej że pogromcy nie ma w pobliżu i niestety nie ma litości ten zwierz na takie żenua!
    Podziwiam że taka opanowana bestia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ellen - masz w sobie bestię? Ja mam wewnątrz borsuka, nie chce mu się nawet wychodzić z nory. Wyglądamy zawsze tak jak się czujemy. Najlepiej zawsze czuć się dobrze!

      Usuń
  5. Bestia jest w nas, a krem to ja z witaminą A uwielbiam, szczególnie tu na wyspie, gdzie żaden kremik z górnej półki mojej apteki nie pasi. Masz Ty cierpliwość do recepcjonistek, czy jak one się tam zwą.

    Kiss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mARGARITHES -WE MNIE BESTII NIE MA, JEST JAKIŚ PLUSZOWY BORsUKO - KOT i trochę puchu. Krem z witaminą A też nie. W ogóle strasznie ta moja buzia wymagająca się zrobiła, nawet makijaże muszę mieć specjalne - a to już kosztuje. Chyba przejdę na bycię do bólu naturalną.

      Usuń
  6. Wrażliwość jest bardzo niebezpieczna i niezdrowa. Cierpię na nią, niestety...
    A wiesz, jak się nazywa urządzenie do zdejmowania twarzy? odtwarzacz, hyhy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bila - to ja proszę nową twarz, mogę wybrać inna z odtwarzacza? To już nie jest wrażliwość, to przewraźliwienie skoro się płacze przy oglądaniu reklam...

      Usuń
  7. Mężczyzna nie niósł Ci, mrucząc, torebki w sakwach na plecach? No nie! Mi kiedyś taki jeden miał nieść teczkę w parku. Ale zapomniał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie jeden chcial nawet odpuchnac. Kiedys biegnac z ranca do pracy wpadlam po jogurt do sklepiku nad jeziorem, gdzie w krzaczorach sypiali latem nocni imprezowicze, pijacy miejscy. Widocznie akurat dwoch sie przebudzilo. Wylazlo z tych krzaczorow i od razu do sklepu po nowy trunek sie udalo. Opuchnieci panowie, z poobijanymi oczetami, pozdzieranymi nosami...ogolnie obraz nedzy i rozpaczy. No i jeden z nich zafascynowal sie, nieskromnie mowiac, moja osoba:
      -O kurcze, patrzaj no...- pijaczek szturchnal w bok kumpla- jakie tu kobity przychodza!!!
      Nie reagowalam, jakby to nie do mnie sie tyczylo... rzesami nie trzepotalam, nie chcialam panu "ochoty" powiekszac. Wolalabym w tamtym momencie, aby mu zachwyt opadl.
      -Nie chce pani ze mna gadac? Niech pani poczeka...jak odpuchne to zobaczy pani jaki ze mnie fajny facet.
      Szczerze powiedziawszy, nie mialam przyjemnosci zoabczyc tego pana odpuchnietego. Widocznie deklaracja przerosla jego mozliowsci. Poddal sie, nie poradzil....

      Usuń
    2. Skorpionie - torebkę? Mężczyzna???? To nie mężczyzna. Mężczyzny nie zobaczysz z torebką i reklamówką. Z wiadrem, siekierą, pędzlem, tasakiem, kosą, walizką, sztangą, śrubokrętem, to tak...ale żeby damską torebkę niósł? Nie...to nie uchodzi, podobnie jak biżuteria, w jakiejkolwiek formie.

      Usuń
    3. Aniu...może zasługuje na drugą szansę?:)

      Usuń
  8. Temat wybitnie babski, ale co tam.
    Śpieszę się pochwalić, że u mnie jest lepsza przychodnia od problemów z twarzą. Dzwoni się wprost do doktora, a potem czeka w poczekalni przy muzyczce z głośniczka, dzięki czemu siedzący nie słyszą, jak doktor rozmawia z zafrasowanym posiadaczem twarzy. Pełna kultura. Ale za pieniądze, oczywiście.

    Uprasza się o zamówienie u Tygrysa jakiegoś rysunku do następnej notki, bom stęskniony kontaktu ze sztuką przez duże SZ. Zdjęcie ładne, nie żeby mi się nie podobało. Twarz jednakowoż gładka, jedynie włos jak u Roda Stewarta w 1983 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Włos jak włos, ale te oczy!! Wielki Błękit!

      Usuń
    2. Ove - to też było za pieniądze. Zostałam objechana za własną kasę, ciężko na obczyźnie zarabianą. Tak to jest!

      Tygrysowi rzęsa w oko wpadła i chwilowo zdziebko niedysponowany, będę jednak nalegać w Twoim imieniu - zwierz kocha pochwały, Twoją opinię wytnie sobie i powiesi nad łóżkiem.

      Usuń
    3. Kalino - a oczy tej małej jak dwa błękity...

      Usuń
  9. O, mój Ty Wieprzu kochany, omal ze śmiechu nie zeszłam śmiertelnie:))
    Kotlet siekany, też mi coś! Skąd my to znamy - ten lustrzany szok:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. errato nawspanialsza, nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej!

      Usuń
  10. Panie recepcjonistki w przychodniach to pozostałosc po PRL chyba - one czują władzę, którą swego czasu miały ekspedientki z mięsnego.A tygrysy tego nie lubią, oj nie lubią.
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak po prawdzie pani w recepcji za pieniążki, nawet jak na polskie warunki, powinna być jednak wymieniona na nową. Ale z drugiej strony wcale, a wcale nie żałuję, że trafiłaś na takie "coś", bo dawno juz się tak dobrze nie bawiłam ;-)))) Pozdrawienia dla osobistego Testosteronu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zante - ukłon dla Ciebie:-) POTRZEBA DWÓCH POKOLEŃ, ŻEBY TO ZMIENIĆ...

      Usuń
  12. Ach...wyobraziłam sobie, że wreszcie ktoś płci odmiennej o mnie dba, pamięta za mnie o niektórych sprawach (no już nie będę przeginać że o wszystkich)...
    Chyba nawet najtwardsza wredota pod słońcem (czyt. ja) chciałaby czasem poczuć się taka mała taka bezradna w objęciach swego dzikiego zwierza (niech będzie jaki niedźwiedź). No to teraz, tak niewinnie zapytam acz z nadzieją w oczach, gdzie takich zwierzów szukać? Udam się tam niezwłocznie i oswoję dla siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antares lekko tańcząca, pamiętaj, że przez zwierza można zostać pożartym na surowo. :-) Ich się nie znajduje, to one polują. Należy się obsypać puszkiem i czekać...

      Usuń
  13. Warkot zwierzęcia przeraźliwy! Ale właśnie takiego M warto mieć!
    A jeśli mam pomyśleć o twarzy, może być tatarska, byle młodsza!
    Pozdrawiam.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tajemnezapiski - to prawda, lepiej mieć, niż nie mieć.:-) Ja bym chciałą jakąś uduchowioną twarz, jeśli można prosić.

      Usuń
  14. co też ten paszczur z recepcji opowiada, chodzenie z dowodem było obowiązkowe w stanie wojennym, za górami za lasami...Tym czasem ja chodzenia z dowodem nie uprawiam od akcji zeszłorocznej jego zagubienia, to dopiero jest cyrk, okazuje się, że Cię nie ma, jesteś niewidzialna i niczego nie da rady załatwić NICZEGO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teatralna -wiem...ale najgorsze, że masz prawie pół wieku a czujesz się jak przedszkolak.

      Usuń
  15. Ja lwica jestem, to opcja z tygrysem odpada. No chyba, że sam będzie się wyprowadzał na smyczy, gdyż jako przedstawiciel swojego gatunku do perfekcji opanowałam przerzucanie nudnych, uciążliwych i niegodnych lwa obowiązków na barki innych.
    Po wstaniu z łóżka lustro prawie zawsze jest wrogiem mojej wyobrażni, to i omijam szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emka -No, ja bym powiedziała, że jednak lwice to bardzo zapracowane są. Stare lwisko leży, a lwica zasuwa za antylopami guuuu, młode karmi, o chałupę zadba. To może jakaś pantera jednak?
      A ja zawsze sprawdzam w lustrze, czy mi czasem coś nie odpadło przez noc.

      Usuń
  16. :) Mnie kiedyś w podobnej sytuacji lekarz zapytał czy głowę wzięłam ze sobą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaga A, a mnie lekarz powiedział, że nie muszę mieć dowodu, bo leki i tak pełnoplatne. Na swoją twarz wydałam 25o zł.

      Usuń
  17. nie no. nie jest tak źle.

    OdpowiedzUsuń
  18. ale masz fajnie, mój by zaryczał, ale najpewniej na mnie:( Zwykle to ja jestem wszystkiemu winna.

    OdpowiedzUsuń