Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.
środa, 28 kwietnia 2010
Siała baba mak...
Siała baba mak, nie wiedziała jak.
Wszystkich swoich studentów darzę nieokiełznana miłością. Nie jest ważne - stary czy młody, brzydki czy ładny, mądry czy mniej mądry. Spalam się w tym strasznie ale inaczej nie potrafię. Mam wrażenie, że na każdym spotkaniu dokonuję sekcji na swoim ciele i przewracam go na drugą stronę, z tego powodu po 3 godzinach zajęć bywam kompletnie nieprzytomna i urobiona jak górnik po szychcie. Nagrodą są słowa - Co? Już? Koniec???.
Nie wiedziałam, że to działa w obie strony. Zasiałam i zebrałam. Kiedy już tak całkiem zapadłam się w głąb najczarniejszej czerni otrzymałam: własnoręcznie pieczony chleb /wykonany przez najstarsza kursantkę/, piękne zdjęcie wykonane SPECJALNIE DLA MNIE, kilka ciepłych listów,prawdziwe ruskie pierogi ręcznej roboty i małe złote serdeuszko, a nawet LAURKĘ! - no? i jak tu nie kochać ludzi?
Tym samym postanowiłam wrócić do życia i ustawić się pionowo. Wszystkich serdecznie pozdrawiam i kończę z marudzeniem.
Baba co sieje, jest olejem na płótnie:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Musisz być świetnym nauczycielem, skoro uczniowie nie wiedza kiedy kończą się zajęcia.
OdpowiedzUsuńTo miłe, zostać docenionym.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoim marzeniem było -mieć takiego wykładowcę. Iskierki boże się nie gasi.
OdpowiedzUsuńZawsze podziwiałam ludzi, którzy ze swadą i wielką lekkością potrafią wyrazić "wszystko co pomyśli głowa".
Chociaż sobie poczytam- tyle mojego- jesteś solą studenckiego życia.
P.S. Poprawiałam błąd.
Jak cudownie!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCzyli co - prawie jak w filmie? :)
OdpowiedzUsuńPozazdrościć.
Czarny Pieprzu, kiedy pracowałam w Liceum dla Dorosłych, miałam podobne odczucia (z młodzieżą licealną bywa różnie, to etap zmanierowania, więc nie do wszystkich można dotrzeć, nawet stając na rzęsach). Ale co dojrzalsi odbiorcy potrafią docenić to twórcze zasiewanie ziaren w ich umysłach. Aczkolwiek takie emocjonalne angażowanie się w swoją pracę graniczy wręcz z wypaleniem. Uważam, że jest to jedno z najbardziej odpowiedzialnych zajęć. Wielki szacunek dla twojej pracy z pasją. :) Piękna ilustracja. Czyjego jest autorstwa?
OdpowiedzUsuńEeeee no ... Marudzenie jest fajne, a zrzędzenie jeszcze bardziej :D
OdpowiedzUsuńNiemarudzący na Madagaskar!!! :D
Tak, to bardzo przyjemne, kiedy ludzie doceniają, że wypruwasz dla nich flaki.
No, wyszło jak pean na moją własną cześć! Spieszę donieść, że: gadam za dużo, robię nagminnie małpie miny, gibię się jak gibon, jestem roztargniona, trzymam ręce w kłakach /własnych/, zajmuję najmniej dwa stoły, i takie tam różne. Aaa..i jak sobie ubzduram, że ktoś ma na imię Marysia, to umarł w butach. Chociaż, ostatnio wpadłam na pomysł i udaje mi się wychodzić z twarza..zaczynam
OdpowiedzUsuń"A teraz pani Marysia.../widzę mrugnięcie powieką/, która wcale nie jest panią Marysia...tylkoooo paaanią /tu szepty z wszystkich stron/ Ewą....".
Jolu - :))A ilustracja, podobnie jak poprzednia należy do mojego udomowionego, zakontraktowanego artysty. Niestety, już wyjechała z domu. Na szczęście powstaje bardzo ciekawy, nowy pan Goździkiewicz:)
OdpowiedzUsuńMagenta - no, masz! Marudzenie to nasza narodowa cecha, kiedy mieszkałam w UK tego mi najbardziej brakowało. Wspólnego marudzenia we własnym języku. Kiedy wreszcie dorwałam koleżankę - Słowaczkę marudziłyśmy 3 godziny, każda w swoim języku. To było jak ogromny oddech. Bo z koleżanką z Węgier nie mogłam tak fajnie pomarudzić, chociaz miałysmy jedno słowo wspólne w obu językach - zaczynało się na k.....
Aha...tylko nasze kończyło się na mac, a ich zaczynało jakims niezidentyfikowanym dzwiękiem brzmiącym jak ASZ...
OdpowiedzUsuńNo. widać że mi lepiej bo znowu mam słowotok.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała, a proszę, jak fajnie zasiała::)))))
OdpowiedzUsuńJeśli nauczasz tak jak piszesz czyli z humorem jajem i ikrą to wcale sie nie dziwię....:):)To miłe byc docenionym, w końcu to co robimy chcemy robić jak najlepiej:):):)
OdpowiedzUsuńNo i ruskie....
zgłodniałem:):)
Opad szczęki jako oznakę podziwu nad tą babą robię:)Co za rodzina utalentowana ,no no :)serdeczności:)
OdpowiedzUsuńMoże powinnam napisać więcej, ale powiem jedno.
OdpowiedzUsuńWARTO!!!
no jakze to tak? trzeba czasem pomarudzic zeby zostać pocieszonym! tak to dziala! gratulacje i zyczenia dalszych sukcesów w zyciu osobistym i zawodowycm ;-) (kocham ta formułkę! )
OdpowiedzUsuńA czy Ty wiesz, ze Twoi studenci beda Cie pamietac i mile wspominac do konca zycia? To jest w tym wszystkim najpiekniejsze. Ja mialam jednego takiego profesora, ktory nawet we mnie potrafil wzbudzic szacunek. A straszna bylam swego czasu, przyznaje sie bez bicia.
OdpowiedzUsuńGratuluje Tobie i Twoim studentom, ze maja szczescie miec wyklady z Toba!!
dal takich chwil warto żyć, gratulacje :)
OdpowiedzUsuńNiepotrzebna reforma oświaty ,żeby studenci, tudzież uczniowie mieli obopólną satysfakcje na równi z tym , kto naucza.Więcej takich ludzi z pasją.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńech... gratuluje... A próbowałaś w gimnazjum? :D
OdpowiedzUsuńOchy na wykładach, ochy tu. Czy Ci się Pieprzu symetrie nie popsują? ;) Marudź, rozśmieszaj i koniecznie wracaj:):)
OdpowiedzUsuńMi tam Madagaskar nie grozi. Cieszyć się czy marudzić? :D
Swoją drogą jak ktoś z pasją gada to najciekawsze tematy są porywające.
Podziwiam i pozdrawiam.
Proszę o więcej opowieści o nietrafionych paniach marysieńkach, muszę tego posłuchać, bo sama ciągle do każdej miśki mówię "Pani Natalio"!
OdpowiedzUsuńCały ty, Pieprzu. Napiszesz słowo prawdy i zaraz sie lecisz usprawiedliwiać, że to nie samochwałka.
OdpowiedzUsuńCzekam na Ciebie :-)
a czego uczysz, tzn. jakiego przedmiotu?
OdpowiedzUsuńMuszę Ci powiedzieć , że ja to natychmiast sobie przypomniałam naszego profesora od łaciny . Był to wiekowy , ale tak go wielbiłyśmy , że piekłyśmy mu ciasta i zapraszałysmy do domów na niedzielę :):):):) A ja już myslałam , że nie ma takich ludzi , których się lubi choć próbują nam wbijać wiedzę , a tu niespodzianka :):):):)
OdpowiedzUsuńNivejko - haHAha! Przestań!
OdpowiedzUsuńMarzyzniu nooo...dziecko powiedziało,ze powinnam jeszcze dopisać, ze wyciskam tubkę pasty od środka.
Basiu + języka angielskiego
A baba co siała już wyjechała.
Jak się ma szacunek do ludzi, traktuje ich nie jako zbiorowość a zbiór rzeczy niepowtarzalnych, to i oni nas też tak traktują:)
OdpowiedzUsuńNapisałam komentarz juz dwa razy, ciagle coś się wykrzacza, nienawidzę blogera, ale lubię Cię czytać, to i kursanci Cię lubią:) Pewnie to tez się nie zapisze, ale starałam się, psia kość... Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKto sieje mak, ten zbiera...?:)
OdpowiedzUsuńA dziad wiedział nie powidział .... ;)))) Ustawiaj się pionowo , bo odleżyn paskudnych dostaniesz ;))))
OdpowiedzUsuńTaaak to właśnie jest najpiękniejsze jak zbiera się to co było zasiane własnoręcznie, nawet jak to mak jest i można zrobić z niego... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńkiedy mnie uczennica obdarowuje rysunkami, kiedy rzuca się na szyje, mowiąc: niech pani nie odjeżdża, ja już się będę uczyć - czuję chyba to samo. Uwielbiam swoje dzieci, choć czasem wracam od nich jak z pracy w kopalni:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
www.callmeoutsider.blog.onet.pl
Masz dar! :)) A to nie każdy posiada i nie każdy umie z taką miłością zasiać. Gratuluję bardzo szczerze, bo ja uczyć niespecjalnie umiem, chociaż mam na to nawet glejt :)
OdpowiedzUsuńBabo!!Weź no Ty zasiej nową notkę!:):):)
OdpowiedzUsuńi Ciebie też mniej...pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZrzędzę sobie i tęsknię za Twoim humorkiem :)
OdpowiedzUsuń