Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.
sobota, 4 września 2010
Tekst dedykowany.
TEKST 1
Mój syn urodził się indywidualistą. Ludzie rodzą się żeby zostać murarzem, cieślą czy zdunem, albo jak u Topora „żeby ciupciać królewny” a on postawił na indywidualizm – od urodzenia. Podziwiam go, bo być indywidualistą jako komórka jajowa, noworodek czy niemowlak to sprawa naprawdę trudna. Ba! Wielu twierdzi, że niemożliwa.
Po pierwsze zaskoczył wszystkich, że jest i nikt nie potrafił powiedzieć jak długo już tam jest, po drugie postanowił zmienić miejsce przebywania 4 tygodnie wcześniej niż zostało ustalone, w tempie ekspresowym – 25 minut, w trakcie czytania przeze mnie Gramatyki Języka Angielskiego w Ćwiczeniach niejakiego Prejbisza. Od początku był starszy niż był, przychodząc na świat jako istota świetnie ukształtowana, o długości przeciętnego 3 - 4 miesięcznego niemowlaka/64 cm/.
- To chłopiec! – zakrzyknęła radośnie położna – Raany, jaki długi!
Było mi właściwie wszystko jedno – byle zgadzała się liczba rąk, nóg i oczu.
Chłopiec był fioletowy, miał włosy koloru śniegu i wzrostem przypominał siedzącego niemowlaka.
- Good Job! – poklepał mnie po plecach czarnoskóry student z Sudanu.
- Mucha powiła żyrafę – zakrzyknął wesoło Pan Doktor.
Młodym rodzicom kazano badać czy fałdki na nóżkach dziecka znajdują się na tej samej wysokości. Tyle, że on oczywiście żadnych fałdek nie miał. Na żółtaczkę też nie zachorował, bo to by było zbyt pospolite. Przyniesiony do domu nie płakał jak inne maluchy tylko fukał elegancko z niezadowolenia, darcie się i czerwienienie oraz kolki jakiekolwiek były mu nieznane. W dzień nie sypiał wcale, fukał za to z nudów bo zajęcia jakie można zafundować noworodkowi są jednak ograniczone, noc już po 4 dniach pobytu w domu przesypiał w całości. Byliśmy u kresu sił budząc się sami po nocy i szturchając jego rączki i nóżki aby upewnić się, że oddycha. Był tym wyraźnie zniesmaczony.
Nie chorował na żadną dziecięca chorobę oprócz ospy, a i wtedy budził grozę kiedy wychodził ze swojego pokoju jako 3 latek i głosem kamiennym żądał „ Tatusiu proszę mnie posmarować bo skóra mnie swędzi”. Goście milkli, mówił dobranoc, piorunował towarzystwo wzrokiem i szedł spać zamykając wcześniej dokładnie drzwi i gasząc światło. Nie oznacza to, że nie chorował wcale – zawsze lubił cos odmiennego – łupież pstry na ten przykład. Zna ktoś? Pewnie mało kto. A on go sobie złapał i wyhodował.
Jego kolacje stały się słynne w rodzinie – na stole musiały być 3 miski – jedna z kaszką dla dzieci, druga z oliwkami a trzecia z płatkami kukurydzianymi. I tak sobie spożywał kolejno, oglądając książki i konwersując jak Król Staś na Obiadach Czwartkowych.
TEKST 2
Wychowując swoje dziecko postanowiłam, że nie będę zmuszała go do bezsensownych działań, do których przymuszała mnie własna matka. Było ich wiele ale te najbardziej znienawidzone to: zakładanie ciepłych gaci/barchany/, noszenie czapki i szalika od wczesnej jesieni do późnej zimy i obcinanie grzywki do przyzwoitej długości. Rzeczy te spędzały mi sen z powiek i motywowały do znajdywania wykrętów i kombinowania. Majtki trzymałam w piwnicy pod schodami, czapka i szalik lądowały w torbie zaraz kiedy tylko nasze okna znikły z pola widzenia, a w sprawie grzywki prowadziłam całe krucjaty.
Ponieważ los bywa złośliwy - pokarał mnie potomstwem, którego podejście do tych spraw było diametralnie inne. Dziecię w wieku lat 4 odmówiło pojechania do lasu bez dodatkowej pary rajstop. Po długich namowach zgodził się wsiąść do auta ale wysiąść w lesie już nie chciał – znajomi patrzyli na nas jak na morderców. Czapkę i szalik musiałam chować w czeluściach szafy bo miał ochotę nosić to nawet kiedy temperatura przekraczała 15 stopni. W sprawie grzywki odnalazł wspólny język z babcią zwracając się do niej o pomoc bo "Mamusia nie umie" i wracając z ząbkiem do pół czoła. Nie pozwalał głośno słuchać muzyki, kazał nam chodzić spać przed północą, żądał dwudaniowych obiadów i codziennej kąpieli. Trzymał nas krótko i wychowywał.
Z wiekiem nieco odpuścił i stał się normalnym nastolatkiem chodzącym w podartych dzinsach i z włosami do pasa. Kiedy zapisał się na lekcje gitary i szarpał struny od rana do wieczora mogliśmy odetchnąć , znormalniał.(?) Potem nieco przegiął, a następnie wrócił na dobry tor.
Od anioła:
do diabła:
…………..
Nie wiem kiedy minęło 20 lat. A minęło dzisiaj o 9.45. Za 3 tygodnie wyfruwa z gniazda. A leć słowiczku mój, a piej!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Iiii że tak powiem SZACUN ;-)))Oraz pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńCiekawa osobowosc! No i powodzenia w lotach! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOj to Twój chłopaczek ma już 20 lat i szykuje się już do wyfrunięcia z gniazdka rodzinnego - gratuluję Ci tak dużego no i chyba bardzo zaradnego syna.
OdpowiedzUsuńNa początku czytanie myślałam, że piszesz o moim Małoletnim. I się zastanawiałam skąd ty to wszystko wiesz;) Cedeenu... jeszcze nie znam, ale życzyłabym sobie żeby był indywidualnością. Tacy nie dają się stłamsić:)
OdpowiedzUsuńPeeS. Wszystkiego dobrego jubilatowi i jego dzielnej mamie:)
wow :-)wszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńo żesz..pieknie opowiedziane i powiedziane.
OdpowiedzUsuń20 lat - kawał czasu i jak ten czas szybko leci! Za szybko:(
OdpowiedzUsuńZapowiada się etap tęsknoty, bo skoro ma wyfrunąć...
A ja życzę mu szczęścia i spełnionych marzeń:)
uskrzydlajacy tekst, z polotem ;)Indywidualisci maja jak chcą i to jest w nich fajne.
OdpowiedzUsuńDlaczego mnie nie dziwi , że jak indywidalista godzący dodatkowe majty z nastolatkowym buntem to musi to być zodiakalna panna ?;)))) Mam taką w domu , więc to znam ;)) Wszystkiego dobrego dla Indywidualisty i niech studia będą samą przyjemnością ;))
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego dla Was :)
OdpowiedzUsuńCudownie to napisałaś. Doskonałe od początku do końca. Podziwiam Twe lekkie pióro, przystojnego Syna i cierpliwości do indywidualisty.
OdpowiedzUsuńPozostanie indywidualistą przez wiek dziecięcy, a potem młodzieńczy jest nie lada sztuką, albowiem wszystkie wysiłki pedagogów, zwłaszcza w szkołach publicznych, zmierzając do uśrednienia i standaryzowania człowieka ( patrz- równania, a zwłaszcza w dół).
To wielka rola Rodziców, żeby temu trendowi się oprzeć i wesprzeć dziecko w swoim indywidualizmie.
Za co Cię podziwiam :)
Super opisane!!. I tez momentami przypomina mi mojego syna, ktoremu przyszlo do glowy przyjsc na swiat akurat jak sie matka wybierala do kina:)) i zrobil to w rekordowym czasie 20 minut:)))
OdpowiedzUsuńSerdeczne życzenia dla muchy i żyrafy :D
OdpowiedzUsuńPieknie napisane.Dla pisklecia - najlepsze zyczenia w godzinie odlotu.U nas etap gitary, na szczescie juz ten,kiedy bez wysilku rozpoznajemy melodie.
OdpowiedzUsuńAle fajna opowieść :) Czytałam z ogromną przyjemnością!
OdpowiedzUsuńDziękujemy wszystkim za morze miłych słów:)
OdpowiedzUsuńAle mu fajny życiorys napisałaś! :))
OdpowiedzUsuńGdybym była w bardziej odpowiednim wieku, od razu chciałabym Go poznać :))))
Pięknie opowiedziane. Szczęśliwego życia!
OdpowiedzUsuńJakieś takie te dzieci inne w tym pokoleniu, co z własnego doświadczenia piszę ja i witam się w końcu oficjalnie! :)
OdpowiedzUsuńale pięknie napisane...
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego dla Was . Synusiowi życzę powodzenia i wysokich lotów :):):) Rany ... on naprawdę urodził się wielki :):):):)
OdpowiedzUsuńJurand, niestety (?), był typowy pod każdym względem. Może tyle że nie pił W OGÓLE do 18-tego roku życia, teraz zresztą też cienko (Mamci by nie przepił na stówę).
OdpowiedzUsuńKiedy będziesz wiozła tego przystojniaka na Rzeszów? Zważ, że mam śliczną szesnastkę "na wydaniu" ;-)
Książę Ciemności i Łamacz Serc Niewieścich!
OdpowiedzUsuń100 lat dla synka, a tobie pogratulować potomka jedynie mogę.
OdpowiedzUsuńI chwała Ci za to, że w synu indywidualności Jego nie tłamsiłaś:)Się wcale nie dziwię, że nie bardzo wiesz jak minęło lat dwadzieścia żywota Twego dziecięcia. Bo Ci się dziecię samo wyhodowało i mimochodem jakby:)Od poczęcia po dziś dzień swoją drogą idzie, a teraz to nawet poleci w świat.:)ale w ramiona mamci zawsze wróci stęskniony, bodaj na chwilkę:)
OdpowiedzUsuń20 lat !!! rany a ja niedawno przplakalam osiemnstke mojego indywidualisty ...
OdpowiedzUsuń1oo lat dla syna w samym powodzenu i dla ciebie zes nie "zabila" indywidualizmu w chlopaku :))) ....
Biję się w pierś, że nie tłamsiłam - chociaż trudno mi było znieść okres kiedy postanowił, że nie będzie ruszał się z domu bez przebrania "za Kasię"(babcia się załamała, szczególnie spinkami we włosach i ilością korali) , księcia w koronie, szynela wojskowego z furażerką, zrobionej samodzielnie kolczugi, kolorowego irokeza. Na pytanie rodziny:
OdpowiedzUsuń- A nie wstydzisz się tak chodzić?
Niezmiennie odpowiadał
-Nie,a dlaczego mam się wstydzić?
Marzeńciu -spędziłaś przynajmniej spokojny czas - my już w I klasie mieliśmy kilka zapisanych zeszytów uwag. A on miał nie tylko własną ławkę w szkole ale nawet własny rząd!
Dwadzieścia lat minęło jak jeden dzień, ale...cóż nas to obchodzi, kiedy my wciąż piękne i młode a dzieci mamy takie cudne!!! :)
OdpowiedzUsuńszczęśliwa matka, szczęśliwe dziecko-taki obraz się maluje. dobrze ze pozwalasz mu odfrunąć i robić jak jemu sie podoba- nawet nie wiesz jakie to jest ważne.a on wróci-zawsze wracają studenciny jak przecinki, i wpulają co tylko mamusia im przygotuje ;)
OdpowiedzUsuńCzyli dokonałaś dzieła :) wychowanie Syna to pewnie nie lada czyn :) gratuluję!!! I więcej sił i radości z tego wszystkiego Ci życzę :)
OdpowiedzUsuńNiemożliwie zabawny tekst o swoim potomku. Ale miedzy słowami wyciska się duma rodzicielska oj wyciska. A co jak się ma takich dówch indywidualistów? I to zgoła odmiennych od siebie nawzajem?
OdpowiedzUsuńDobra podpieprze lekko i napiszę i super piszesz, ale to wisz chyba ibez pieprzu mego.
OdpowiedzUsuń