Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.

czwartek, 10 marca 2016

Nie mam problemu z alkoholem, upijam się bez problemu czyli don't worry, don't cry! Drink vodka and fly!


Zdarza się, że ludzie patrzą na nas i dziwią się bo nie wyglądamy. Nie dopasowujemy się, nie przystajemy do ich wyobrażeń. 

Ja, na ten przykład, nie wyglądam im na posiadanie tak starego dziecka, na swój wiek, na to, że puszczam więcej dymu niż kominy huty Lenina, że klnę jak szewc, że potrafię odgryź głowę gołębiowi, że sypiam z wielkopsami, że nie jadam kapusty, i że mam rozjaśnione włosy. Przede wszystkim jednak, nad czym ubolewam  - nie wyglądam na taką, co nie pije. 

Wiecie, ludzie robią pod wpływem alkoholu dziwne rzeczy, a ja najwyraźniej nie potrzebuję do tego alkoholu. Ja robię głupoty na trzeźwo. Co jest zdziebko ryzykowne, bo nie ma na kogo zrzucić winy.

Kiedy już ta wstydliwa tajemnica wylezie na światło dzienne,chociaż przyznaję,  ze ukrywam tę gańbę i sromotę kręcąc niesamowicie i wymykając  się lisio, czekają mnie dwie reakcje - pierwsza od rodaków :
- Ta? Weno, nie gadaj! Ale co? Antybiotyki bierzesz? Chora jesteś? Na chorobę to tylko wódeczka!Pij, cholero, jak darmo dają!
albo od Anglików:
- Och, tak mi przykro...miałaś problemy z piciem? Mój ojciec/matka, wujek/kuzynka/sąsiad też to ma, to musi być straszne...tak się męczyć. I co? Tak całkiem nic? Nawet w samolocie?

Prosta odpowiedz- Nie lubię, bo mi nie smakuje - w ogóle nie wchodzi w grę. No bo jak to? NIE SMAKUJE? A może zły kieliszek? Może temperatura była nieodpowiednia?  A może spróbuj tego/tamtego/owego powinno pomóc! Może z wodą? Może z sodą? A może na balkonie? Może w salonie?I tak dalej w tym stylu. Dlatego na większych imprezach już od progu udaję, że jestem nabombiona w sztok,bełkoczę coś zupełnie niezrozumiałego i kiwam się od lewej do prawej.
Na wszelki wypadek potykam się ze trzy razy zanim trafię na właściwy stołek. Nie zaszkodzi też usiąść jakiemuś przypadkowemu panu na kolanach zaśmiewając się do rozpuku i robiąc dzióbek za dzióbkiem - jest pewne, że do końca imprezy jego pani będzie go pilnowała lepiej niż owczarek niemiecki na głodzie i chłopina nie ma szans dołączyć do tak zwanych polewaczy- nagabywaczy. Super! Jeden już trafiony-zatopiony.
Potem wystarczy śmiać się głupio w nieodpowiednich momentach i dalej już z górki.

Być jedyną trzeźwą osobą na imprezie to bardzo bolesne doświadczenie. Wiecie jak to jest, na początku wszyscy eleganccy- makijaże, tatuaże, garnitury, tiurniury a potem Zosia leży z głową w sałatce, Mirek wyje do księżyca, Marysia posmarkuje w kącie, a Tadzio już dawno zwalił się pod stół. A ty człowieku siedzisz i patrzysz, jak ci się znajomi psują od głowy. Wysłuchujesz po raz setny tych samych historii a od potakiwania boli cię szyja. 
Na szczęście jesteśmy już bardzo dorośli i kręgosłupy nie te, bo zdarzyło mi się bywać na imprezach, gdzie z  nadmiaru alkoholu puściły wszelkie hamulce moralne i ludzie radośnie uprawiali seks w wannie, pod wanną, na balkonie, na stole w kuchni wśród resztek żarcia. A ty siedzisz w tym wszystkim jak wołowa d***, albo czytasz gazetę i udajesz, że nic nie widzisz. Bywałam żałosna, doprawdy. 

Nie, nie mówię, że nigdy nie piłam. Piłam. Z taką samą przyjemnością jak inni piją Tussipect czy krople miętowe. Zaciskasz oczy, wstrzymujesz oddech i bach, a później szybko przegryzasz jakąś sałatką czy śledzikiem. I znowu wstrzymujesz oddech, i znowu bach. Strasznie męczące ale da się zrobić. 

Pierwszy raz upiłam się w liceum. Oczywiście wtedy też nie piłam, ale miałam już zadatki na cycatą, płytką blondynkę,  dlatego założyłam się z kolegą, że rozlejemy pół litra na dwoje i kto pierwszy wypije swoją część ten wygrywa. Wygrałam! Wszyscy bili brawo.A ja co? Kamienna twarz i dyskusja o zaangażowanej poezji. Następne co pamiętam to jak się z tym kolegą namiętnie całuję, a mój chłopak siłą próbuje mnie od niego odczepić. Kolejna migawka - widzę jak mój chłopak siedzi w kącie i płacze nad kieliszkiem czystej, a chwile później wygraża, że wszystkich pozabija. A potem moja koleżanka zarzuca mnie na ramię i wynosi na zewnątrz, w windzie robiąc jeszcze pomidora z nosa jakiegoś niedobitka, który chciał się do nas przyłączyć. (Tak, ta Marzena trenowała judo i karate). Pamiętam też całkiem dokładnie jak  mamusia otwiera mi drzwi, załamuje ręce i eskortuje do łóżka. A później to już mam bana na wyjście przez następne dwa miesiące, a mamusia przeprowadza poważną rozmowę z moim chłopakiem (tak, tak, to ten sam co został moim mężem)

Drugie upicie się miało miejsce kiedy byłam już całkiem dorosłą osobą. Mój mąż naburmuszony odwrócił się do mnie na imprezie i znienacka rzucił tekstem " Oj, napiłabyś się, co? Może będziesz łatwiejsza!". Nie miałam pojęcia, że byłam trudna, ale czego się nie robi żeby zadowolić ukochanego mężczyznę. W momencie odczułam pragnienie bycia najłatwiejszą kobietą w tej stronie wszechświata. 

Postanowiłam to załatwić najbliższą butelką stojącą na wyciągnięcie ręki. Jedna, druga, trzecia szklaneczka słodkiego wermutu i już byłam wolna. Do tego stopnia, że od razu zapragnęłam zatańczyć coś fajnego na stole, najlepiej bez butów i spódnicy, bo miałam cudownie piękną koronkową halkę i uznałam, że reszta towarzystwa też powinna dostąpić zaszczytu obcowania z tym arcydziełem sztuki krawieckiej. Ponieważ mój mąż próbował pochwycić moje kostki, śmigające pomiędzy roladą, salcesonem i galaretą z nożek, postanowiłam zakończyć występ efektownym zeskokiem ze stołu na podłogę. Nie zauważyłam tylko, że po drodze mam zwisający żyrandol. W mojej głowie rozświetliły się najdalsze galaktyki, wybuchło tysiąc supernowych...

Potem pamiętam tylko, że biegnę boso po śniegu udając rączego jelenia, a mąż próbuje mnie złapać ściągając kolejne warstwy płaszczyków, czapeczek, sweterków i szalików. Kierowca taksówki obserwował nas spokojnie oparty o swój wóz. Mąż mnie w końcu dorwał, założył mi nelsona i zgrabnie kneblując szalikiem, wciągnął bez słowa do auta. Bez słowa, to znaczy, że nadal miał dobry humor. Najgorzej jak się zaczyna śmiać, o to oznacza, że naprawdę musi być wściekły. 

Wszystkie portale internetowe dotyczące zdrowego stylu życia publikują teksty o rewelacyjnym wpływie wina na nasze ciało - pijąc lampkę codziennie będziemy piękniejsze, młodsze, szczuplejsze (chociaż Mizia twierdzi, że jeśli to prawda to ona powinna mieć 10 cm w pasie). Pewnie powiecie, że powinnam raczej rzucić papierosy, a nie zaczynać pić. No, jasne. Akurat. Nie po to zaczynam zdrowy styl życia żeby sobie psuć humor już na samym początku tej wspaniałej drogi. Tymczasem będę pić wino i myć głowę jajkiem z cytryną, Chyba wystarczy jak na początek?

Ponieważ nie mam pojęcia o winach postanowiłam znaleźć takie, które będzie jak najmniej obrzydliwe. Kupiłam czerwone wytrawne, czerwone słodkie, czerwone półsłodkie i półwytrawne. Postawiłam butelki na barku i rozpoczęłam degustację.

Po wypiciu pierwszej szklanki poczułam potrzebę zrobienia sobie porządnego makijażu i fryzury. Usiadłam przed lustrem i zamieniłam się w malarza kolorystę, a po każdym pociągnięciu pędzlem, pociągałam sobie łyczek czerwonej cieczy z kieliszka. 

Po napełnieniu drugiego kieliszka temperatura w pokoju wydatnie wzrosła. Czułam jak moja różowa buziunia przybiera kolor czerwieni, ..ciepło...ależ tu ciepło...
Postanowiłam pozbyć się odzieży wierzchniej i założyć coś fikuśnego, delikatnego, koronkowego...mmm...dobre to wino...może daktyla do tego?

Przy trzeciej szklaneczce włączyłam muzykę i zaczęłam poruszać biodrami, stanowczo pasują do tego szpilki...a potem poczułam się dokładnie jak ta pani tutaj i zrozumiałam dlaczego dziewczyny piją wino.


Czwarta butelka wciąż mrugała do mnie z barku, zaśmiałam się seksownie (w swoim własnym będącym już pod wpływem mniemaniu) i postanowiłam nie przejmować się szklaneczką, która tymczasem gdzieś mi się zapodziała w poduchach, piernatach i jedwabiach łoża mego.
Podpełzłam do barku, podciągnęłam się na drżących rękach ale niestety musiałam już użyć stołka jako lewarka, dopadłam gadzinę i jednym zgrabnym ruchem wlałam sobie łyk do gardła. Prawdopodobnie byłam wtedy tak łatwa, jak tylko mogłam. Niestety, jak pech to pech - akurat byłam sama. 

Następne co pamiętam to, że ktoś ściąga mnie z podłogi, do której przykleiły mi się nie tylko koronki ale i fryzura. Na barku ktoś napisał winem niecenzuralne słowo, co śmieszy mnie tak bardzo, że dostaję czkawki. Mówię wam, to prawda, że alkohol niszczy skórę! Zwłaszcza na łokciach i kolanach! Niestety, znowu nie mogłam sprawdzić czy po alkoholu bywam łatwiejsza. Było dokładnie jak w tej tu piosence:



Wasze Niewinne Prosie w koronkach:-)
(jedyny znany mi człowiek, który nie zgodził się na zakup jakiegokolwiek alkoholu na własne wesele - bo wszystkim dogodzić nie jest łatwo, ale wszystkich wkurzyć to już żaden problem)

61 komentarzy:

  1. Miałam nadzieję na dwie lampki wina z Tobą, Gabryś. Bo ja dojeżdżam wytrawnie do dwóch, to tak w sam raz. Cóż. Będziemy się czynnie odchudzać razem z Mizią i mknąć ku tym 10cm w pasie (brakuje mi 4cm), a Ty będziesz oglądaczką. Dobrze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniś Mój Najukochańszy Jedyny, po dwóch to jestem bardzo całuśna. Przygotuj się. :-) No, co do oglądania to nie ma sprawy, voyeuryzm zawsze był mi bliski.

      Usuń
    2. Dobra! Będziemy się zamieniać miejscówką.

      Usuń
  2. :)) No cóż - nie każdy pić lubi :) ALe dobrą naleweczkę produkcji własnej ,,, czy markowy koniaczek.... Witaj w klubie i ja robię z siebie koncertową idiotkę na trzeźwo ale jak jest alkohol to mam przynajmniej okoliczność łagodzącą .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaga - Koniaczek ładnie pachnie, niestety nie wchodzi. Naleweczka tym bardziej. No, ja też postanowiłam móc wreszcie zrzucić wszystko na wino - in vino veritas, in aqua sanitas! jak to mówią:-)

      Usuń
  3. uhahahahahaha
    usmiałam sie tej nocy na zapas :)
    ja sama posiadam słabą głowę jak by nie było. Wino lubię ale lubię też kiedy wino lubi i mnie :) cokolwiek to znaczy :)
    Jedengo razu bigosu nastawiłam na piecu z rondlu, z piwnicznych zakamarków wytargałam butle wińska wiśniowego, pędzonego przez mego ojca jeszcze za życia jego, i dolałam pół lampki do bigosu... hmmm... co począć z drugą połową?!
    do gardzioła!
    Akurat wtedy pisaninke miałam z jednym kolegą, o duperelach, a że od gadki szmatki pić sie chciało lało się wino i lało w wyschnięte gardlicho...
    Mąż wróciwszy do domu o 3 nad ranem, zastał mnie w pończochach niedbale założonych i kusej piżameczce, a bigos nadal pykał na gazie...
    Goście urodzinowi zgromadzeni dnia następnego byli zachwyceni smakiem potrawy tak suto zakropionej winem, gdyż zniknęło 2,5 litra wina, jednakowoż niekoniecznie nadmieniłam iż w moim żołądku! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piboha - no, ja rozumiem, że przy gotowaniu trzeba się napić. Chyba dlatego odpuszczam sobie robienie czegoś tak skomplikowanego:-)

      Usuń
  4. Jak tu ślicznie wszyscy opisują ekscesy alkoholowe :) Zazdroszczę. U mnie nigdy nie było pięknie. Nie mogę pić, bo szybciej wymiotuję, niż zdążę się upić. Raz tylko piłem tak szybko, że zdążyłem się nawalić skutecznie i wtedy kolejność było odwrotna niż zwykle u mnie, czyli taka jak zwykle u innych. Opisywać tego nie ma sensu, bo to było bardzo bolesne i bardzo nieestetyczne doświadczenie, a przy tym koszmarnie banalne. Żadnych tańców na żyrandolu, żadnych pieśni. Na drugi dzień kolega stwierdził, że ktoś mu dzióbnął wskazówki z zegarka. Patrzył na mnie podejrzliwie.
    Od tej pory piję coraz mniej i mniej. Teraz to już w ogóle wstyd. Taki wstyd, że wypadałoby coś wypić na ukojenie. A nie mogę :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ove, jak mi przykro...może się ukoisz winem bezalkoholowym? Sprzedają takie w UK.

      Usuń
  5. uch ach i ech ... i nic więcej, bo albo fszysko albo nic, tyle jest tych ekscesów, że ho ho cho i ino wino, naleweczki baardzo słabe smaczne tylko własne i zimą, na poprawę zdrowia i urody. Ja nie lubię trawy, już nie rusze nigdy w życiu, tak się fatalnie czuje i zachowuję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tEATRALNA...trawy? Znaczy żubrówki? Matko, nawet nie wiem jak to smakuje. Kto wie, może akurat bym polubiła?

      Usuń
  6. oooo to Ciocia Kabanowa ma tak jak my księżniczka:) bo my i nasz majestat też nie pije:) a ile doświadczeń podobnych! tadam! i stwierdzam z całą stanowczością, że gdyby moje kanarki pod kapeluszem doznały smaku wina czy innego trunku, to mogłoby się to zakończyć armagiedonem dość osobliwym w skutkach czy coś tędy;) i jakże ja dobrze znam te nagabywania, ale w swojej przebiegłości wymyśliłam dla tych nieco bardziej odpornych na wiedzę i mnie błyskotliwych, że mam uczulenie na alkohol i dostaję po nim wysypki na mózgu;) zanim delikwent skojarzy co też to może oznaczać, mnie już dawno nie ma w zasięgu jego wzroku, a jego wątpliwości dalej z nim są nie dając spokoju... i jakiż oni mają wtedy zadumany wyraz twarzy! rewelacja! ten wysiłek intelektualny wyciśnięty na czole, ta dedukcja uwidoczniona grymasem ust! brawo!dodać tylko fajkę i sam mistrz Sherlock z niego wychodzi jak ta lala malowana;)jednym słowem i'm flying cała reszta się dziwi jakże to tak można na trzeźwo i czasem bywa tak, że chęć owego latania bez trzymanki kiełkuje we współbiesiadnikach, tylko trochę im percepcja od alkoholu siada, stanowczo muszą nad nią popracować;) o i jeszcze jedno tłumaczenie mi się przypomniało, że nie piję bo po maseczce jarzynowej mam pryszcze, a majonez zdecydowanie zatyka pory;) mina interlokutora bezcenna, za sałatkę po 22 można zapłacić kartą master card;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sza...wiem jak bardzo trzeba się postarać żeby być pijanym bez picia, ale da się zrobić!

      Usuń
  7. :-) Krótko mówiąc, nosisz w sobie demony, które żywią się procentami:-) A ja kiedyś piłam zdecydowanie więcej. Mówili nawet, że jak na dziewoję to moja głowa przyzwoita była... Ale to musiało być strasznie dawno temu. Straaaasznie. Teraz trzeba pijaństwo planować, niestety, z kalendarzem w ręku, a głowa... ha.ha. Bez komentarza. Ale nalewki to bym się napiiiła, oj bym się napiiiiła!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. litermatka - No, ja to dziecku słaby przykład dałam, w życiu matki z kieliszkiem nie widział. I jak ten chłopak ma teraz żyć? Pracuj nad swoją latoroślą:-)

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  9. wygląda na to, że jestem w tym kółku jedyna pijąca i lubiąca pić, pilnuję tylko by po pijanemu nie publikować (pisać można)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nic podobnego ))))ja tez pije znaczy teatralna

      Usuń
    2. Nie, no jest nas wiecej, ja uwielbiam pic, uwielbiam byc na rauszu, albo i ponad :) gdyby nie zdrowy rozsadek moglabym byc codziennie wstawiona.:))) Nie wyobrazam tez sobie dobrego zarcia bez wina. Nie lubie wodki i wszelkicjh slodkich wynalazkow. Wino, whisky a latem zmrozone piwo. To lubie. Kazdy alkohol dziala na mnie nieco inaczrej. Wino odpreza, piwo lekko usypia, whisky odpreza ale i pobudza, najlepsze na imprezy. Jest jeszcze szampan, ale rzadko pije, ze wzgledu na cene.
      Nie moge natomiast pic jak mam dola. Dziala wtedy odwrotnie niz powinien, czyli doluje jeszcze bardziej.

      Usuń
    3. Dziewczyny, jak wy to robicie? Pijecie od kołyski? Tak bez zmuszania? Same polubiłyście? Zaskakujące...

      Usuń
  10. Obśmiałam się jak norka, a taniec na stole chciałabym zobaczyć na żywo - ale z drugiego rzędu. Za to z popcornem i paluszkami ;)
    Też nie piję, z rzadka pijam i zawsze robię za kierowcę.
    No dobra. Nie zawsze, bo Mężczyzna mi się taki sam wyrywny do alkoholu trafił i trzy sylwestry z rzędu opędziliśmy jednym Krupnikiem i pewnie by starczył do srebrnego wesela, ale że zawadzał w zamrażarce (trzeci rok z rzędu) szwagierka wzięła do wypieków.
    Do picia ja się również w ogóle nie nadaję. Wystarczy, że powącham korek, a mogę sobie nucić "ta mała piła dziś i jest wstawionaaaaa..."
    Jak to skomentował mój znajomy, próbujący ze wszystkich sił nas zrozumieć i uszanować nasze zwyczaje -...no można się bawić bez alkoholu... ale po co się męczyć? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psie w swetrze - ja też zawsze robię za kierowcę:-) Kiedyś to u mnie same imprezy bez alkoholu się odbywały, i co ciekawe - nikt nie narzekał. Takie to były czasy, kiedy to upijałam ludzi jedynie własną osobowością i czarem osobistym.

      Usuń
  11. Hahhaa, niezłe :) Pierwszy raz spotykam kogoś, kto ma taki stosunek do alkoholu czyli: "dziękuję, nie przepadam", haha, co najmniej jakby to były koreczki anchovis lub krab (ble). ubawiałm się :) Pieprzu drogi, looknij na mojego bloga tam małe info z mailem zostawiłąm, pod pierwszym postem. Skrobnij cosik, pliiiis :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jagga! Uwielbiam koreczki, i kraba też! Widocznie mam odwrocony smak. Biedna ja!

      Usuń
  12. Źle podałam nazwę bloga, kurcze z tym internetem oczelać można. A propo alkoholu, to ja np. mam taką dziwną przypadłość, że kiedy wypiję to wstępuje we mnie demon programisty, potrafię zrobić takie rzeczy w kompie i internecie, ściągnąc pliki, zmienić ustawienia, że potem na trzeźwo za cholerę nie wiem jakim cudem mi sie to udało. Na trzeźwo pukam powoli w klawisze i popełniam podstawowe błędy nalezne tylko pani w średnim wieku, jak teraz, wpisanie jakiegoś dzownego adresu bloga :) Ten jest na pewno w porządku :) Poprawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jagga - takie rzeczy to ja na trzeźo, i tak za chwilę nie pamiętam jak to zrobiłam. Jedyny demon jaki we mnie wstępuje to tańczący demon seksu, dlatego muszę być bardzo ostrożna. Jakbym się tak wyrwała na wolność...biedni moi sąsiedzi:-)

      Usuń
  13. Najpierw to mi powiedz co to są "wielkopsy". Ja piję bardzo rzadko. Jeśli już to czystą. Nie lubię rausza, który wywołuje wino i nienawidzę następnego, po winie, dnia. Więc unikam. Czasem lampkę, dwie i musi być wyjątkowa okazja.
    Odkąd T., mąż znaczy przestał w ogóle pić (bo swoje, przez 17 lat wypił) to jakoś nam się życie towarzyskie pokwasiło. Bo "składniki" naszego byłego życia towarzyskiego jeszcze nie wypiły swego i nadal chodzą zdrowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zante - zdjęcie wielkopsów znajduje się w tym poście -
      http://czarnypieprz.blogspot.com/2010/03/moj-maz-i-ja-mamy-zamiar-albo-kupic-psa.html
      To cudowne istoty nie-ludzkie:-)
      Ja cię doskonale rozumiem:-)

      Usuń
  14. Muszę uczciwie przyznać, że Cię nie rozumiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magda, mogłabym odpowiedzieć, że sama siebie nie rozumiem, ale odpowiem inaczej - Nie rozumiem tych co im papieroski śmierdzą, dziwadła jakieś:-)

      Usuń
  15. My z KOLEŻANKĄ najczęściej na wycieczki wozimy wódencje w tą i z powrotem- a niech się kurna przejedzie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OLQA- czyli macie z wódencją serdeczny kontakt?:-)

      Usuń
  16. Pieprzu, jestem z tego samego klubu Samorodnych Abstynentów. W związku z tym po każdej imprezie ostatnia wracam do domu - odwożę wszystkich ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A lubisz to? To odwożenie znaczy.

      Usuń
    2. Kalina - to pewnie kwestia odżywiania w dzieciństwie i spania bez smoczka:-/0 Ja odwożę tylko jednego, ale i tak mi wystarczy.

      Usuń
  17. Że wódki nie lubisz, to rozumiem, ale wino... nawet jeśli po nim nie chudnę i nie młodnieję, to jednak dystansu do upierdliwej rzeczywistości nabieram.
    A po trzeciej lampce wina jestem pewna, że wyglądam równie zmysłowo i kusząco jak dziewczyna z pierwszego filmiku. Na szczęście nie próbuję weryfikować tych wyobrażeń z rzeczywistością, bo pewnie musiałabym reanimować mojego M. który trzeźwym okiem patrząc umarłby ze śmiechu (albo zażenowania).
    Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mira - i to jest właśnie to co mi się w winie spodobało, przekonanie o własnej niesamowitej seksowności. Po prostu dziewczyna rakieta!

      Usuń
    2. No to wam obu zazdroszcze :)
      Ja mam z tego wina tyle, ze dól jest mniejszy. Ale do dobrego samopoczucia jeszcze bardzo daleko, a do tego zeby czuc sie jak rakieta - dystans raczej nieosiagalny.

      Usuń
  18. Nie potrafisz się zatrzymać na jednym kieliszku wina? Oj, to rzeczywiście, lepiej nie pij :*

    uściski tańcząca z żyrandolem :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Margarithes - jak to zatrzymać? To tak można? To po co pić?

      Usuń
  19. Chyba jesteśmy w tym samym klubie :).
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  20. no Kochana, ale żeś się odkryła .. ale to dobrze wiesz, bo lada dzień po niedzieli miałam zamiar uszykować Twój ołtarzyk na gzymsie kominka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. consek - nie mam nic przeciw ołtarzykowi, wybierz tylko do niego jakieś lepsze zdjęcie:-) Jak widzisz próbuję się nawrócić, opornie idzie, bo późno się za to zabrałam.

      Usuń
    2. Grunt, że się starasz ;)

      Usuń
  21. Jeeeju, wódka jest straszna. Strasznie niedobra w sensie. I tak samo wszelkie inne 40% rzeczy. I piwo, piwo tez jest niedobre, najwyzej jak jest bardzo goraca to sie mozna napic pól malej butelki Becks Gold albo jakiegos ciemnego.
    Ale wino wytrawne - KOCHAM. Chociaz nie potrafie z reguly wypic wiecej niz 1 - 2 kieliszki, bo potem mi przestaje smakowac. Ale te 1 - 2 kieliszki kocham.
    Albo taka oryginalna Sangria w barze w Hiszpanii, w dzbanku, fajnie schlodzona, i z wkrojonymi swiezymi owocami... mniam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diable - piwo to ja tylko bezalkoholowe, niestety skasowali moje o smaku czekoladowym - podobno byłam jedyną osobą w Polsce, która je piła. Coś ze mną jest nie tak, teraz palę takie papierosy, które kupuje tylko właściciel kiosku i ja. W Hiszpanii to ja wolę sok z pomarańczy:-)

      Usuń
    2. A, to ja tez nie pogardze tym sokiem w Hiszpanii. Swiezo wycisnietym z dojrzalych pomaranczy...
      Na Sycylii dosypywali do tego troche sody i sprzedawali jako srodek na kaca :)

      Usuń
  22. na razie sprywatyzowałam maila .. kontakt u matkijadwigi))

    OdpowiedzUsuń
  23. Blogger zbyt ogranicza długość komentarzy, żeby był sens zaczynać pisać jak lubię ankohole :) Tylko czasu teraz na konsumpcję brak :P Ale drzewiej bywało :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bazylu:-) A ja myślałam, żeś ty intelektualista, co to od czasu do czasu jeno łyk koniaczku pod dobrą literaturkę pociągnie...

      Usuń
    2. Muahahaha!!! Ależ mylo te internety. Był okres, że prawie otarłem się o wynalazki opisane w "Moskwie - Pietuszkach". I nie koniaczek pod literaturę, tylko czysta w literatkach :P

      Usuń
  24. Alkohol nie musi smakować, ba alkohol nawet nie powinien smakować. Nie pije się po to by smakowało, tylko by sponiewierało. Jak smakuje, to znaczy się alkoholizm :-)
    A bycie trzeźwym na pijanej imprezie, to już wyższy level...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hegemonie - ja mam już maturę z trzeźwych imprez, teraz muszę spróbować tego co mnie ominęło. I niech inni się ze mną pomęczą, a co!

      Usuń
  25. ALe czy czlowiek trzezwy nie meczy sie potwornie na imprezie na ktorej wszyscy pija? Czy nie czuje sie wtedy jakby przypadkiem trafil do domu waritow? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lola - tylko przez pierwsze 10 lat, potem przywykasz. :-)

      Usuń
  26. Chyba rzeczywiście nie jesteś stworzona do picia Drogi Pieprzu :))) Ale za to podczas czytania Twego posta naprawdę się ubawiłam! Uściski

    OdpowiedzUsuń
  27. Kurczę no, nie ma nic gorszego jak te podejrzliwe spojrzenia gdy oświadczasz "nie dziękuję - nie piję". Przez większą część swojego życia już zdołałam przywyknąć, a czasem nawet mnie to bawi. Albo cię mają za konfidenta albo za AA. A mnie to po prostu nie służy i nie odpowiada, lepiej bawię się na mineralce i tyle :P Tylko tak jak piszesz, straszny jest moment gdy zostajesz na imprezie jedynym trzeźwym a wokół dziwy, dziwencje się dzieją :P
    Kurczę...nawet nigdy pijana nie byłam, ale chyba niewiele straciłam? :D

    OdpowiedzUsuń
  28. Łomatko, i Ty masz pseudo "Czarny Wieprz"?! taż Ty, słońce kochane, nawet Prosiaczkiem z Kubusia Puchatka nie jesteś. Ja to dopiero jestem knurem stuprocentowym, a co ja mówię: jestem tym stadem świń, w które Jezusicek wpuścił bandę szatanów! Połowa wpływów z akcyzy to moje dzieło :-D
    P.S. I też nie wyglądam ;-*

    OdpowiedzUsuń
  29. Obecnie staram się w ogóle nie pić, jedynie symbolicznie. Kiedyś było więcej i przestało mnie to bawić

    OdpowiedzUsuń