Post tymczasowy, wakacyjny, zaklejający wyrwę w pisaniu.
Zaczęłam od Tajemnicy Zielonej Pieczęci. I to był strzał w dziesiątkę. O rany, przecież ja się kochałam w Wiktorze!! Widocznie zawsze miałam pociąg do artystów, i zawsze lubiłam szczupłych, wysokich, wygadanych brunetów. (Dlaczego do diaska wyszłam za dobrze zbudowanego blondyna?) W kolejce czeka jeszcze Za minutę pierwsza miłość, Ci z Dziesiątego Tysiąca, Klub Włóczykijów i wiele innych fajnych pozycji. To moje wakacje! Aktualnie czytam w takich pięknych okolicznościach przyrody:
Prawda, że przyjemne miejsce? W dole, jak widać, szemrze Tamiza i Londyn się ściele do stóp. Oczywiście, w trakcie odpływu nie warto czytać nad Tamizą, ponieważ powietrze staje się zbyt mahoniowe. Nie przeszkadza to jednak kilku zapalonym Chińczykom w codziennym połowie węgorzy. Wyciągają, przyrządzają i zjadają. Wstydziłam się zrobić zdjęcie dokumentujące ten fakt, musicie mi uwierzyć na słowo.
Następnie na książkę, w której autorka stosuje następujące triki:
- Do jasnej cholery, przestań mi tu zgrywać księżniczkę! Nie mam i nie będę miał stałej pracy, bo nie mam ochoty tyrać przy maszynie osiem godzin za marne pieniądze. Jesteś taka sama jak twoja matka! Odczep się!!!Zrozumiałaś?!! Mam dość twojego jazgotu! Wynoś się!- bąknął Stasiek.
Bąknął??Tych bąknięć jest w książce co niemiara i pasują jak pięść do nosa. Zresztą autorka uwielbia też burknięcia i napomknięcia, które ciężko dopasować do dialogów prowadzonych przez bohaterów. Czekałam kiedy autorka napisze:
- Kocham cię, a moja miłość jest bezkresna jak plaże morza Bałtyckiego - ryknęła z czułością Regina do ucha Stefana. I z tej ciekawości dokończyłam książkę, co uważam za pewien wyczyn.
No, i trzecia pozycja. Zaczęło się zabawnie, tym ciekawiej, że jedna z bohaterek była moją równolatką. Było miło, ale do momentu, w którym autorka (trzydziestolatka, sprawdziłam!) zaczęła tę biedną kobietę nazywać starszą panią. Zawyłam z rozpaczy, i zaczęłam tłuc głową o najbliższą ścianę, tym bardziej, że rozważania o starości i zoranej zmarszczkami twarzy, wiszącej szyi i i innych przyjemnych atrakcjach zaczęły przybierać na sile. Tak, tak...były uderzenia gorąca, chociaż pominięto nietrzymanie moczu. No, koniec. Czas się ubrać w dębową jesionkę i pożegnać ten świat. Postanowiłam dać sobie spokój z babską literaturą, i zabrałam się za książki dla nastolatków. Poczułam się znacznie lepiej. I młodziej.
Chociaż, z drugiej strony, zastanawiam się, że może to już...należę przecież do starzejącego się pokolenia, które do pisania sms-ów używa jednego palca i mam świadomość, że istnieje coraz więcej rzeczy, których nie ogarniam. Przykładem niech będzie rozmowa, którą odbyłam ze swoją znajomą, chcąc się pochwalić osiągnięciami własnego dziecka:
- Wiesz, Szymek wygrał takie coś i będzie konstruował coś-tam...gdzieś-tam...
- Ale, które to to coś?
- Nooo, że jest laureatem czegoś tam i że będzie konstruował jakąś platformę...
- Wiertniczą?
- W kosmosie?
- A w kosmosie będzie konstruował?
- Nie...no, w Warszawie...
.....
- Halo? Synu? Tu matka! Czym ty się właściwie zajmujesz?
Jeśli już jesteśmy przy ciekawych dialogach, to rozbawił mnie ostatnio taki pomiędzy młodszą i starszą generacją, zasłyszany w samolocie:
- Wiesz, mamo...Iza zerwała jednak z tym Tomkiem...już nie są razem.
- I dobrze zrobiła. Przecież to jakiś zboczeniec był...- Jaki zboczeniec???!!! Przecież on kierownikiem magazynu jest!
- Nawet ksiądz może być zboczeńcem, a ten..mięsa nie jadał, wędliny też nie...wódki nie pijał...
- Bo wegetarianin!
- No, mówiłam, że jakiś wynaturzeniec! Jeszcze by się jakieś z tego nienormalne dzieci urodziły..
Wegetarianinem jest miło być, zwierzęta łaszą się do ciebie, wewnętrznie czujesz się czysty i pozytywnie nastawiony do świata. Trzeba jednak uważać, żeby nie popaść w przesadę. Mój angielski kolega, który jest zaprzysięgłym wege, zaprosił mnie na obiad. Oczywiście nie do siebie, bo staram się unikać jedzenia z puszek i worków. W trakcie posiłku, gdzieś między tofu z chińskiego fasolnika a kawą z jęczmienia, zakomunikował, że zmienia orientację konsumencką z wegetarianizmu na freeterianizm. Freetarianie są bardzo świadomi tego, że na świecie marnuje się mnóstwo jedzenia i odczuwają potrzebę zmiany tej sytuacji. Dlatego mój przyjaciel postanowił wizytować dostępne śmietniki aby szukać tam codziennej strawy. Pokazał mi nawet mapę Londynu z zaznaczonymi wysypiskami psujących się 'ale wciąż jadalnych" buraków i brukwi. No, teraz to już z pewnością na obiad się nie dam do niego zaprosić. Zresztą kawa też była okropna!
A kawa jest, jak wiadomo, najważniejszym posiłkiem dnia. Zdarzyło mi się kiedyś przeżyć w UK-ju całe dwa tygodnie bez kawy, ponieważ chciałam przekonać się czy jestem od niej uzależniona. Nie jestem, ale uwielbiam ten smak!
W każdym razie, postanowiłam, że napiję się kawy dopiero kiedy pociąg dosięgnie lotniska.
Ponieważ pociągi w Anglii są bardzo chimeryczne, czas do kawy nieco się rozciągnął i w sumie zaczęło mi być wszystko jedno czego się napije. Byle było mokre i szybko! Podróżowałam z koleżanką, która była wysuszona na wiór podobnie jak ja. Wpadłyśmy do baru na stacji spragnione, a ja na dodatek głodna niemiłosiernie. Koleżanka mniej głodna, bo miała bułkę z mielonką którą targała zębami przez całą podróż. Natychmiast rzuciłam się do kolejki i wreszcie ...moja upragniona, czarna, bez cukru!
Niosę ten napój bogów, niosę, przedzieram się przez ludzki gąszcz niby pierwsi amerykańscy osadnicy przez dzikość, już prawie umieszczam piłkę w bramce..jestem dwa metry od stolika i nagle...znacie to uczucie?
Pamiętam z lat zasmarkanych, jak potrafiłam zając się malowaniem krawężników błotem na tyle mocno, że zapominałam o sprawach tak trywialnych jak skorzystanie z ubikacji. W pewnym momencie przychodziło opamiętanie, i wyraźnie czułam, że pęcherz właśnie mi się przepełnił i muszę porzucić robotę na rzecz załatwienia spraw fizjologicznych, z którymi nie ma dyskusji. Biegnę pędem przez podwórze, wspinam się po krętych schodach, i wreszcie widzę drzwi i...łapiąc za klamkę,i...czuję jak ciepły strumień dosięga moich podkolanówek.
Tym razem z kawą było podobnie.
Wiedziałam, że nie doniosę, chciałam krzyczeć, ale jak zwykle w takim momencie, zamieniłam się w żonę Lota . W jednej sekundzie rzuciłam proszące spojrzenie na koleżankę, i zorientowałam się, że jest całkowicie wciśnięta w miękki fotel i ciągle zatkana swoją bułką z mielonką, więc nie ma co liczyć na jej szybką reakcję. Czułam, że tracę moją wyśnioną, wymarzoną czarną kawusię. Papierowy kubek poszybował w dół chlustając swoją cenną i parzącą zawartością dookoła. Kawa się rozlała. Muszę przyznać, że miałam gest, pokryłam nią fotel, podłogę, stolik...wielka, wezbrana , czarna fala dosięgła tych siedzących w pobliżu ssając im zapamiętale i z czułością czubki butów. A zamówiłam regular. Co by się stało gdybym pokusiła się o dużą czarną?
Anglicy zawsze mnie zadziwiają w takich okolicznościach. Zamiast normalnie stać i gapić się co będzie dalej, robiąc ewentualne selfie na tle zalanej podłogi, zaraz rzucają się do człowieka z pytaniem - Czy wszystko w porządku i czy czasem nie potrzebuję pomocy. Tym razem nawet żałowałam, że nie potrzebowałam jakiejś pomocy, bo chętnie bym ją akurat przyjęła z kilku całkiem przystojnych rąk. Zza węgła wychyliła się zaciekawiona, skośnooka twarz sprzedawczyni kawy. Popatrzyłam na nią i w jednej sekundzie w mojej głowie zrodziło się przekonanie, że przygnie mój kark do ziemi i że usłyszę słowa chłoszczące niczym bicze po gołych łydkach:
- Na kolana, teraz to zliżesz z tej podłogi białasku!Xiexie!
Well, well, well..a więc, kiedy słodkim głosem poprosiła o zmianę miejsca, żeby mogła podać mi świeżo przyrządzoną filiżankę parującego napoju tym razem doniesioną do stolika przez nią samą, prawie rzuciłam się do całowania jej rąk z wdzięczności za ludzkie traktowanie. Ciągle we mnie siedzą głęboko te lata 80 te, kiedy każdy ludzki odruch sprzedawcy powodował wzruszenie.
A kiedy ze łzami w oczach poprosiłam o ścierę, mopa i wiadro, otrzymałam ciepłe poklepanie po moim ego i zostałam poproszona do czystego stolika , z czystym fotelem, i podłogą. Powstałym jeziorem zajęła się profesjonalna ekipa ukryta za węgłem.
Ale w toalecie to papieru nie było!
Dobra, następnym razem będzie o seksie tantrycznym. Staram się o złotą patelnię (czyli dobicie do pół miliona odsłon. A co? Trzeba mieć jakiś cel w życiu)
Pieprzu, w drodze do domu (czyli na wakacje) wracający z pracy (czyli z wakacji)
P.S. Moniś to jeszcze nie ten post, w którym biegam nago i nacieram członki wonnościami.
Pamiętam z lat zasmarkanych, jak potrafiłam zając się malowaniem krawężników błotem na tyle mocno, że zapominałam o sprawach tak trywialnych jak skorzystanie z ubikacji. W pewnym momencie przychodziło opamiętanie, i wyraźnie czułam, że pęcherz właśnie mi się przepełnił i muszę porzucić robotę na rzecz załatwienia spraw fizjologicznych, z którymi nie ma dyskusji. Biegnę pędem przez podwórze, wspinam się po krętych schodach, i wreszcie widzę drzwi i...łapiąc za klamkę,i...czuję jak ciepły strumień dosięga moich podkolanówek.
Tym razem z kawą było podobnie.
Wiedziałam, że nie doniosę, chciałam krzyczeć, ale jak zwykle w takim momencie, zamieniłam się w żonę Lota . W jednej sekundzie rzuciłam proszące spojrzenie na koleżankę, i zorientowałam się, że jest całkowicie wciśnięta w miękki fotel i ciągle zatkana swoją bułką z mielonką, więc nie ma co liczyć na jej szybką reakcję. Czułam, że tracę moją wyśnioną, wymarzoną czarną kawusię. Papierowy kubek poszybował w dół chlustając swoją cenną i parzącą zawartością dookoła. Kawa się rozlała. Muszę przyznać, że miałam gest, pokryłam nią fotel, podłogę, stolik...wielka, wezbrana , czarna fala dosięgła tych siedzących w pobliżu ssając im zapamiętale i z czułością czubki butów. A zamówiłam regular. Co by się stało gdybym pokusiła się o dużą czarną?
Anglicy zawsze mnie zadziwiają w takich okolicznościach. Zamiast normalnie stać i gapić się co będzie dalej, robiąc ewentualne selfie na tle zalanej podłogi, zaraz rzucają się do człowieka z pytaniem - Czy wszystko w porządku i czy czasem nie potrzebuję pomocy. Tym razem nawet żałowałam, że nie potrzebowałam jakiejś pomocy, bo chętnie bym ją akurat przyjęła z kilku całkiem przystojnych rąk. Zza węgła wychyliła się zaciekawiona, skośnooka twarz sprzedawczyni kawy. Popatrzyłam na nią i w jednej sekundzie w mojej głowie zrodziło się przekonanie, że przygnie mój kark do ziemi i że usłyszę słowa chłoszczące niczym bicze po gołych łydkach:
- Na kolana, teraz to zliżesz z tej podłogi białasku!Xiexie!
Well, well, well..a więc, kiedy słodkim głosem poprosiła o zmianę miejsca, żeby mogła podać mi świeżo przyrządzoną filiżankę parującego napoju tym razem doniesioną do stolika przez nią samą, prawie rzuciłam się do całowania jej rąk z wdzięczności za ludzkie traktowanie. Ciągle we mnie siedzą głęboko te lata 80 te, kiedy każdy ludzki odruch sprzedawcy powodował wzruszenie.
A kiedy ze łzami w oczach poprosiłam o ścierę, mopa i wiadro, otrzymałam ciepłe poklepanie po moim ego i zostałam poproszona do czystego stolika , z czystym fotelem, i podłogą. Powstałym jeziorem zajęła się profesjonalna ekipa ukryta za węgłem.
Ale w toalecie to papieru nie było!
Dobra, następnym razem będzie o seksie tantrycznym. Staram się o złotą patelnię (czyli dobicie do pół miliona odsłon. A co? Trzeba mieć jakiś cel w życiu)
Pieprzu, w drodze do domu (czyli na wakacje) wracający z pracy (czyli z wakacji)
P.S. Moniś to jeszcze nie ten post, w którym biegam nago i nacieram członki wonnościami.
Z kawa mam tak samo! Pije wlasciwie tylko jedna dziennie, rano w pracy, ale stanowczo jest to najsmaczniejszy posilek dnia. To jest rozkosz czysta, skroplona do kubeczka.
OdpowiedzUsuńNa urlopie lubie wypic druga, po poludniu, najlepiej w kawiarni z widokiem na morze albo inny piekny horyzont.
I to musi byc kawa z KAWY a nie jeczmienia, zoledzi czy innych kasztanów, z odrobinkaa mleka z KROWY a nie z soji, ryzu czy migdalów. A pepper mint / pumpkin / ginger bread latte to jest zbrobnia na tym szlachetnym napoju. Jaki sens ma kawa, która nie smakuje kawa?!
Uh, ale mnie ponioslo :D Ale to chyba przez to silne uczucie miedzy mna a kubeczkiem!
Diable, ja widzę, że Ty pijesz kulturalnie. Ja wlewam w siebie hektolitry tego cudownego napoju, od ranka do nocy. Kawa musi być z kawy, może mieć ten piach, jak za czasów PRL-u, i żadnych tam kawopodobnych cudów wyglądających jak mini brykiety. Kawa rulez! Właśnie piję drugą:-)
UsuńPijesz teraz też? Powinnam pić drugą już dawno, alem dopiero zlądowała na kwadrat. Zdrówko! Ja też powiem, chociaż nikogo to nie interesuje, że piję białą z cukrem. I kiedy się odchudzałam z dwuletnich opon, to była to jedyna przyjemność konsumpcyjna dnia. Podwójna.
UsuńKulturalnie! :D
UsuńNo, niech mi tera ino ktus zarzuci brak oglady, koltunstwo alibo insze prostactwo - wnet zalinkuje do Pieprza, ze tu NAPISANE, czarno na bialym, zem KULTURALNA!!! :D
Moniś - mnie interesuje. Ale z mlekiem? Z mlekiem to już całkiem inny smak!
UsuńDiable - gdyby ktoś miał wątpliwości, nnatychmiast przyślij go do mnie. Pełna kultura, tak kawę dwa razy dziennie pić. Pewnie jeszcze ta kawa podawana na miśnieńskiej porcelanie, a cukier koniecznie w kostkach, podawany srebrnymi szczypczykami?
Bez cukru, absolutnie bez! A w sumie nawet nie z kubeczka, tylko ze szklanki, bo wtedy widac ten piekny kolor!!! :-)
Usuń(Ale tak sie jakos mowi zawsze, ze "kubek kawy")
niestety zostałam ograniczona do jednej kawy dziennie ((((((((
OdpowiedzUsuńa ostatnio piłam z topinamburu, powiem Ci całkiem sympatyczna.
smakuje jak wigilijne ciasteczka piernikowe i najlepiej mi podchodzi zaparzana z normalną w czajniczku.
Ale ja lubię takie kraje w których uprzejmość jest NORMĄ
i kultura osobista z kulturą obsługi klienta współgrają.
człowiek ma prawo czuć się już wystarczająco podle w takiej sytuacji, żeby mu jeszcze dokładać.
aprpo,s lektur ni więc pierwsze słyszę o niejakiej Michalak ????
no ale wiesz każdy może pisać, wydawać...tylko kto to czyta??
pragnę poznać profil czytacza !!
pozdro Pieprzna )))
V - z topinamburu powiadasz? Hmm...muszę poszukać, bo jednak od czasu do czasu mam ochotę na coś wykwintnego i całkiem niecodziennego.
UsuńOch, Pani Michalak także śpiewa, a nie tylko pisze.
https://www.youtube.com/watch?v=fqA7iXCb4To
Moja mama czytuje:-0 Moja mama czyta około 10 książek tygodniowo, na większości ich okładek znajduje się mdlejąca hrabini w ramionach muskularnego lorda. Mama tłumaczy się, że te książki poprawiają jej humor, i nie skłaniają do zbytniego myślenia o tym co się czyta. I jeśli nawet pominie 20 stron, bo są nudne, to dla przyswajania treści nie będzie to miało żadnego znaczenia. :-)
Pozdro, Teatralna:-)
ACHA HA HA BUCHACHA yyyyyy paduam umarłam tarzam się i myślę sobie japierdolę nie ma granic obciachu, no nie ma !! choć na początku mnie zatkało ...stupor, przyznam, że zamarłam ...
Usuńi poczułam się jak pewien moj znajomy, ktory nie chadza do teatru, bo ma stresa, ze aktorzy tekstu zapomną...
nieeee no gdybym była słabej konstrukcji psychicznej to bym miała traume do końca życia
oraz polecam, bo to dobiło plętędeską
https://www.youtube.com/watch?v=2OJwCuZ8AUc
pozdro Pieprzna ;)
Moja mama miała podobnie, ale z filmami. Ona oglądała jakieś tam seriale: w rodzaju Moda na sukces (cokolwiek to jest) i żeby nie zasnąć w czasie owej, fascynującej projekcji siadała na tzw. zydlu czy taborecie. było to twarde i nie miało oparć. Tłumaczyła, że jak by zasnęła na dobre, to by po prostu spadła. :D Nie mam pojęcia po co oglądać film, który nas nudzi na śmierć? Ale może tak jak twoja mama powiedziała: nie myśleć przez pół godziny - odmóżdżyć się jak mówi mój syn.
UsuńSą tajemnice, których nigdy się nikomu nie wyjawia, więc nie napiszę, że mam w domu kilka ulubionych książek Siesickiej. Od czasu do czasu nadchodzi ich czas i wtedy nie ma zmiłuj się! Wtedy czytam, bo muszę!
OdpowiedzUsuńOch, Kalino, ja mam całe mrowie książek z dzieciństwa, od Dzieci z Bullerbyn, przez Dziką Mrówkę i Tam-tamy, aż po Szkolny Lud, Okulla i ja:-) Brakuje mi tylko: Małego Pokoju z Książkami i Ryżego Placka i Portowej Kompanii. Z Sisickiej najczęściej wracam do Beethovena i dżinsów!
Usuńi ja mam )))) choc co jakis czas oddaje w dobre ręce(musierowicz, Ania z zielonego ...) ulubionych nie oddam.
UsuńKalina))) Siesickiej Zapałka na zakręcie leży dumnie na półce ...obok kilku równie ważnych...he he
Pipeprzu - mam Ryżego Placka - syn to uwielbiał i córka też. Czytane wiele razy. I te miejsca znane nam wszystkim, bo ja gdańszczanką jestem z urodzenia.
UsuńVenus - zazdroszczę:-) Jesli tu jeszcze zajrzysz to mam pytanie - Czy kot bosmana miał na imię Rumpel? I czy brat Ryżego Placka nazywał się Puszek? I czy tam były jakieś kotki, tzn. kocice???
UsuńMuszę zaprotestować. Napojem bogów jest herbata! Oczywiście herbata z herbaty, a nie z jakichś tam płatków róży albo jagódek żurawiny. Doprawdy dziwię się, jak osoba pół życia spędzająca w Anglii może twierdzić inaczej ;)
OdpowiedzUsuńFajne te złe książki :)
Tez wlasnie obejrzalam 2 odcinki. Bardzo fajne :)
UsuńCiekawa jestem ilu ludzi czyta takie ksiazki i uznaje je za dobre?
Herbata, Ove, jest dla herbatników:-) Anglicy zalewają dobrą herbatę mlekiem. Niestety.
UsuńO, tak...niektóre fragmenty Złych Książek szczerze mnie rozbawiły:-))))
No wlasnie to jest troche dziwne w moim przypadku: bo caly dzien do wieczora pije hetbate a ta kawa tylko rano jedna - ale korone i berlo wreczylabym mimo to wlasnie kawie.
UsuńNiesprawiedliwe chyba, no ale to serce tak wybiera!
Diable, google dalej mnie nie informuje o twoich wpisach!
UsuńU mnie kawa wygrywa z wszystkim. Ale czasami piję herbatę...ostatnio z czerwonym pieprzem i miętą.
Z ksiazek to ja tylko polityczne i historyczne czytam, co akurat nikogo nie interesuje, ale napisalam, zeby bylo wiadomo, ze jednak cos tam czytam:))
OdpowiedzUsuńA czytam w mniej przyjemnych okolicznosciach, bo w przyrodzie tej otaczajacej mnie jest tak goraco, ze leze do gory odwlokiem w klimatyzowanym mieszkaniu i czytam. Dwa tygodnie temu czytalam w lesie, bo bylo troche chlodniej, mniej slonca i nawet dalam rade.
Z niecierpliwoscia oczekuje jesieni, lato zwlaszcza to nowojorskie mnie wykancza.
A kawe w tych papierowych kubkach to u nas podaja w takim specjalnym tekturowym rekawie zalozonym na kubek. Inaczej tez bym jej nigdzie nie doniosla:)
Dobrze, ze sie Pieprz odezwal wreszcie bo ilez mozna tak leniuchowac bez blogowiska:)))
Stardust - ja też czytam różne, ale akurat mnie naszło na babskie, z odrobiną romansu...się wyleczyłam bardzo szybko:-0 Nie znoszę słońca, więc jest to dla mnie przykry okres w roku. Najbardziej przykro mi jest, kiedy oglądam pogodynki skręcające się z radości , że mogą zapowiedzieć temperaturę powyżej 30 stopni. Jesień, to moja ulubiona pora roku!
UsuńJa się nie odzywam kiedy kłopoty przywalą mnie tak, że nie jestem w stanie ani pisać, ani czytac, ani komentować. :-)Wtedy wchodzę w okres hibernacji i czekam na odwilż. Uściski:
Pipeprzu, znowu mamy podobnie. Lubię jesień z deszczem i wiatrami. Jestem nieodpowiedzialną matką. Pamiętam, kiedyś był huragan nad morzem, koniecznie chciałam dojść na plażę zobaczyć oszalałe morze. Zabrałam ze sobą kilkuletnią córkę i dalej przedzierać się przez groźnie szumiący las. Nie doszłyśmy, bo wystraszyłam dziecko na śmierć.
UsuńMoje stanowcze NIE temperaturom powyżej 25 stopni.
Venus - Rejkiavik albo Irlandia...:-) Zabierasz się ze mną?:-)
UsuńSą kraje, gdzie ludzka uprzejmość jest standardem. Mnie podobna przygoda spotkała w Turcji. Też sam chciałem sprzątać, al mi nie pozwolono.
OdpowiedzUsuńA mój ponad 80-letni ojciec nadal czyta książki Musierowicz :-)
Hegemonie, zgadzam się z Tobą. Są kraje...ale są tez ludzie...:-)Miałam 10 lat temu wypadek w UK, kiedy przypomnę sobie ile ludzi rzuciło się do pomocy - łącznie z przytulaniem, przyniesieniem kawy, zaoferowaniem zawiadomienia kogo trzeba itp. itd.
UsuńNo, i jak kiedyś drzwi od pociągu przycięły mnie w UK, to na pomoc rzucił się tłum pasażerów. Teg normalnego odruchu pomocy mi brakuje. Negatywnych przykładów nie podaję.
Musierowicz i u mnie na półce stoi.
Skorpion Moniś jest cierpliwy. Poczekam w takim razie. Ale ileż można! Niemniej zważ, że to u Ciebie w chlewiku zmartwychwstaję! Tadam! Patrzcie, narody, powracam!
OdpowiedzUsuńTyle wykrzykników, tyle energii! Ha!
Tajemnica zielonej pieczęci, Klub Włoczykijów, mniam. Z Klubu pamiętam długi ustęp, który deklamowałam na konkursie recytatorskim, tuż po wierszu Majakowskiego. Takie czasy.
Skorpionie - czuję się wyróżniona! Dobrze nam się nad tą Tamizą oczyszczało, co? Wszystkie brudy wyrzuciłam w ten muł, przypływ sobie z nimi poradzi.
UsuńMajakowski też miał dobre momenty:-)
:) czytalam post po kawalku, bo mi ciagle ktos przeszkadzal. Ale przeczytalam caly, ogladajac i czytajac zalaczniki, obrazki, szukajac w sieci opisanych ksiazek (bo moze sie tez skusze na Tajemnice...).
OdpowiedzUsuńBaknieciem sie ubawilam, malo teraz polskich ksiazek czytam, wiec nie natrafiam na takie perelki, a szkoda :)
Kawe wlasnie wypilam, na kolacje, czekam na seks tantryczny i nacieranie czlonkow!
Basiu, a ja fragmentami pisałam. Pięknie się zgadzamy!
UsuńKłaniam się nisko!
Lubię inspirować, bardzo zacny zestaw powtórkowy :)
OdpowiedzUsuńTy to tak zawsze! Poczyta człowiek u Ciebie i potem obłożony starociami na całe wakacje :P
UsuńOj, no zapłaczę się :D Czytaj starocie, czytaj.
UsuńObaj, panowie, jesteście inspirujący. Na dodatek te fiflaki, i umięśnione łydki, którymi Bazyl świeci na Fejsie...wow,wow,wow!:-)))
UsuńA ja szukam tej Rolleczek, i znależć nie mogę. Trzeba będzie jednak wybrać się do biblioteki. I tym samym Piotrze, zmusiłeś mnie do wysiłku fizycznego.
Pieprzu, wyprawa do biblioteki wyjdzie Ci tylko na zdrowie, zaliczysz sobie wakacyjny wf :)
UsuńBazyl, poka fiflaki!
Jedyne co mogę ewentualnie pokazać, to flaka zwanego potocznie oponą lub nawisem, ale nie wiem czy to to samo :P Ja na razie poprawiam sobie humor czytanym powtórnie Bozkiem, który o dziwo śmieszy mnie bardziej niż za pierwszym razem :D
UsuńO Bozku to Ty może nie wspominaj, bo normalnie linczujo tych, co im się podobało :D Poważne blogierki całe wpisy poświęcajo :)
UsuńLinki, linki!!! :)
UsuńO jaki niecierpliwy. Poszły.
UsuńPanowie!!!! Bazyl i Zacofany.w.lekturze - ja też chcę!!!!
UsuńProszę, proszę, następne niecierpliwe :D http://moje-waterloo.blogspot.com/2017/07/2406.html
UsuńNie kupuję tych wyjaśnień. Mnie Boček za pierwszym czytaniem nie śmieszył prawie w ogóle, a teraz pozwalam sobie nawet na dość głośne porykiwania :P Widać przyszedł jego czas. I nie rozumiem skąd zarzut o brak spójności, bo wg mnie póki co historia powrotu na Kostkę jest spójna jak najbardziej. I to porównanie, że PT to wszystko miał z życia wzięte, a Bočkowi się uroiło pod beretem i jest w opisywanych zdarzeniach nieautentyczny. Serio? Przykład pierwszy z brzegu, czy ktoś z tu obecnych nie zna nikogo kto by chciał zaoszczędzić na przewiezieniu czegoś liniami lotniczymi? :P Uważam, że nie trzeba tu naukowych dysput. Po prostu każdy z nas jest inny, a takie rzeczy najłatwiej wytłumaczyć de gustibusem :D
UsuńOraz, dodajmy, głupsze historie ludzie opisują zupełnie na serio :)
UsuńOraz, dodam od siebie, mam w nosie autentyczność - historia ma być zajmująca. Co do Chmielewskiej, to nie mogę znieść Lesia, tak przez wszystkich ukochanego. Nie bawi mnie wcale. A co do Bocek to humor siadał proporcjonalnie do rosnącej liczby przeczytanych stron. :-)
UsuńA każdego bawi co innego:-)
Lesio Lesiem, ale wiadomo, że to książka o Barbarze :)
UsuńPolecanie książek zabawnych to chodzenie po linie nad rowem z krokodylami, 50/50 że się spadnie :P
A propos krokodylów, jak tam seria o Wilcie, bo nie pamiętam czy pytałem :P
UsuńNo ja nie dałem rady, chyba że Pieprza pytasz :D
UsuńCiebie. Niedopsz. A więc zostałem pożarty i wypluty. Znakiem tego wiszę piwo za wadliwą rekomendację :P
UsuńA nie, to nie Twoja wina. Nawet zacząłem jeden tom, ale coś mnie zaabsorbowało i nie wróciłem. A ile lat można cudze książki trzymać? :P
UsuńNo naprawdę, przecież się nie upominałem, ba!, był moment, że zapomniałem, że są u Ciebie :D
UsuńAle mnie się skończyła półka :D To niech leżą u Ciebie, a jakbym znowu chciał, to chyba pożyczysz?
UsuńChyba, że się przekręcę na jakiejś imprezie biegowej. Ale dam klauzulę w testamencie :P
UsuńMusisz twardy być, nie miętki, to nic Ci nie będzie :)
UsuńCzyli nie pożyczać?? :P
UsuńTeraz na pewno nie :P
UsuńNareszcie Pieprzu dopieprzyłaś wakacje. :) Moje jeszcze się nie zaczęły, ale już są bardzo blisko. Książki - mało polskich czytam, ale dla mnie Krajewski wymiata, przeczytałam serię o Breslau, jest świetna. A teraz, całkiem niedawno chwyciłam Tokarczuk Prowadź pług swój... i przyznam, że nie mogłam się oderwać do późna w nocy. A literaturę młodzieżową bardzo lubię, córka lat 16, więc mam od kogo pożyczać. ;)
OdpowiedzUsuńNie jem mięsa, ale piję kawę z kawy. I nie wiem czy ona rzeczywiście mi pomaga przyjemnie rozpocząć dzień czy sobie to wmawiam, ale rano, czarna i mocna kawa musi być. Dowcip o babci i geju przedni. I bardzo prawdziwy, bo dla niejednego krajana wegetarianin, albo nie daj boże weganin to diabeł gorszy od samego diabła. Ludzie myślą, że to jakaś wiara tajemna, albo sekta samobójców.
Venus - to o czym piszesz to kawał dobrej literatury, i dobrze Ci radzę - nie schodz z tej ścieżki:-) Chociaż muszę przyznać, że jeśli chodzi o tzw. babską, lekką literaturę to dla mnie mistrzynią jest Noszczyńska - szczególne wrażenie zrobiły na mnie: Pod dwiema kosami czyli zapiski przedśmiertne Żywotnego Mariana - uważam, że ta książka jest mocno niedoceniona, a bawi i wzrusza wspaniale. (pisana jest z pozycji nadgryzionego zębem czasu 77-latka), Wszystkie Życia Heleny P. (pomysł, pomysł świetny).
UsuńOd jakiegoś czasu zdałam sobie sprawę, że przemieszczam się w stronę ultrasów. Nie jadam przetworzonej żywności, mięso dwa razy w miesiącu, nie pijam żadnych sztucznych napojów, nie posiadam żadnych kosmetyków, które mają w sobie jakiekolwiek sztuczne substancje. Nawet lody jem tylko własnoręcznie zrobione. Czuję się dziwakiem:-)) Ale jakoś mi z tym dobrze.
Nie ty jedna jesteś dziwakiem, a skoro nie ty jedna, tzn. takich jest więcej, a to implikuje stwierdzenie: Nieprawda, że jesteś dziwakiem. :)
UsuńJa przyznam, że nie lubię tzw. literatury kobiecej, czasopism kobiecych, kina kobiecego itd. - nie jestem romantyczna, nie podniecają mnie kolacje przy świecach, no nic na to nie poradzę - tak mam.
Wręcz przeciwnie, jak słyszę kino dla kobiet - to już wiem, że nie chcę tam iść. To jak z domowymi obiadami - restaurację reklamującą się : U nas zjesz jak w domu - omijam wielkim łukiem, bo myślę sobie, że jak chcę domowo to zjem w domu. Logiczne prawda? ;)
Ja zaczęłam zwracać uwagę nie tylko na kosmetyki, ale na tę całą chemię, której używamy na co dzień. Staram się kupować tego jak najmniej, przeprosiłam się z octem i sodą oczyszczoną. Działają mi na nerwy te wszystkie zapachy, kicham od płynów do płukania i tych cudownych odświeżaczy powietrza. Kiedyś był tylko płyn K i jakoś dawaliśmy radę. A kosmetyki Pieprzu - mam tak samo, kupuję wegańskie, bo nie mają żadnej chemii. A można je dostać nawet w naszym poczciwym Rossmanie.
Venus - to całkiem jak ja:-) I z romantyzmem też. Czasami jednak tak mnie najdzie, że zamówię na Pyszne.pl coś z polskiej kuchni domowej...i z książkami też tak jest.
UsuńWiem, wiem:-) W Rossmanie nawet pojawia się ostatnio kosmetyka kolorowa naturalna. :-) Hej, u mnie też ocet i soda:-)
Chyba jeszcze nie opisałam jak wybrałyśmy się z Mizią do kina na "Ladies night"? Skończyłyśmy czołgając się pod kinowymi fotelami, z czkawką ze śmiechu . Już dawno takiego obciachu sobie nie zrobiłam. I to w kinie!
Hmmm...chyba mi to umknęło.
Ale czy to było takie dobre, czy głupawka was ogarnęła?
UsuńGłupawka, głównie z powodu tego, jak została ta Ladies Night zorganizowana. :)
UsuńDo diabła! Jak mogłam zapomnieć! Muszę się ukarać! Bum, bum, bum!
OdpowiedzUsuńJestem wielbicielką Sapkowskiego. Wiedźmin - wiadomo. Ale Trylogia Husycka jest równie doskonała.
vENUS - a ja lubię kilka książek Pilipiuka (szczególnie te lekkie pozycje o Wampirach i Księżniczkach), Fryczkowskiej, Bendy, Kisiel, Białasa (ach, Korzeniec jest suuuper), Kopra (szczególnie Życie Elit Artystycznych w XXleciu międzywojennym - cymes), Dardę (Dom na Wyrębach!), i wielu, wielu innych. Ale chciałam sobie poczytać, jak człowiek płci żeńskiej. o jakiejś ładnej romantycznej miłości. Ogólnie bredzenie, kiepskie dialogi, i trochę pornografii, na dodatek takiej, która budzi we mnie rechot, o na przykład:'
Usuń" Na kolana, słonko, zajmij się moim kutasikiem."
No, nie wiem czy bym potrafiła zachować powagę, słysząc takie ponaglenie. A kutasik, to raczej kojarzy mi się z frędzlem. I który facet, mówi o swoim najważniejszym atrybucie "kutasik"albo "fujarka"? Rozumiem gdyby powiedział : Kutas, pała, lacha, drąg; to brzmi dumniej.
Zajrzę, bo żadnej z nich nie znam. I to jest właśnie to, co czyni życie ciekawym. Nieznane, które trzeba oswoić. Pozdrawiam.
Usuńprzypomniał mi się post o kutasiku i tym podobnych fujarkach i znowu płaczę! :D
UsuńBez kilku kaw nie funkcjonuję a książki...cóż - uwielbiam do dziś "Zapałkę na zakręcie" i mam wszystkie tomy Ani z Zielonego Wzgórza.
OdpowiedzUsuńJaga - ciekawe czego się w Polsce więcej pije - kawy czy herbaty?:-)
UsuńAni ni, z Anią mi po drodze nie było. Zapałka jest cool, i Słoneczniki Snopkiewicz.
Ja tam cierpliwa jestem, relaks... wakacyjnie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMargarithes- cierpliwość to ja akurat mam, brakuje mi jeszcze pewności siebie. Ściskam:-)
UsuńZawsze kojarzysz mi się z pewnością siebie i zdecydowaniem :* nie kokietuj pięknoto! :P
UsuńMargarithes - to jest przepięknie dopasowana maska. Niestety, bez niej pewnie zostałabym pożarta.
UsuńAch to mamy całkiem podobnie ❤️
UsuńPomimo wakacji nie stosujesz wobec siebie taryfy ulgowej, tekst dowcipny, relaksujący, jednym słowem cymes. Do czytanych książek też nie mam ostatnio szczęścia, ale najważniejsze żeby po nie sięgać, by móc wybrać te fajne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńIwona, dziękuję, ale to chyba grzeczność przez Ciebie przemawia:-)
UsuńWiesz, mam ogrom ksiązek na czytniku, i ciągle problem żeby się zdecydować...
- A ten mój stary, to w ogóle nic dobrego. Nudziarz i syfilityk!
OdpowiedzUsuńSkrzypienie drzwi i donośny głos z wnętrza domu:
- Tyle razy ci powtarzam. Filatelista!!!
Tak mi się skojarzyło a propos :P
Bazylu - to dobre skojarzenie, bo tak właśnie bywa:-) A potem słyszysz od koleżanki, że od szczepionek dzieci chorują na autentyzm....:-)
UsuńŻyczmy sobie jak największych ilości autentyzmu w naszych dzieciach. Mimo, że bywa irytujący :P
Usuńnieopatrznie przeczytałam waszmości dyskurs, i popłakałam się po raz wtóry przy czytaniu...
UsuńAleż ja lubię czytać o książkach, szczególnie takich autorów, których nie znam. Ale i tak najbardziej podobało mi się to zdanie, że kawa to najważniejszy posiłek dnia. Zgadzam się w 100% :D i Oczyma wyobraźni widziałam całą tę kawową akcję. Teraz czekam na seks tantryczny. W sensie, na notkę o tym seksie ;)
OdpowiedzUsuń88kania - dorzuć do tej wizji fakt, że działo to się w listopadzie i miałam na sobie zimową kurtkę:-)
UsuńWiesz, sam seks pewnie też jest ok. Przynajmniej tak twierdzi Sting i jego małżonka:-)
Git, ze Pani Czarnypieprz napisala znow, w deche!
OdpowiedzUsuńUklony oraz podziekowania.
milesale - jest mi niezmiernie miło wiedzieć, że ktoś zajrzał, przeczytał, uśmiechnął się, i jeszcze mu się chciało zostawić ślad! Dziękuję, będę miała dobrą niedzielę.
UsuńTo jeszcze wièkszy git;)
UsuńPrzychodze regularnie, ponieważ tutaj jest przyjemnie i pieprznie.
Po przytoczonych przez Ciebie fragmentach literatury, stwierdziłam, że skoro ktoś to przeczytał i wydał, a do tego inny ktoś to kupił i przeczytał, nic tylko samemu zacząć dziergać, bo zawsze ktoś się znajdzie :D
OdpowiedzUsuńlinka...ale teraz ciężko spotkać kogoś, kto jeszcze nie napisał książki...chyba zajmę się rzeźbą..
UsuńA ja będę budować kanu.
Usuńlinka - a tego się czasem nie dłubie?
UsuńCóż dopiero zaczynam w tej branży, więc mogę mieć pewne braki w wiedzy tajemnej, podstawowej w sumie też...
UsuńCzekam, czekam na ten post o seksie tantrycznym i już mnie telepie z ekscytacji:)
OdpowiedzUsuńAdamie...no, widzisz...a w seksie tantrycznym cierpliwość jest najważniejsza:)
Usuńwretłam z nieobecności i się uryczałam do łez... jak ja lubię tu podczytywać!te ludzie to czasami nawet ludzkie są i kawę podadzą, co również mi się zdarzyło onegdaj na barbarzyńskiej stacji benzynowej, kiedy to stałam i gapiłam sie jak wół w namalowane na automat z kawą, który ewidentnie odmawiał posłuszeństwa i współpracy, a smak kawy był dla mnie w tym momencie czymś tak pożądanym jak orgazm w granulkach... się Ciocia Kabanowa nad wyraz długo wakacjuje! też bym tak chciała, tylko te loty samolotowe to straszeczne dla mnie są i boleściwe... i ofkoz czekam z niecierpliwością na post o nago lataniu! widzi Ciocia jak przebieram kopytkami? ;)
OdpowiedzUsuńi tylko dodam, że znowu sięgnęłam po Chmielewską... no nie znudzi mi się nigdy :D
Usuńsza...Chmielewską czytałam w ubiegłym miesiącu. Nie pamiętam tytułu, ale trup był za życia bardzo przystojny ale za to z bardzo dyskusyjnym podejściem do kobiet, a zginął zabity szpadlem na działkach.
UsuńSza...samochody są dużo bardziej niebezpieczne niż samoloty! :-)
to w sumie nie o bezpieczeństwo idzie, a o ból uszny, który w czasie lotu jest nie do zniesienia, a później trzyma 2 tygodnie z dodatkową głuchotą :(
UsuńHistoria z donoszeniem kawy pokazuje faktycznie nasze zaszłości. Też bym nie doniosła. :)))
OdpowiedzUsuńI ja szukam nowych lektur, tyle że póki co nie mam na nie czasu, zasypiam przy blogach i liczę po cichu, że wreszcie pozałatwiam zaległe sprawy i zacznę czytać, czytać, czytać!!!!!!!!
Iw...jakoś tak się dzieję, że im mam mniej do zrobienia, tym mniej mam czasu..cuda, cuda!
UsuńByłam w Londynie tylko 8 miesiécy, ale poznałam tam samych pozytywnych anglikòw z Polakami bywało ròżnie.
OdpowiedzUsuńCo do lektur z dzieciństwa to powracam często do " Dzieci z Bulerbyn" takiego świata mi brakuje. Dzisiaj życie w tej wiosc
może zabrzmieć , jak dobrze pojętą fantastyka😂
Pozdrawiam
zołza73.blogspot.com
Byłam w Londynie tylko 8 miesiécy, ale poznałam tam samych pozytywnych anglikòw z Polakami bywało ròżnie.
OdpowiedzUsuńCo do lektur z dzieciństwa to powracam często do " Dzieci z Bulerbyn" takiego świata mi brakuje. Dzisiaj życie w tej wiosc
może zabrzmieć , jak dobrze pojętą fantastyka😂
Pozdrawiam
zołza73.blogspot.com
Joanna:-) Też mam Dzieci z Bullerbyn na połce i często wracam, ale do Niziurskiego Nienackiego i Ożogowskiej, równie często. Czasem tylko po to, żeby przeczytać kawałek. Tak...dla poprawy nastroju. Uścisk!
Usuńsadrzeczy.blogspot.com/2012/11/wilcza-gora.html
OdpowiedzUsuńpozdro wienia
Dziękuję Er!! Po pierwsze przypomniałeś mi, jak bardzo lubiłam Księgę Urwisów. Miałam pierwsze wydanie, podkradzione z przepastnej biblioteki mojego dziadka. W tej chwili pamiętam tylko Baturę, Miksę i Osucha:-))) Muszę sobie przypomnieć.
UsuńZaskoczyło mnie natomiast, że powieść nie jest osadzona na Śląsku. Widocznie jako rasowa Zagłębianka, przyjęłam z góry założenie, że kopalnia=Śląsk. Chętnie sobie odświeżę!
Ja to nigdy nie przepadałam za kawą, ale za to lubię herbatę i znam bardzo dobrze to uczucie gdy ona si rozleje ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam ;)
kAMILA, too ide z wizytą:-)
UsuńNiezależnie od pogody (ducha) komary, i tak szaleją. :(((
OdpowiedzUsuńKsiążki z dzieciństwa mają coś w sobie, ale czasami nie chce się ich ruszać, by się nie rozczarować.
5000lib- ja mam siatkę w oknach:-)
UsuńTo co napisałaś dotyczy też niektórych filmów, i seriali. Ach...jakie to smutne:(
No, Pieprzu, w temacie kawy ja się absolutnie zgadzam, dzień bez kawy jest więcej niż stracony. a kawę mamy tu boską. w temacie lektur - ach,no przecież my do tej pory gadamy do siebie w domu cytatami, które dla. oich dzieci są absolutnie nieczytelne (kto pamięta "sen anatola stukniętego na początku"?), ale pocieszam się, że i moje dzieci odpowiednio zainfekowane wirusem lektury zaczną mi tu coś niedługo cytować przy kolacji. oby. bo jak nie, to z dowodu wyskrobię.
OdpowiedzUsuńkociamanta - no, tam gdzie jesteś wiedza co to kawa:-/0 W UK pijają mix of preservatives. Zdarzyło mi się tez usłyszeć - co to za zapach...Jakoś sobie nie wyobrażam, że w Polsce ktoś nie wie jak pachnie prawdziwa kawa.
UsuńSiódma pieczęć? Jestem na etapie Głowy na Tranzystorach:-)
To różnie bywa z dziećmi. Swojemu czytałam do 15 roku życia (sic!)bo mieliśmy z tego frajdę, natomiast on teraz czyta wyłącznie książki branżowo zaangażowane i jeśli mi coś zacytuje, to głównie dotyczy to strukturalnego okablowania satelit albo coś równie podniecającego. Zaszczepiłam mu jedynie Bareję, Woodiego Allena i Monty Phytona. Dobre i tyle:-) Przynajmniej ma poczucie humoru.