Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.
piątek, 24 lutego 2017
"Małżeństwo jest jak spacer po parku – ogólnie przyjemnie, ale trafia się kupa." czyli "Skarbie mój, przyrzekam Ci, wierność mą po wszystkie dni."
Przyznaję się, że w związku z fatalną pogodą za oknem, smogiem i katarem moje hygge jest bardzo histeryczne. Piję dwa kubki gorącej czekolady dziennie. Oczywiście, nie jest to żadna tam czekolada z torebki, ale normalna czekolada rozpuszczona w mleku (nie jadamy przetworzonej żywności mój sssskarbie, słuchamy doktor Zdrówko). Martwi mnie jednak fakt, że do czekolady zaczęłam sobie dodawać pajdę świeżego chleba z masłem. Nie do środka szklanki, nie jestem aż takim leniem żeby samodzielnie nie pogryźć chleba. Normalnie, szklana z czekoladą w jednym ręku, kroma w drugim. Masło i czekolada skapują sobie po moich gołych nogach, i dają powód do zastanawiania się - zlizywać czy zmyć? Przy zlizywaniu może być więcej zabawy, chociaż nie czarujmy się, z wiekiem ilość miejsc w które mielibyśmy ochotę (i możliwość) wsadzić nasz język, nieustająco maleje. Jaka szkoda!
Z powodu długiego urlopu, który sobie zafundowałam, miałam wreszcie czas na oglądanie programów telewizyjnych.Zanurzyłam się więc głęboko w moje ulubione nurty, dotyczące relacji międzyludzkich i DIY. Lubię oglądać programy,w których półnadzy mężczyźni, wyposażeni w wielkie młoty, zmieniają wystrój mieszkań i przesuwają ściany gołymi rękami, a potem sprzedają to za jakieś chore pieniądze ludziom w garniturach i garsonkach. Tym razem uwiodło mnie jednak coś całkiem innego.
Och, ileż może nam powiedzieć o wzajemnych stosunkach, uczuciach i relacjach wspólne kupowanie domu. Wcale nie musimy znać ich osobiście, wystarczy tylko posłuchać. Popatrzmy na Kate i Michaela, oboje koło 30, eleganccy, na poziomie. Ona chybocze się na zbyt wysokich szpilkach, on w typie młodego yuppie.
K:Oh my god! Wspaniały ten living room...
M:Wstawię tu mój stół do bilarda!
K:Chyba żartujesz...ten zapleśniały rzęch i moja porcelana po babce? Możesz go sobie trzymać w piwnicy!
M:(nieco oklapnięty) Ale w piwnicy nie ma dość miejsca...i okien...i ogrzewania...
K:Tym lepiej...tym lepiej...
K:Oh my god!!! Wspaniała ta sypialnia...duża, z garderobą. I z łazienką...super!Popatrz na tą wannę...raj...
M:No...Jestem amazed! nie mogę się doczekać wzięcia tu kąpieli!
K: (zszokowana) Chcesz się tutaj kąpać? Absolutnie. Możesz korzystać z tej łazienki dole.
M:Ale....dlaczego?
K:Zmoczysz mi kosmetyki i zaparujesz lustra, nie będę mogła sobie zrobić makijażu...ta mała łazienka na dole będzie akurat dla Ciebie. (CZYTAJ: wychodek pod schodami)
K Uważam, że ma(dom) za mały basen. Musimy go powiększyć. Nie będę mogła zapraszać dziewczyn na grilla przy basenie!!
M:Nie ma na to pieniędzy. No chyba, że zrezygnujesz ze ślubu na 400 gości...
K:Absolutnie! Jak ty sobie to wyobrażasz?? Mam nie zapraszać matki???!!!
M:I z wynajęcia zamku na przyjęcie weselne...
K:Uważasz, że na to nie zasługuję...???
M:Nie o to chodzi....ale te rzeźby lodowe na stołach..i tresowane kolibry tańczące salsę...
K:Ty pewnie chciałbyś żebym szła jak obdartus do ślubu! A może weźmiemy go w twoim ulubionym pubie, w otoczeniu twoich zapoconych kolegów?
K Wiesz...to wcale nie jest zły pomysł...
K:To się z jednym z nich ożeń...
I zaczynasz mu sekundować - run, Forrest, run! Jeszcze masz szanse zanim zostaniesz żywcem pożarty przez modliszkę, karmioną od dzieciństwa hasłem "Jestem tego warta", "i tego, i tamtego też jestem warta".
Małżeństwo to długoterminowy kontrakt w zmieniających się warunkach.
Decyzja o ślubie, to w pewnym sensie wzięcie kredytu, który spłaca się całe życie. (a przynajmniej takie jest założenie) Kiedy patrzę na większość związków, wydaje mi się, że małżeństwo to zapasy na trzęsawisku, w których wygrany jest ten kto na górze, i kto zdoła utrzymać drugiego jak najdłużej pod powierzchnią małżeńskiego bagniska.
Po co więc ludzie to robią? Po kiego grzyba zakładają sobie powróz na szyję i pozwalają sobą orać jak górnicy Łyskiem? Mam na to własną teorię, oto ona:
1. Bo już czas stracić panieństwo.
Część z Was zapewne to zna. Kiedy na imprezach rodzinnych wuj Stach z obleśnym uśmiechem rzuca przy mielonym, patrząc wam głęboko w oczy : tik-tak, tik-tak..., mamusia ze łzami w oczach życzy ci pod choinką, żebyś wreszcie kogoś znalazła, dziadek domaga się głośno prawnucząt do głaskania, koleżanki mówią tylko o tym co przygotują swoim dziubutkom na obiad, czujesz jak twoja asertywność zmienia się w kicającego, płochliwego szaraka.
I co wtedy?
Bierzesz co dają i nie grymasisz, bo nie chcesz skończyć jak zdziwaczała ciotka Marysia- stara panna, w sukienkach pachnących naftaliną. Wybór bywa osobliwie przypadkowy. Znam osobę, która wyszła szybko za mąż za człowieka zamieszkującego okoliczne łąki i zagajniki, posiadającego na stanie jedynie namiot,dwie pary slipek i brzozową witkę do odganiania much. (nie jestem pewna, czy posiadał choćby nazwisko)
2. Bo dziecko w drodze.
A jak wiadomo dziecko musi mieć rodziców. Skoro pojawiło się dziecko, musiał być seks. Dziś już nikt nie uwierzy w bajki typu '"wytarłam się czyimś ręcznikiem w publicznej łaźni, i stało się". Mamy XXI wiek, a ludzie ciągle nie potrafią oddzielić seksu od miłości. To, że ktoś potrafi dać mi 3 orgazmy w ciągu jednej nocy, i jest mistrzem seksu oralnego nie czyni go dobrym partnerem na życie. Chociaż zdarzają się i takie hybrydy. (najczęściej jednak mieszkają za 7 górami, i za 7 lasami, w wysokim zamku i należą do miejskich legend, jak czarna wołga)
3. Dla pieniędzy.
Lubisz wygodne życie, nie masz zamiaru parzyć herbatek jakiemuś sapiącemu managerowi za marne pieniądze. Lepiej już się za niego wydać, i mieć pełny dostęp do jego konta. Niestety, zwykle wiąże się to z wypełnianiem określonych obowiązków, które po jakimś czasie staną się piekłem.
W jaguarze można być tak samo nieszczęśliwym, jak w starym Seicento.
4.Bo każda kobieta ma ochotę chociaż raz być księżniczką.
Koronki, tiule, białe rękawiczki, wianuszek (świadczący o naszej niewinności), biała suknia, dziewczynki sypiące kwiaty, ptaszki, fiftaszki, tory, karety...
Im huczniejsze wesele, tym trudniej się zwlec z barłogu następnego dnia o świcie, i powrócić do codzienności. W końcu najlepsze mamy już za sobą, i teraz pozostaje jeno proza życia. Następny etap, w którym można trochę poksiężniczkować to - ciąża.
5. Żeby zmienić nazwisko lub dostać paszport .
Masz fatalne nazwisko, z którego rodzina jest niesłychanie dumna? Cóż, pozostaje zamążpójście. Należy jedynie uważać żeby nie zrobić sobie większej krzywdy i nie wymienić siekierki na kijek. Zamiana Żaby na Larwę nie poprawi sytuacji.
Masz niemodne obywatelstwo? Małżeństwo też jest w stanie wyciągnąć cię z tego bagna. Jest nawet możliwość, że na tyle ci się spodoba, że zostaniesz na dłużej w tym stanie.
6. Z miłości. Niby fajnie, ale nie przesadzajmy, nawet wychodzenie za mąż z miłości ma swoje mankamenty. Miłość zakłada bowiem różowe okulary, które pewnego dnia mogą opaść ...i widzimy, że król jest nagi, a na dodatek jakiś taki koślawy, i denerwujący, i że nawet Adam Kraśko bardziej na nas działa niż ślubny.... Wtedy trzeba zamknąć oczy i przypomnieć sobie, dlaczego do licha kiedyś zakochaliśmy się w tym Józiu. Warto! Lepiej bowiem naprawiać to co sprawdzone, niż kupować kota w worku.
7. Prosił, prosił i się doprosił.
Czasami wychodzi się za mąż dla świętego spokoju. Partner jest tak namolny, że nie sposób się go pozbyć inaczej, niż zniechęcić codziennym dzieleniem sypialni i łazienki. W sumie, nie jest to złe rozwiązanie. Możemy być najgorszą żoną/mężem w mieście, a na jakąkolwiek skargę odpowiadać ze spokojem - "widziały gały, co brały".
Miłość jednak wygrywa:-)
Pieprzu!
P.S. Tak, numer 4 wycięłam!(niechcący)
Ale już dopisałam.
To mój 199 post. Hurrrra!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I ta czwórka to jest właśnie numer, który Ty wycięłaś? ;) Ciekawam!
OdpowiedzUsuńSkorpionie Nadobny, wycięła niechcący, bo ja zawsze piszę z doskoku i trochę mi się tekst sypnął. Oczywiście, zauważyłam po niewczasie. Nie, w moim wypadku to był numer 6, chociaż był głosy, że to 3. :-)
Usuńpoza wycięciem numeru pt" uciekająca panna młoda" żadnego z powyższych nie wycięłam ;)
OdpowiedzUsuńSza..,szkoda, że nie znam tej historii:-) fascynujące. Na ile minut przed ślubem?
Usuńjakieś 120 w porywach do 180, nie pamiętam jak długo pakowałam nuty, żeby eskejpnąć w siną dalę ;)
UsuńA co do koncertu to Kochana miej wiarę, ja ciągle wierzę że TOOL wyda nową płytę :D
Ps. a można wiedzieć co to za zespół?
sza...Zrobiło na mnie wrażenie:-)
UsuńDead Can Dance:-)trasa miała być 2 lata temu od wiosny...:/
Jak tylko będę coś wiedziała to dam znać natychmiast:) na razie wiem tyle, że pod szyldem DCD wyszedł singiel promujący Eleusis
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=c8ZXJsvmKdE chyba że już wiesz to się spóźniłam i to kilka miesięcy ;)
Usuńsza....trzymam rękę na pulsie!
UsuńNo, no, Pieprzu ożył. Ożyła?
OdpowiedzUsuńNie grozi mi żadna opcja z wyżej wymienionych i zgadnij dlaczego - albo nie zgaduj, bo się nie uda. Mianowicie - lubię zapach naftaliny.
Agniecha, ja też lubię. Ja zawsze to wiedziałam, że powinnam była zostać przy tej naftalinie. Nie posłuchałam siebie. Ale teraz już po.Wagon odczepiony :D
UsuńGdzie można kupić naftalinę?
Chyba kupowałam w tzw. AGD.
UsuńAgniecha, naftalinę zastępuje się teraz lawendą:-)Jako feministka, powiem - facetka z jajnikami!Odwagą jest życ tak jak nam się podoba.
UsuńVenus - odczepienie wagonu to też czasem odwaga:-)
Tylko że lawenda nie działa. I nie pachnie naftaliną.
Usuńzawsze wiedziałam, że akademickie znajomości z aptekarzami zaprocentują a starość ;) Oni wiedzą, oni czasem mają ;)
Usuńspokojnie, przecież jak coś to każdy wagon można odczepić
OdpowiedzUsuńKlarko, to teoria. Do odczepienia wagonu trzeba czasem sporo odwagi.:-)
Usuńalbo solidnego młota ;)
UsuńPieprzu ma rację. Trzeba wielkiej odwagi i samozaparcia - zwłaszcza, gdy z tyłu mamy jeszcze małe wagoniki :-)
UsuńZgadza się Marzyniu, trzeba tylko uważać, żeby nie spędzić życia w zajezdni!
UsuńPieprzu, ze wstydem się przyznaję: jeszcze niedawno myślałam, że te programy są prawdziwe. To znaczy, że ktoś komuś naprawdę remontuje mieszkanie w 3,5 godziny...
OdpowiedzUsuńKalino, wiesz...złudzenia mamy wszyscy:-) i czasem powinno tak zostać. Ale powiedz, nie myślałaś chyba, że Lady Rozenek, to faktycznie perfekcyjna pani domu?
UsuńA znasz brytyjską perfekcyjną Amfibję?
UsuńW tamtą jestem skłonna uwierzyć. ;-)
Nie, ale nie omieszkam sprawdzić. Boję się takich kobiet. Boję:-)
UsuńJa im trochę zazdroszczę. Szczególnie tego, że one TO lubią robić... ;-)
UsuńKalina- albo nie mogą przestać, jak Dexter, Hannibal Lecteur, Ted Bundy i Jason z Piątku 13tego.
UsuńJak Ty wPieprzu zaserwujesz literacko-filmowy przykład kobiety, to mucha nie siada! ;-)
UsuńHa ha ha...Teoria warta publikacji i oświecania wszystkich panien na wydaniu. Może niejedna by się zastanowiła po co i dlaczego - ostatnio patrzę na patologie w stylu "wyszłam za mąż bo bardzo pragnęłam" - a teraz łzy i dramat.
OdpowiedzUsuńJaga - nie zastanowi się, i nie zmieni zdania...jak ktoś chce, to żadne argumenty nie trafiają. Zresztą, jak udowodniłam każdy powód dobry, i zły:-)
Usuń....masz rację - nie zastanowi się .... a szkoda. Bo mi żal tyłek ściska jak patrzę teraz jak dziewczę się miota i jest miotana (a raczej pomiatana)
UsuńWyjść za mąż z miłości,to chyba najgorsza opcja z możliwych:)Często się jednak zdarza,że kobiety mylą wdzięczność z miłością:)
OdpowiedzUsuńUlka
Ulka - z miłości to najszybciej, wiem coś o tym! Człowiek jest jak na prochach, wydaje mu się, że każdy moment bez wybranka to galery. Oczywiście, że gdy się to rozchodzi (znaczy pochodzi z wybrankiem dłużej) to okaże się, że faktycznie żyć bez niego można, i że w sumie bez niego to nawet bywa lepiej.
UsuńDwa razy popelnilam "wyszlam za maz zaraz wracam":) Juz po pierwszym razie wrocilam madrzejsza, a wiec drugi raz byl zdecydowanie lepszy od pierwszego.
OdpowiedzUsuńPo tym drugim razie sprawilam sobie madry magnet na lodowke, na ktorym pisze "the first two husbands are just for practice"
A w zwiazku z tym ten trzeci jest strzalem w dziesiatke:)
Wedlug formuly "do trzech razy sztuka" ten trzeci jest i wyglada na to, ze juz zawsze bedzie jak spacer po Central Parku do grobowej deski:)))
I niech tak zostanie, bo bardzo nam obojgu pod reke tym razem:))
Stardust, mnie się to nawet podoba (ale niech to zostanie między nami) - masz przynajmniej możliwość porównania na wielu płaszczyznach. Ekspert:-)A ja tymczasem wciąż na stażu, chyba:-)
UsuńRaju, dobrze, że jednak nie ogladam TV :P
OdpowiedzUsuńMargarithes - ja też, bo nawet nie posiadam anteny:-) ale mam internet.
Usuńa ja nawet w internetach obchodzę łukiem :P
UsuńNie powiem, ten pan z pierwszego punktu nawet mnie zadziwił. Posiadaniem aż dwóch par ...slipek, bingo!:))
OdpowiedzUsuńerrata - no, ale wkrótce jego garderoba się powiększyła, bo zdesperowana kobieta wyposażyła go we wszystko. Nawet w mieszkanie.
UsuńNie mam basenu! I wielkiej garderobo-łazienki! I wesela na 400 osób z tresowanymi kolibrami też nie miałam. O mój borze zielony! Jak żyć! No jak tu żyć! Dalej...;D
OdpowiedzUsuńNivejko - ja mam basen. Przereklamowane. A co do wesela...no, cóż...zamiast kolibrów postawiliśmy na wesele bezalkoholowe. Mówię ci, wywarło większe wrażenie niż dało by to radę zrobić stado wróbli grających na mandolinach.
UsuńTak bardzo na czasie ten twój wpis. Bo właśnie, jak to pięknie Klarka Mrozek napisała, odczepiłam wagon. :)
OdpowiedzUsuńAle wiesz co? Już nie raz się zastanawiałam - dlaczego? Po co mi to było? Żadna z twoich opcji nie pasuje. Więc może jest jakiś numer 8.
Ale tak zupełnie serio to myślę sobie, że kobietom od wieków się wmawia, że najlepsze co może się nam w życiu przytrafić to zamążpójście. Po za tym ta biologia... Nie ma co gadać, we dwoje łatwiej wychować a przede wszystkim utrzymać latorośle. A potem owe latorośle z domu znikają i okazuje się, że nie ma o czym porozmawiać z osobnikiem leżącym na kanapie. I w ogóle jak on zbrzydł, rany jakie ma wstrętne spodnie. I znowu chrapie. Nic mnie z nim nie łączy. Kto to w ogóle jest? I dlaczego ja z nim mieszkam? Tak było w moim przypadku.
Ale jednego to pojąć nie mogę, że ludzie robią to samo znowu i znowu. Odczepiać wagon, żeby doczepić nowy?
Wielkie dzięki. ;)
Venus - małżeństwo nie jest dla wszystkich. Z tym, że mając 20 lat (to ja) o tym nie wiemy. Małżeństwo to krew, pot i łzy, i ciągły taniec na krawędzi. Jednym z tym dobrze, a drudzy nie mają ochoty się pocić.
UsuńMoże to była miłość? A może zauroczenie? Czasem po latach spędzonych razem, wydaje nam się niemożliwe, że płakałyśmy bo on nie zadzwonił...Teraz myślisz - szkoda, że wtedy zadzwonił. :)Ciężko sobie przypomnieć dlaczego kogoś darzyliśmy kiedyś uczuciem. Cóż...inny czas, inne okoliczności, inni my..(inne spodnie i fryzura)
Nauczyłam się jednego - NIGDY NIE MÓW NIGDY! Kto wie co czeka za rogiem...(?patrzyłaś?)
Na razie nie wyglądam. Bo diabli wiedzą, co zobaczę... Na razie idę pewnym krokiem przed siebie, zawsze do przodu. Rok 2017 zaczął się dla mnie bardzo dobrze. Oby tak trwało.
UsuńPozdrawiam bardzo serdecznie. :D
Venus - i ja Ciebie. Trzymam kciuki, żeby to był początek pięknej drogi do szczęścia. :-))))
UsuńVenus napisala:
Usuń"Ale jednego to pojąć nie mogę, że ludzie robią to samo znowu i znowu. Odczepiać wagon, żeby doczepić nowy?"
No to sie odzywam, w mysl zasady uderz w stol:))
Jak to jest z tymi wagonami.
No coz ja jestem z tych co to zawsze, ale to zawsze wychodza za maz z milosci, a ze kochliwa jestem od 6tego roku zycia to tak wyszlo;))
Dobra, serio to bylo tak, milosc zostawmy narazie na boku, bo jak napisalam towarzyszyla wszystkim malzenstwom, ale przeciez milosc to jeszcze nie wszystko. Skupmy sie wiec nad tym co jeszcze wplywalo na moje decyzje.
Pierwszy raz, przeogromna chec posiadania dziecka, a to bylo mozliwe tylko przez malzenstwo w tamtych czasach i w tamtejszej mojej rodzinie.
Drugi raz, oprocz milosci byla decyzja emigracji i tu niestety malzenstwo okazalo sie koniecznoscia. Bez malzenstwa owszem moglam czekac na lut szczescia i byc moze po 17 latach czy cus okolo tego udaloby mi sie polaczyc z ukochanym. Malzenstwo zalatwilo to od reki.
Za trzecim razem... hmm tu juz nie bylo zadnych powodow z zewnatrz, nie bylo dziecka w drodze, nie bylo emigracji, nie bylo presji ciotek, nie bylo obgadujacych sasiadow.... nic zupelnie nic co mogloby chociaz w 3% spowodowac, ze jednak albo slub albo piekielne wrota:)))
I wlasnie dlatego, z czystego egoizmu, nie dlatego, zeby komus zrobic przyjemnosc/zamknac usta lub oczy/ nie dla zadnych materialnych lub innych korzysci.
Tylko dlatego, ze oboje chcielismy.
Nareszcie robilam to tylko i wylacznie dla siebie, dla nikogo innego, dla niczego innego, ale zaspokoilam moje wlasne egoistyczne pragnienie.
Nie wiem czy odpowiedzialam na pytanie, bo tu raczej ile sytuacji tyle odpowiedzi, ale przynajmniej napisalam jak to wygladalo w moim przypadku.
Bo na szczęście, miłość zdarza się nie tylko raz, Star;-) Ja też z czystej miłości.
UsuńNie od dziś wiadomo, że życie mężczyzny jest prostsze.
OdpowiedzUsuńFacet nie zachodzi w ciążę, nie ma szans, żeby ktoś go traktował jak księżniczkę, raczej nie przyjmuje nazwiska żony, chociaż mógłby. Kilka punktów odpada. Miłość jednak zagraża obu płciom jednakowo. I to mimo tylu lat ewolucji. Hm.
Coś mi się wydaje, że dopisałaś nie tylko 4 :)
Ove, przed Tobą nic się nie ukryje. Miłość..tak, chociaż w wypadku mężczyzn to czasem pragnienie. A kiedy już się 2 dzbanki wody wypije, to okaże się, że ona wcale nie taka źródlana, i nie taka znowu czysta...i jakaś taka bez smaku..warto by skoczyć po coś z cytryną..
UsuńMiłość jest straszna, gdyby nie ona to prawdopodobnie mielibyśmy same poligamiczne związki, radosny seks i dużo więcej dzieci:-)))
W moim przypadku zadecydował mix dwójki, szóstki i siódemki. Koktajl Mołotowa momentami z tego się uwalniał. Ale teraz po latach, jestem przekonana, że też wywaliłabym jego stół, tylko Małż nie gra w bilarda, na szczęście dla niego.
OdpowiedzUsuńconsek - była miłość, to już wystarczy do tego, żeby stracić głowę:-)))
UsuńCzęsto się zastanawiam jakim cudem te księżniczki co chcą by ślub był jak z bajki, dom wielki jak pałac (służba do ogarniania chyba w komplecie) tak potrafią stawiać owe nieprawdopodobnie wysokie żądania, upierać się i być na tyle skuteczne, że jakiś idiota im to nawet sfinansuje....
OdpowiedzUsuńNormalnie poszłabym się podszkolić :P
Jak wyczaisz, gdzie są takie kursy - daj mi znać. Myślę, że zaliczę za dwudziestym podejściem ;)
UsuńAntares - nie odrobiłaś lekcji. Popełniłam już tekst pt "Jak zostać księżniczką z poziomu podłogi" - masz tam mechanizm działania. Wypróbuj.
UsuńNie dramatyzuj Pieprzu. Mąż/żona rzecz nabyta.
OdpowiedzUsuńJeśli trafi nam się wyjątkowo felowaty egzemplarz, typujemy najbardziej wkurzającą "przyjaciółkę", o której wiemy, że utopiłaby nas w łyżce wody i pozwalamy jej odbić sobie to ślubne cudo. Oczywiście odgrywając przy tym spazmy i tragedię, żeby oboje nie zwęszyli podstępu. I mamy dwie sprawy załatwione za jednym zamachem :)
A jak robisz tę czekoladę - w sensie podaj proszę proporcje.
Psie w Swetrze - to piękny sposób, zapiszę w dzienniczku do zapamiętania i ewentualnego wykorzystania. 6
UsuńCzekolada : 6 kostek gorzkiej rozpuszczonych w mleku (?1 szklanka). Można dodać kardamon i trochę cukru . Cudo....!
Dzięki za przepis - wdrożymy :)
UsuńSposób dobry i skuteczny, tylko trzeba uważać żeby nie przegapić okazji. Za pierwszym razem (w moim pierwszym tfu małzeństwie) rozgonilam towarzystwo i sie ślubny połapał w czym rzecz. To potem sie musiałam nieźle nagimnastykować, żeby znaleźć "dobre ręce" dla tego cuda.
Pieprzu jak zwykle mnie rozwaliłaś, rozsmieszyłas argumentami i ich trafnością...
OdpowiedzUsuńech świat się zmienia a panny w kraju tutejszym ...nie??
otóż wyszłam raz. zakochana. i więcej nie wyjdę))))))
z Matkąjadwigą przez lata toczyłam wojny w tej kwestii.
wreszcie asertywnie powiedziałam matce i rodzinie, że to tylko moja sprawa. odczepili się.
T. ależ szkoda, że nie znam całej historii:-) Ale jak wiem, naftaliną nie pachniesz)))
UsuńPiekne :))) Milosc oczywiscie wygrywa, tak ogólnie, chociaz w zyciu mi nie przyszlo do glowy, wychodzic z tego powodu za maz.
OdpowiedzUsuńA interesujacy przypadek "Kate i Michaela" obserwowalam raz w pociagu: Michael siedzial obok mnie i rozmawial z Kate przez telefon, wiec slyszalam tylko jego strone dialogu, mniej wiecej tak:
- Ale naprawde chcesz salon pomalowac na rózowo?
- .....
- Aha, no dobrze. A sypialnie?
- ......
- Tez na rózowo?!
- ......
- Inny odcien, aha. Hm. No a przedpokój?
- .....
- Tez rózowy?! Ale kochanie, w lazience tez beda rózowe kafelki przeciez, wtedy cale mieszkanie bedzie rózowe!
- ......
- Pudrowy róz, aha, no tak, ale mimo wszystko rózowy, jestes pewna?
- ...... !!!!!!
- Aha... no dobrze...
Takiego natezenia rezygnacji w glosie Michaela nie slyszalam dawno u nikogo. Albo musial byc zakochany po uszy, albo wpakowal sie w jakas droge bez powrotu :)))
W kazdym razie serdecznie mu wspólczulam przebywania w tym rózowym koszmarze. Nie lubie, jak ktos komus wchodzi na glowe. No ale ten ktos - ten Michael w tym przypadku - pozwala, wiec cóz...
Diable - może to rezygnacja, a może różowe okulary...związki bywają takie skomplikowane.
Usuń(a mnie przyszło, imaginujesz sobie?)
Ano, pewnie jedno z drugim pomieszane, bo jak mówisz, zwiazki bywaja niezmiernie skomplikowane. Ale brzmial ten Michael tak bardzo cichutko i cieniutko... ;)
UsuńZa mlodu rózne rzeczy ludziom przychodza do glowy, wiec imaginuje sobie, hy hy :))
ORAZ: ciesze sie bardzo z Twojego prawidlowego podejscia do czekolady! Te wszystkie proszki skladajace sie glównie z cukru to obraza boska jest. No go. Nie tykac.
Ja biore 2-3 czubate lyzeczki najczarniejszego kakao i 1 plaska lyzeczke cukru, i zagotowuje z mlekiem. To tez jest prawdziwa czekolada. Mniom.
Diable - tak, tak, żadne proszki...brrrr...zalatują mydlinami!!!
UsuńKidyś patrzyłam na całkiem fajnych Michaelów zdominowanych przez strasznych Muminów ( z kłami dzika)i było mi ich żal. Teraz dorosłam i wiem, że "dobrze im tak". -) w obu znaczeniach dobrze.
A ja się odczepiłam jakiś czas temu, a jak już polubiłam samotnicze życie to mi się ta... miełłość przytrafiła, co to nigdy już mi się miała przydarzyć i za którą nie tęskniłam. No i chyba znowu te wagoniki podoczepiamy. Dlaczego? Bo chcę, bo nie muszę a mogę.
OdpowiedzUsuńA teraz lecę do czytania o zostawaniu księżniczką, może się jeszcze przyda ;-)
Iwono - nie dziwię się, niezła laska z Ciebie:-)Podobno to się najczęściej przydarza, kiedy się tego nie szuka:-)) To ja trzymam kciuki. A może coś tam skrobniesz o tym na blogu?
UsuńU mnie podobnie. Jak człowiek nie chce i nie szuka, to go ta miłość dopadnie jak wirus grypy.
UsuńMoże wtedy ta czekolada pomoże na złagodzenie objawów.... Trzeba spróbować ;)
Cudo:)
OdpowiedzUsuńAdamie- małżeństwo cudem jest...:-)))
UsuńCzarny Pieprzu, gdy czytam Twoje teksty, zawsze poprawia mi się humor.Oczywiście pragnęłam wyjść za mąż z miłości, ale nie było mi dane z żadnego powodu. Ta "przypowieść" o pragnieniu przezabawna. Życzę jak najszybszego powrotu do zdrowia, bo najwspanialsza nawet czekolada kiedyś może przestać smakować.
OdpowiedzUsuńIwono - Dziękuję. ;-))) miłość bez malzenstwa nie jest gorsza. ;-)
OdpowiedzUsuńHaha, małżeństwo to nie moja bajka. Niech inni cierpią, a jak powszechnie wiadomo, większość związków rozpada się prędzej czy później, a potem to pierdolenie się z rozwodem :D
OdpowiedzUsuńBlacky, pogadamy za 20 lat. Jeśli dalej bedziesz w stanie panienskim, uwierze. Chociaż raz trzeba spróbować; -)
UsuńCudowny tekst, odczarowujący trochę smoka, że tak powiem :) Uśmiechnęłam się zdecydowanie więcej, niż jeden raz. Dziękuję serdecznie.
OdpowiedzUsuńA ja za mąż wyszłabym najchętniej tak jak w punkcie 5 - nazwisko mam może nie takie fatalne, ale za długie i w żadnych rubryczkach się nie mieszczę :D Potrzebny mi więc mąż z krótkim nazwiskiem, ot co!
O, to tak jak ja! Nazwisko _ 17 liter, dwa imiona 18. W sumie 35 plus kreska.;-) to jest moja kara, którą sama sobie wymierzyłam...wypełnianie formularzy rulez!
UsuńByłam mężatką raz i chyba już tej jazdy nie powtórzę. Chociaż z raz jeszcze bym mogła, ale z moją obecną wiedzą to chyba jednak pozostanie opcja raczej dla mojej córki. :)
OdpowiedzUsuńIw - czasy się zmieniły, ale tradycje warto kultywować!
UsuńJedni szybciej odczepiają te wagony, inni zostają w składzie, bo po co to wszystko zmieniać. A młodzi i tak będą brać śluby, a inni płakać na bajkach Disneya :-)
OdpowiedzUsuńalbo tak jak ja na reklamach Tchibo, Hegemonie:-)
UsuńMałżeństwo to jak totolotek, rzadko trafia się główna wygrana :)
OdpowiedzUsuńUrszula - wydaje mi się, że każdy z nas ma to co sam sobie ukształtował, na co pozwolił..główną nagrodę można wystrugać samemu, chociaż potrzeba do tego ochoty.
UsuńJa tam wyszłam za mąż pierwszy raz- z miłości, a drugi -tez z miłości. I co ciekawe, facet był za każdym razem ten sam.Tylko miłość - inna...
OdpowiedzUsuńTak, tak. Za drugim razem już wiedziałam, że mogę bez niego żyć i on beze mnie- też. I powiem Ci, Czarny Pieprzu, teraz to dopiero jest bajka :) znaczy- nie tylko facet musi być odpowiedni, ale i miłość.
Wczoraj doprawiając sałatkę dałam za dużo czarnego pieprzu, ale Ciebie nigdy za dużo nie jest, więc z okazji Wielkanocy życzę spełnienia marzeń, realizacji planów. Żeby to było możliwe, to zdrowie musi dopisywać, a więc jego jak najwięcej.
OdpowiedzUsuń