Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.
poniedziałek, 10 maja 2010
Choroby są po to, by nam przypominać, że nasz kontrakt z życiem może być w każdej chwili unieważniony.
Zaczęło się od ogólnego rozmemłania, rozleniwienia i niechciejstwa. Niby nic, a jednak łatwo było zauważyć.
- Zmieniłaś fryzurę?
- Nie. Umyłam włosy.
- Nieeee. To nie to. Coś zmieniłaś. Makijaż?
Owszem. Zmieniłam wyraz twarzy.
- Ojejku! Co się stało?
- Boli panią coś?
- Jakieś kłopoty?
Hmmm…oprócz rozmemłania, nie zauważyłam żadnych innych symptomów nadciągającej katastrofy. Niestety nadeszła podstępnie słonecznym rankiem, wpiła śledzie w glebę, brudne stopy rozparła na fotelu, rzuciła walizy w kąt i postanowiła zamieszkać na trochę ; razem ze mną, w moim niebieskim pokoiku, w moim białym łóżku w niezapominajki, pod moją błękitną pościelą – kompletnie tu nie pasowała, podobnie zresztą jak ja! W końcu patrząc na to co czytam, oglądam i czego słucham – mój pokój powinien wyglądać jak połączenie jamy Scarlaka i katakumb. No, wiecie – kamienne ściany, jakiś mały, krwawy rozprysk na ścianie, nieco surowych narzędzi tortur i kilka ludzkich kości rzuconych niedbale gdzieś w kąt. Tymczasem…błękity, niezapominajki, aniołki, pierdółki, dwa misie – pysie, kolorowe obrazki i białe szafeczki. Aż do bólu zębów. To jeszcze jeden dowód na dwoistość kobiecej natury.
Przejdźmy jednak do sedna. Słoneczny ranek zawsze zaczyna się parującą kawą i serkiem Bieluchem. Ten zaczął się szybko wypitym jogurtem. Potem spacerek z psami, auto i fruuu do pracy. Po dwudziestu minutach wiedziałam, że coś jest nie tak. Po minutach 30 siedziałam w aucie i prułam w stronę domu łamiąc po drodze kilka przepisów, sycząc i plując jadem na czerwone światła na skrzyżowaniach. Wejście na pierwsze piętro jeszcze nigdy nie trwało tak długo. Potem oparcie się o klamkę mężowskiego pokoju i zachrypnięty szept…”Pomocy, umieram…” resztę usłyszała łazienkowa muszla koncertowa. W samochodzie umarłam dwa razy, pot lał się ze mnie strumieniami, a każdy wybój na drodze był następnych stopniem do nieba. Żałowałam, że wczoraj nie cieszyłam się z tego, że jestem zdrowa i nic mnie nie boli.
O, jakaż byłam głupia wczoraj nie tańcząc z radości nad brakiem bólów wszelakich i mąk cielesnych, o jak materialistycznie i obrzydliwie nastawiona do życia. Pół godziny później żałowałam, że nie umarłam na schodach do przychodni. Mieszanka leków podziałała na szczęście dość szybko i jako umarlak ze spoconym włosem zostałam wypuszczona do domu.
Wszystko fajnie, tylko że w mojej ręce nadal tkwi ohydne ustrojstwo do podawania w żyłę zastrzyków – bo kolka nerkowa lubi powracać. Siedzę i zastanawiam się ile jeszcze pozostało mi minut szczęśliwego stanu, bez bólu. Żeby zaakcentować jak bardzo się cieszę, że w tej chwili nic mnie nie boli postanowiłam napisać niniejszą notkę. Ilustruję ją obrazkiem, który wcale do mnie nie pasuje, nie pasuje tez do całej notki ale za to kojarzy się z miejscem, w którym mnie nic nie bolało. I to jest sedno sprawy! Ludzie! Cieszcie się, że nie macie kolki nerkowej i żyjcie pełnią życia!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ooooo, witam siostrę w nieszczęściu!Podczas ostatniego ataku o mało co kaloryfera nie wyprostowałam,a i tak pielęgniarka stwierdziła że był łagodny(?!).Pociechą może być fakt iż na legalu można , a nawet należy regularnie pić piwo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię i wszystkie cierpiące "kamienice".
Noooo, sama prawdziwa prawda, niestety. Życzę udanego kamiennego porodu, jak się uda i żeby Cię nic już nie bolało, brrrr. Uściski przesyłam biedny ,cierpiący Pieprzu.
OdpowiedzUsuńja tylko przeżyłam korzonki, ale wiem,że nereczki to się nazywa ból.Trzymaj się dzielnie, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAlbo rwy kulszowej. Zdrowia!
OdpowiedzUsuńŁączę się zatem w bólu.... Ała.
OdpowiedzUsuńBiedulko! pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńNo gdyby mielony mógł pomóc, to ja nic tylko Ci pisała o kotletach!
OdpowiedzUsuńNic nie wiem o kolce. Trzeba zabić to świństwo!
Za to strasznie kuszące mi się wydaje to wnętrze katakumb z lekkim rozbryzgiem ;)
Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńNie miałam, twuuu ... na wszelki wypadek jeszcze odpukam, ale znam takiego jednego co go pooooooootwornie bolała, a ja to widziałam. Można więc powiedzieć, że znam ten ból;)
OdpowiedzUsuńZdrówka;)
czy już lepiej?
OdpowiedzUsuńHaha..Doro- siedzę jak na bombie. Nie wiadomo kiedy wybuchnie:)
OdpowiedzUsuńNo to się cieszę, ale tylko połowicznie, bo patologicznie nie znoszę, jak kogoś coś boli.
OdpowiedzUsuńZyczę Ci, żeby ataki już nie powróciły...
Matko kochana ...Pieprzu normalnie przytulam mocno ... Miałam kamienie i chciałam sobie sama scyrokiem wyciąć nerki .... To jest dopiero katastrofa , a nie umiłowanie miejskiego życia :)Wracaj do zdrowia i to szybko , najlepiej już ! Wiesz co a może ja podeślę ci jakichś naturalnych sposobów leczenia ? Ja wiem żeś mieszczuch , ale może coś pomoże ...
OdpowiedzUsuńAnaste złota!, że mnie też od razu do głowy nie wpadło cię prosić o pomoc! Ślij Kochana, ślij.
OdpowiedzUsuńNo, to możecie sobie z Dzidkiem łapki podać. Trzymaj się tam, kobito.
OdpowiedzUsuńP.S.: Mały pija herbatkę z pokrzywy, ale to pewnie zależy od rodzaju kamieni.
Wysłałam pytanie na pocztę , jakbyś mogła odpowiedzieć :):):)Wracam za dwie godzinki i od razu odpiszę :)
OdpowiedzUsuńOj wiem dobrze, o czym napisałaś;-)))
OdpowiedzUsuńCzytam i czuje jak mnie boli.
OdpowiedzUsuńBiedactwo. Nie wiem co to za bul (i nie cze wiedzieć), ale szczerze współczuję.
Przytulam mocno i niech już cię nie boli
Zabij cholerę za pomocą tego podajnika zamontowanego w ręce, strzykawą z płynem ją potraktuj, płynem zabójcą. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPieprzu zdrowia dużo życzę! :) Jak tylko zobaczyłam twój tytuł posta to pomyślałam sobie, że to święta prawda. Od ponad 2 tygodni leczę przewianie, nie mogłam ruszać prawą stroną ciała. Jak tylko przeszło na tyle, żeby ruszyć do pracy to przewiało jeszcze raz. Od dwóch dni mogę ruszać szyją a wszystko chyba po to bym nie zapomniała jak dobrze mieć sprawne ciało ;)
OdpowiedzUsuńOdpisałam jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńCześć Pieprzu, na razie żem nie czytał, zgłaszam sie tylko, że też cie kocham :-)
OdpowiedzUsuńTen starodawny znak :-) to znaczy, że sie uśmiecham całom gembom szczerbatom.
No ładnie Marzyniu - ty wpadasz i nie czytasz, a tam mógł sobie mój nekrolog w wesołych kolorach wisieć. I co wtedy? I wtedy z pewnością byłoby ci wstyd, że wpadłas i nie przeczytałaś. Ot, co! Howgh!No, ale skoro kochasz nieprzerwanie to chyba jednak wybaczę...zaraz...ok! wybEczone!
OdpowiedzUsuńech, zdrowotnościowych notek nie komentuje, bo jeszcze by ktoś umarł!
OdpowiedzUsuńPieprzu nie daj się paskudztwu ... Ja tu wysyłam pozytywną energię do Ciebie ;))))) Zdrowa masz być i już ;)))
OdpowiedzUsuńKurza twarz:( Znam ja ten ból... człek po ścianach chodzi.Mam nadzieję ,że u Ciebie to nie kamienie ,ale piasek ,który sobie powolutku wypłuczesz lekarstwami.Trzymaj się ..i zdrowiej zdrowo wpieprzu:)) serdeczności:)
OdpowiedzUsuńMoje bidaństwo!
OdpowiedzUsuńPodobno ta kolka jest jeszcze gorsza niż rwa kulszowa. Mój kumpel zemdlał przy ataku.
Ja się cieszę każdym dniem, w którym mnie plery nie napierdzielają. Ściskam Cie mocno i modlę się, by już nie bolało...
Piwa dużo trzeba pić na zdrowe nerki podobno, mój kumpel tak sobie do serca to wziął, że potrafił wypić przez wieczór 13 i jeszcze dwa zabrać na drogę;) jak sie będziesz nudzić to poproszę o naskrobanie czegoś gwarą - i się nie wydurniaj tylko zdrowiej szybko, buziaczki ślę;)
OdpowiedzUsuńPieprzu noooo zdrowiej szybko:):):)ja sie dowiedziałem że to naprawde bardzo ała, to co masz.....ehhhhhhhh czemu tego nie dostaja jakieś blogowe trolle tylko Wieprz co pisać codziennie powinien:):):)Pozdrawiam i zdrówka..
OdpowiedzUsuńJak mamy się cieszyć, że nie doskwiera nam kolka nerkowa, skoro istnieją ludzie, którzy cierpią z tego powodu... :/ Łączę się w bólach!
OdpowiedzUsuńaj..nawet nie wiem co powiedzieć! koszmarny czas! na szczęście przemija, prawda? powiedz że prawda?
OdpowiedzUsuńno to ja się cieszę...:)
OdpowiedzUsuńPieprzyku jak tam?O zdrówko zapytuję...
OdpowiedzUsuńOj mój pieprzyku strasznie Ci współczuję bo kolka nerkowa potrafi zepsuć nastrój i humor- musisz jednak zrobić badanka, wypić kilka mikstur ziołowych. Być może jest to tylko piaseczek - pyłek. Ale dzisiaj już z tym problemów nie ma - są w szpitalach kowadełka i tam zręcznie rozbijają kamyczki (chyba koło Ciebie też jest taki szpital). Nic się nie martw to nic nie boli.
OdpowiedzUsuńOjej, współczuję! Raz miałam taki atak w życiu po podaniu zastrzyków moczopędnych (to było po pożarze domu z którego mnie zabrało pogotowie) i... matko i córko! okropne to było!!!Szlachetne zdrowie...!Zdrówka!:)
OdpowiedzUsuń??????
OdpowiedzUsuńŻyję, i okazuje się że nerki to mam w porządku:) Dziwne...
OdpowiedzUsuńZaleglosci mam straszne w czytaniu, a tu tyle bolu. Wspolczuje, bo brzmi strasznie. Wracaj do zdrowia.
OdpowiedzUsuńmoja siostra miała z nerkami to i owo. nieprzyjemna sprawa:( mam nadzieję, że teraz już lepiej. pozdrawiam serdecznie i... piwo podobno faktycznie czyni w tej kwestii cuda;)
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci serdecznie, przeżyłam zapalenie trzustki, też radość o poranku + 3 tygodnie diety herbata koloru słomki i kartofelki z wody, bez niczego.To było b. dawno, ale na każde wspomnienie dostaje dreszczy. Pocieszające,że nerki w porządku, to może Ci piasek wędrował tylko? Przebadaj się porządnie do końca.
OdpowiedzUsuńZdrówka życzę,:)
Jak zdrówko?
OdpowiedzUsuńNo, Pieprzu, bez jaj! Albo raczej coś z jajami poproszę :)
OdpowiedzUsuńJak Ci?
Jak się czujesz ? Mam nadzieję , że już dużo lepiej :)
OdpowiedzUsuńhej? co u Ciebie? bo sie martwimy!
OdpowiedzUsuńWitam, witam:) Wracam do siebie:) Dziękuję wam wszystkim za wdepnięcie w moje progi. Magenta - zawsze jajami:)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńZajrzałam i widzę , że jesteś cała i zdrowa , więc się po prostu cieszę i pozdrawiam :):):)
OdpowiedzUsuńPieprzu!!!!! Jutro nie dość, że czwartek, to jeszcze całkiem pozamykany, więc mam nadzieję, że dasz znać o tym, że już ok :)
OdpowiedzUsuńDostałam od syna (na życzenie) w prezencie "Trzeci znak". Przystępuję do lektury. Uściski. Stęskniona ja :)
To już nie mogę się doczekać na recenzję:)))))))))
OdpowiedzUsuńPowrotu do zdrowia życzę :) mam nadzieję, że już jesteś bliżej niż dalej :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się klimat na Twoim blogu, będę zaglądała częściej:) Może zechcesz wymienić się linkami? Twój link już u mnie jest:) pozdrawiam, Aneta:)
OdpowiedzUsuńTytuł wpisu brzmi jak filozoficzna odwieczna prawda i wg mnie mocno przemawia - szczególnie w dzisiejszym zabieganym świecie, gdzie nie ma czasu na chwilę refleksji, nie mówiąc o docenianiu tego, co się ma.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - dosłownie.