Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.

niedziela, 26 sierpnia 2012

"Bez znajomości języków obcych człowiek czuje się gorzej niż bez paszportu." czyli moje There And Back Again. Part2.


W końcu przybyłam i dostałam się do Domu Treningowego. Wewnątrz budynku rozbrzmiewało kilka znanych mi ze słyszenia języków, ale były i takie, których przyjemności poznać wczesniej jakoś nie miałam.
Ponieważ byłam jedyną Polką w całym tym międzynarodowym towarzystwie, komunikowanie się ze mną istniało jedynie na płaszczyżnie języka angielskiego i dlatego początkowo wszyscy ode mnie uciekali jak od morowej zarazy.  Nie ze mną jednak takie numery Bruner! Łapałam każdego delikwenta a to na schodach, a to w kuchni, a to w drodze do toalety i zadawałam pytania, gadałam, opowiadałam, no...jak to ja. Można powiedzieć, że doprowadziłam towarzystwo do rozpaczy i zamknięcia się we własnych pokojach na głucho.

Kropla drąży skałę - po 1,5 dnia towarzystwo skapitulowało pod naporem mojej czarującej osobowości, zaczęto się gromadzić w stołowym  a na stół wjechały międzynarodowe wiktuały. Okazało się, że rozmawiać to oni chcą, tyle, że nie potrafią bo się wzajemnie nie rozumieją. Zostałam więc tłumaczem, tłumaczyłam nigeryjski angielski na węgierski angielski, estoński angielski na słowacki angielski, łotewski angielski na belgijski  lub litewski angielski, urobiłam się po pachy ale czego się nie robi dla poprawienia atmosfery. Ciekawostką językową jest fakt, że w węgierskim nie istnieje litera ł,, a więc węgierski angielski wygląda tak:
"Aj vos voking ven AJ sov vajt vol" - no, to chyba jasne, że za pierwszym razem człowiek nie ma nawet pojęcia, że to angielski jeśli nagromadzenie "w" w zdaniu jest zbyt gęste.


Z drugiej strony, zaczęłam sie zastanawiać po co tez przechodziłam jakieś testy językowe, 45 minutowa rozmowę przez SKYPE i 30 minutową telefoniczna, skoro jak widzę tutejszy angielski jest na poziomie mojego niemieckiego. Coś tam wiem, coś tam powiem ale o życiu ze mną nie poszprechasz - no, ewentualnie moge dokonać zakupów spożywczych, zamówić coś w restauracji albo dowiedzieć się jak dojść do banku. W trakcie rozmowy wyszło na jaw, że przyjechały tu do całkiem innej pracy, natychmiast tez chciały ja zmienić na moją. A mnie się wreszcie poszczęściło i przyjechała Portugalka, Zimbabwiańczyk, Nigeryjka i Rosjanka, którzy mieli zajmować się tym samym co ja - wreszcie można było rozpuścić jęzory.

Z pobytu w domu treningowym wyniosłam mnóstwo informacji : jak się robi porządne węgierskie leczo, czym doprawia się salami, co można znaleźć w ogródku w Zimbabwe i jak się zabija owłosione pająki wielkości dwóch dłoni, które siedzą u Ciebie w rogu pokoju, dlaczego słoń to szkodnik,  jak się nie dać czarnej mambie, gdzie najlepiej lokować pieniądze kiedy się mieszka w Tallinie, jak wygląda tradycyjne nigeryjskie wesele, co jest najlepszym środkiem na biegunkę w Portugalii  i wiele, wiele innych...Poznałam mnóstwo historii, i utwierdziłam się w przekonaniu, że kobiety potrafią być silniejsze od mężczyzn, i że dobry, trwały związek to dar od losu, a nie reguła.



Wieczorem o tym jak pojechałam do swojej pierwszej pracy, jak grać w tenisa z kimś kto ma Zespół Downa i że fish - SPA nie dla mnie!





26 komentarzy:

  1. jestem pod wrażeniem!:) i czekam na dalszy ciąg

    OdpowiedzUsuń
  2. A co to fish-SPA. To takie coś jak Ci małe rybki naskórek z zrogowaciały ze stóp objadają ? Dobrze mi się skojarzyło ? A jak tak...to czy łachotki przy tym są? Ja bym chyba umarła ze śmiechu w trakcie takiego SPA:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam wychodze z zalozenia, ze nic w zyciu nie dzieje sie bez glebszej przyczyny, albo chociaz drugiego dnia, wiec tylko patrzec jak te wyniesione informacje zaczna byc niezbedne albo chociaz bardzo przydatne w Pieprzowym zyciu.
    Jakies zdanie tasiemiec mi sie utworzylo, ale jest dopiero 6:36 mojego czasu, wiec Pieprz wybaczy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mialo byc "drugiego dna", a nie jak napisalam "dnia";/

      Usuń
    2. Stardust - mam nadzieję, że nie pojade do Zimbabwe i nie będę musiała sprawdzać czy dużo sie nauczyłam o jadowitych paściaCH skaczących z drzew.:)

      Usuń
  4. Przypomniało mi to moją kamienicę w Paryżu ;) Istny międzynarodowy kocioł ;)))) Niektóre języki miały tak dziwne nazwy , że szukałam kraju z którego pochodzą i nie znalazłam ;))))) Litewski to takie język pomiędzy węgerskim , a rosyjskim , bo swojego czasu Ana śpiewała coś po litewsku i brzmiało to - kurbiega sza szupie , kurniamu niastiaka , tanbrolej artojej , brangi ... można było zwariować ;)))))A ze słowami o kobietach i związku to ja się zgadzam w 100 % ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duszko:))Nikt nie mógł zapamiętać imienia Litwinki, wołano na nią ŻE.

      Usuń
  5. Takie spotkania bardzo fajnie poszerzają "horyzonty". A ile ciekawostek z innych krajów można się dowiedzieć:) czekam na dalszą relację.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to Ci się poszerzyła wiedza ogólna :)
    Nigdy nie wiadomo, do czego się to wszystko przyda.
    Domyślam się jednak, że pierwsze chwile były trochę trudne, ale dobrze, że potem przyjechali też ludzie Twojej specjalizacji.

    No i oczywiście podziwiam taki warsztat tłumacza, to musiał być hardcore! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hoho...ze specjalizacją Iw to przesada, raczej ludzie na podobne stanowisko pracy:) Było zabawnie:))))

      Usuń
  7. Ja już chyba po polskiemu nie rozumiem, bo nie wiem w końcu, czy pojechałaś na urlop czy do pracy?

    Jak by nie było afrykański angielski jest chyba najgorszy, kluchy w gębie w trakcie artykulacji kwestii wygrywają mimo wszystko z piaskiem pustyni ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Do pracy, do pracy inwentaryzacjo - ale trochę jak na urlop:)
    Nigeryjka mówiła śpiewnie, przypominało to nucenie szamana....

    OdpowiedzUsuń
  9. To potwierdza moją od dawna wyznawaną teorię o mnogości angielskich i podziale na angielskie bardziej i mniej zrozumiałe, a nawet niezrozumiałe wcale.
    Brak informacji jak zdobyć te piniądze, co sie je potem lokuje w tym banku, co wiadomo jak zapytać w jaki sposób do niego dojść. Czekam w takim razie na c.d.

    OdpowiedzUsuń
  10. ładny masz fotel i angielski irlandzki ma niewiele wspólnego z angielskim angielskim, więc pikuś, idę na kurs irlandzkiego :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też uwielbiam takie międzynarodowe imprezy. Są barwne i ciekawe, jak ich uczestnicy, a porozumiewać się mozna od biedy nawet na migi!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nadrobiłam ostatnie wpisy i widzę, że jest git! Odważna jesteś kobitka! Ja bym tam nie wyszła z pokoju! Czekam na dalsze wieści:))

    OdpowiedzUsuń
  13. A może zdradzisz, czym przyprawić to leczo? I jeszcze środek na biegunkę w Portugalii bym mnie interesował, bo na wielkie pająki i słonie raczej nie mam szans...

    OdpowiedzUsuń
  14. Hihi, toś miała pracowity i nietuzinkowy urlop (pomijając, że byłam pewna, że się jeszcze BYCZYSZ na Wyspie) ;-) Ja właśnie zbieram siły przed pierwszym dniem w pracy po urlopie... trauma, trauma... Czekam na kolejne odcinki, żeby choć trochę odreagować ;-) Ściskam!

    OdpowiedzUsuń

  15. czyli, że udało Ci się garnąć istną wieżę Babel;-) no szacun kobietko;-)

    OdpowiedzUsuń
  16. No to podziel się sposobem na zabijanie pająków! U nas sporo z tych stworów usiłuje przezimować, a ja się ich tak brzydzę bez względu na wielkość. Może jednego spróbowałabym utłuc w afrykańskim stylu, zakładając brak wprawy mogłoby mi nie wyjść. Niedoszła ofiara poinformowałaby resztę włochatej gromady, że wprowadzili się pod dach kretynki, a następnie uciekną w popłochu. O, taki mam plan.

    OdpowiedzUsuń
  17. A mnie to daje wskazówki żeby kupować kamienice w Rumiunii:):)Angielskiego będzie mało więc nikt mnie nie oceni, za to te krajobrazy...
    Jak zawsze Pieprz.Jesteś najlepsza:):):)

    OdpowiedzUsuń