Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.

niedziela, 25 stycznia 2015

O wyższości rurki z kremem i parówki w cieście, nad tendencją spadkową nastroju. Nie powiem, Johny Deep też się do tego przyczynił.




Jak wiadomo, moja przyjaciółka jest osobą specyficzną. Nie odbiera telefonów. Zapowiedziała mi już wcześniej, żebym do niej nie dzwoniła z prośbą o ostatnią posługę, bo z pewnością nie odbierze, a świadomość, że wykonałam do niej ostatnie 100 połączeń w życiu, może jej później zepsuć cały wieczór i sprawić, że wino nie będzie dobrze smakowało.

Powinnam stosować wobec niej kodeks Hammurabiego  (lubi ostre traktowanie), ale zawsze zwycięża moja ciekawość (która wpycha mnie w najgłupsze sytuacje w życiu)  i kiedy widzę migający na ekranie mojego eleganckiego smartfona napis "Dzwoni MiziaUhaha odbierz" nie wytrzymuję i potulnie odbieram. 

- Czego liszko?
- Witaj jaszczurko...co byś powiedziała na..?

I w minutę streszcza mi swój najnowszy pomysł na nasze najbliższe życie (zwykle jest to najbliższy wieczór, ewentualnie tydzień...hmmm...jeszcze nigdy nie zaplanowała ze mną nic na najbliższe miesiące). A co robię ja? Ja się oczywiście zgadzam i popełniam największy błąd w życiu, mówiąc: 
- Zastanowię się i oddzwonię za 10 minut. 

Ponieważ akurat odczuwałam spadkową tendencję nastroju, spowodowaną zbyt wielką ilością szaleństwa w jednej dawce, to już po minucie myślenia wiedziałam, że się zgodzę i polecę jak na skrzydłach. Tylko jednego nie przemyślałam.........

Jak można oddzwonić do kogoś kto nie odbiera telefonów? Chyba zwariowałam i chciałam zapewnić sobie rozrywkę w postaci napadu wścieklizny, ślinotoku, rzucania gromami i kąsania własnych żył.
Po wykonaniu 30 połączeń i wysłuchaniu komunikatu "Abonent nie odbiera, pocałuj go w miękkie podbrzusze i fruwaj stąd" - Postanowiłam sfrunąć i spędzić czas na dręczeniu się w samotności. Wysłałam jeszcze kontrolnie sms-a (ona i tak nie czytuje) "Oddzwoń krowo bo pojadę tam i wytargam Ci wszystkie kręcone kudły z głowy". 

Victoria!! Chyba się przestraszyła, bo już po pół godzinie oddzwoniła, zdziwiona, że ścigam ją telefonicznie po mieście, kiedy ona stoi właśnie po parówki w sklepie. Proza życia. Gdybyśmy żyły w Beumont Sur Mer, to zamiast stać po parówki, pewnie pędziłaby w otwartym Jaguarze (z otwartym dachem oczywiście, a nie drzwiami bo desperatką nie bywa) z jakimś milionerem i gubiła apaszki Hermes. Niestety, nasze życie toczy się tu i teraz, a milionerzy nie tłoczą się tymczasem u naszych drzwi (zupełnie nie rozumiem dlaczego, ponieważ my z pewnością zasługujemy na wszystko co najlepsze i powinni się tłoczyć jak szaleni, walcząc o nas za pomocą kluczyków do luksusowych samochodów, jachtów i domków w górach). 

W każdym razie osiągnęłyśmy consensus w sprawie wyjścia, walcząc tylko w sprawie - kto po kogo, czyim samochodem, o której i co dalej. Na szczęście, mam dar przekonywania i przekonałam ją, że będąc ze mną musi być prawdziwym mężczyzną - takim co zawiezie i zaparkuje (szczególnie zaparkuje, zważywszy na moją chorobę zwaną "efektem Tardis" na którą cierpię od 27 lat, czyli od momentu zrobienia prawa jazdy(pisałam już jak to jest ze mną i parkowaniem, a więc nie będę się powtarzać).

Nie wiem jak wy, ale ja najbardziej muszę się postarać przed wyjściem do mamy. Nie mogę do niej przyjść ubrana na czarno (Co ty ciągle na czarno i na czarno. Jeszcze raz Cię zobaczę w tym czarnym to ci to potnę), nieuczesana (co ty masz na głowie? I tak wyszłaś z domu i przyjechałaś DO MNIE??? I LUDZIE Cię widzieli??), bez odpowiedniego makijażu ( co ty taka jakaś? co pieniędzy nie masz? MAM CI POŻYCZYĆ?) itp. itd. Wyjście do mojej mamy to jak wyjście na schadzkę z kochankiem, wszystko musi być cacy. Trzeba jednak uważać, bo ZBYT dobry wygląd generuje pytania typu "Hej...ty kogoś masz! Siadaj i spowiadaj się!. Balans, balans,,,,tylko to mnie ratuje. 

Wyjście z moją przyjaciółką to przyjemność, bo nawet gdybym przyszła w worku z kartofli, w słomianych butach, i ogolona na łyso, to i tak by ją to nie ruszyło. No...może zmarszczyłaby tą słynną lewą brew. I tyle. 

Podjechała i już słyszę z daleka jak chichocze flirtując z sąsiadem. co mnie też zmusza do przyjęcia pozy słodkiego dziewczątka na gigancie, gięcia się, rysowania serduszek obcasami, zarzucania włosiem - takie hihihi...hahaha...tralala. A potem jest tylko lepiej. Wcinamy rurki z kremem, zapijamy czekoladą z kilometrem bitej śmietany i bawimy się wyśmienicie, o czym świadczą zmarszczone czoła obserwujących nas rodaków. Tak ...siedzą w niedzielę, w centrum rozrywki i się śmieją - muszą być zapewne pozbawione rozumu. 

Potem jeszcze wspaniały skok do perfumerii i wyhaczenie czegoś co obieca nam być pięknymi i młodymi na zawsze. Film był komedią, a więc śmiejąc się spaliłyśmy kawę ze śmietanką i rurki z kremem bez problemu, Johny Deep i Jeff Goldblum dostarczyli nam przeżyć natury estetycznej, Gwynet Paltrow nie stanowiła dla nas zagrożenia, ponieważ wiedziałyśmy, że w naszych torebkach trzymamy eliksiry piękności, które pozwolą nam wyglądać 100 razy lepiej od niej. 

A na sam koniec wylądowałyśmy u niej( u Mizi oczywiście, Gwynet ta sknera pewnie pożałowałaby parówek i wina), zjadłyśmy dzieciom parówki w cieście i popiłyśmy winem. Świat to piękne miejsce! Może masz przyjaciółkę, która odbierze telefon? Ruszaj!

Czarny Pieprzu zrelaksowany do kości i ości!

Zapomniałam/! Efekt naszych zakupów w perfumerii można zobaczyć na Facebooku:) Chowaj się Gwynet!

8 komentarzy:

  1. Ja wiedziałam, że Wy coś palicie. Rurki z kremem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wieprz zrobiła powtórkę z literatury i znalazła (bez okularów!):

    jedzą, piją, RURKI palą, tańce, hulanki, swawola ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to teraz jeszcze tylko tych milijoneróf zycze!

    OdpowiedzUsuń
  4. ))) przyjacióła dobra na wsio !! na stres, na wisielczy nastrój, na przytycie, na odtycie, na zajady...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś wyrozumiała dla swojej przyjaciółki jak siostra Immaculata. Ja bym tak nie mógł, co tłumaczy, dlaczego nie mam przyjaciółki. Właściwie tę Twoją nazwałbym raczej kumpelą, bo przyjaciółka odbiera telefony i oddzwania, raczej.

    Jeśli chodzi o Deppa, to go lubię, ale Gwyneth daleko bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli chodzi o spotkania z mamą to od 15 lat słyszę: jesteś za chuda, jesteś niedoczesana, dlaczego się dokładniej nie pomalujesz, pielegnuj młodość.... Przyjaciółę natomiast mam jedną, cudowną i ciągle dzwoniącą :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam dwie przyjaciółki od 1973 roku. Widujemy się przeciętnie 2 razy w roku (to są siostry bliźniaczki, z jedną z nich spędziłam 12 lat w jednej ławce) i dlatego wciąż jesteśmy przyjaciółkami :-D

    OdpowiedzUsuń