O tym, jak trzy piosenki wpłynęły na kształtowanie się mojego charakteru;
Piosenka numer jeden, która spowodowała że w życiu dorosłym jestem sceptykiem:
Moje najwcześniejsze wspomnienie związane z muzyką to wesoła piosenka - Krakowiaczek (jeden miał koników siedem). Śpiewała mi ją nieprzeczuwająca niczego babcia. Piosenka zabiła mi niezłego ćwieka na parę lat. Całe dzieciństwo zastanawiałam się, co jest nie tak z Krakowiankami, które strugają sobie chłopców z drewna i lepią dziewczynki z wosku. Czy nie mogą normalnie uprawiać seksu z innym homo sapiens? I ile wosku potrzebowała Krakowianka, na stworzenie fajnej, jędrnej dziewczynki? Ile drzazg musiała sobie wyłuskiwać wieczorem Krakowianka po obcowaniu z chłopcem? Pytania, pytania, pytania...
Dlatego tej pory ludzie z Krakowa budzą we mnie nieufność. A przecież jeszcze ta szabelka, co to Krakowiaczkowi zardzewiała przez siedem lat wojowania. Też jakieś takie dwuznaczne. Prawda?
"Krakowianka jedna
miała chłopca z drewna,
a dziewczynkę z wosku,
wszystko po krakowsku."
Piosenka numer dwa, która zaszczepiła we mnie chęć świntuszenia i zabiła w zaraniu romantyzm i radość z rodzinnego biesiadowania:
Okres dzieciństwa to korowód imprez rodzinnych, na których śpiewało się dużo i głośno, zanim się nie padło twarzą w sałatkę jarzynową z majonezem. Świętowanie w mojej rodzinie ciągnęło się jak rok długi od stycznia do grudnia - imieniny, urodziny, wesela, poprawiny, chrzciny i rocznice. No, i jeszcze Barbórka!
W śpiewaniu rubasznych pieśni szczególnie przodował wujek Marian. Był pieśniarzem głęboko oddanym swojemu hobby. Krztusił się się sałatką, kaszlał w śledzika ale pieśni nigdy nie przerwał, a nawet jeśli przerwał to i tak echo wciąż grało. Ulubioną pieśnią wujka Mariana była zdecydowanie Walercia:
Zaskakująco inteligentna pointa każdej zwrotki tej pieśni do tej pory budzi we mnie wzruszenia, jakich żaden tam Justin Biber nie wywoła.
"Panno Walerciu, wsadzę ci, panno Walerciu, wsadzę ci,Wsadzę ci piórko do kapelusza, panno Walerciu, wsadzę ci.
Panno Walerciu czarną masz, panno Walerciu czarną
masz, wstążeczkę z pluszu przy kapeluszu,
panno Walerciu czarną masz. "
Nie ma się co dziwić, że lubię świntuszyć skoro Walercia stała się punktem obowiązkowym każdego rodzinnego spotkania. Z drugiej strony, tak wczesne przejście z piosenką biesiadną na ty, spowodowało we mnie całkowitą obojętność na tak modne w latach 90 disco polo. Byłam biesiadno-oporna.
Nabawiłam się też weselo - fobii. Konsekwentnie odmawiałam brania udziału we wszelkich rodzinnych imprezach i weselach, ze swoim własnym włącznie. Nie mogłam znieść myśli, że będę się musiała wesoło uśmiechać do wszelkich kuzynów, ciotek i wujków,towarzyszyć im na parkiecie w tańcu chochołów i po raz tysięczny wysłuchiwać Walerci. Wiem, złą kobietą byłam. Do tego stopnia złą, że na własne wesele też się nie zgodziłam, a obiad po-ślubny był imprezą bezalkoholową. Co do tej pory jest wspominane w mojej rodzinie jako swoiste kuriozum. Mam nadzieję, że moje własne dziecko po ślubie pójdzie sobie spokojnie do kina, albo do kawiarni i nie każe starej matce tańczyć i śpiewać Walerci oraz spędzać kilku godzin nad kwaśniejącą sałatką.
Piosenka numer trzy, dzięki której wiem, że nie należy włazić tam gdzie straszy:
W tym domu straszy - nie chodź tam o brzasku.Źle z oczu patrzy nawet psu, co targa łańcuch.Ktoś nocą łazi, światło ktoś pali w dzień,W tym domu dziwne rzeczy dzieją się,W tym domu dziwne rzeczy dzieją się.
Nie mów sobie po cichu: "co będzie, to będzie",Lecz uważaj, dziewczyno, uważaj na siebie,Bo możesz trafić, kto wie, gorzej niż źle
Jak widać już wtedy lubiłam teksty z dreszczykiem. Mogłam słuchać tego godzinami, i pogrążać się coraz mocniej we własnej wyobraźni, penetrując jej najciemniejsze zakurzone kątki.
Dlatego właśnie, z zasady nie plątam się po odludnych i pustych budynkach, nie eksploruję piwnic, i dałam się namówić na jedną tylko, jak dotąd randkę na cmentarzu. Pan Andrzej wyraźnie śpiewał, że mamrotanie sobie pod nosem 'co będzie, to będzie" nie jest dobrym mottem życiowym dla szanującej się dziewczynki, która chce dożyć do świętej komunii i otrzymać zegarek oraz rower. (roweru nie dostałam, bo jak wiadomo miałam zakaz pedałowania konsekwentnie utrzymywany prawie do momentu mojej pełnoletniości. Dzięki temu jeżdżę jak ostatnia łajza.)
Ponieważ utworu "W tym domu straszy" słuchałam jakieś 100 razy dziennie, to obecnie nie jestem typem blondynki, która zaciekawiona jakimś cholernym szmerem w piwnicy bierze drgającą i dopalającą się świeczkę w rękę i złazi po spróchniałych schodach do kazamatów, popatrzeć co tak skrobie pod podłogą. Noooo way!
A jeśli już muszę spać w domu, w którym może straszyć to proszę mi pozwolić zacytować samą siebie/:
(dom, do którego przybyłam znajdował się na wsi angielskiej):
Weszłam do środka, przeszłam się w górę i w dół, zajrzałam do szaf i schowków bo jeśli już jakiś wampirz dostał się wcześniej do środka to lepiej wiedzieć wcześniej niż dowiedzieć się o tym w środku nocy. Dom był pusty i chłodny. Rozlokowałam się i zaczęłam robić atmosferę - telewizor, tu światło, tam lampka, gwiżdżący czajnik. Tak się tym zmęczyłam, że musiałam wyjść na zewnątrz i zapalić. Zaciągnęłam się dymem po adidasy i zaczęłam się uspokajać, niestety nie na długo - ciemność dookoła zdawała się krzyczeć, ba! wrzeszczeć na mnie. W takich wypadkach moja wyobraźnia zaczyna żyć własnym życiem, z przodu przez trawę wyraźnie sunęła w moją stronę sina dłoń, zza krzaków na lewo coś mrygało bezczelnie, a z prawej słyszałam czyjś oddech. (...)
Zgasiłam papierosa drżącą ręką i natychmiast znalazłam się w środku, niestety okno sięgało od sufitu do podłogi, nie miało zasłon i wychodziło na ciemny, pełen dzikiego zwierza i grozy ogród. Przytuliłam twarz do szyby, ogród popatrzył na mnie i było mu łatwiej bo to u mnie świeciło się światło, i to on miał mnie na widelcu. Wyraźnie śledził każdy mój ruch.
Postanowiłam zabarykadować się w pokoju. W tym celu dosunęłam do drzwi wolne łóżko, budząc przy tym smacznie śpiące za nim pająki. Natychmiast tez pożałowałam tego kroku, bo ze strachu okropnie chciało mi się siusiu. Ledwo żywa z przerażenia, zmęczenia i wysiłku, przebiegłam do łazienki, starając się nie patrzeć w stronę ciemnego ogrodu. Ale kątem oka wyraźnie widziałam, że zaczynają się tam niezłe harce i ilość morderców - zwyrodnialców wyraźnie się potroiła."
A jaka jest wasza melodia z dzieciństwa?
Pieprzu tańczący la-ba-da.
Gdy nauczono mnie nut i posadzono przed małym pianinkiem, grałam melodie wszystkich pieśni patriotycznych PRL i ZSRR (do dyspozycji miałam tylko śpiewnik szkolny mojego starszego rodzeństwa, a czasy były wówczas bardzo patriotyczne...). Byłam zaskoczona, że rodzina nie zachwyca się moimi wykonaniami "Hymnu młodzieży świata", czy innych socjalistycznych pieśni o wzruszających tekstach i równie wzruszającej linii melodycznej. Dla 6-latki znajomość tych piosenek była prawdziwym powodem do dumy!
OdpowiedzUsuńKalino... szacunek! Jako sześciolatka grałaś z nut? Jestem pod wrażeniem, gdyż do dziś nie potrafię i nawet nie rozumiem, jak to można umieć. A te pieśni to fajne były. A tę pamiętasz? W pierwszym szeregu walczących ludowych mas... (na melodię z filmu Świat się śmieje).
UsuńTego nie znam! Ale "Oto dziś dzień krwi i chwały..." i inne takie łagodne sformułowania, stosowne dla 6-latki, pozostały w pamięci.
UsuńNie, to Warszawianka, to nie ten ustrój. Do Warszawianki pasuje: Gdy naród do boju wystąpił z orężem, panowie o czynszach radzili... Też fajne i dziarskie :)
UsuńW pierwszej klasie trafiłam do zespołu szkolnego, Naprzód Młodzieży Świata było pierwszą pieśnią jaka tam wykonalam. Oklaski.
UsuńA pamiętacie słowa piosenki (chyba Gałczyńskiego): "Wszystko Tobie, ukochana ziemio...!"
Usuńi .....witaj maj, 3 maj...a nie! to było zakazane!
UsuńI ta trauma zostaje, do tej pory w samochodziem będąc samą, śpiewam se "Naprzód młodzieży świata", "Czerwony autobus", "Rozszumiały się wierzby płaczące"...
UsuńNie, no... muszę napisać w końcu tę notkę o największym koszmarze muzycznym z dzieciństwa, bo mi się w głowie zleży. Chcę na pisać o polskiej piosence. Myślałem, że to będzie oryginalne. Ano... juz nie :(
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że lubisz tańce. Może tylko nie te na weselu?
Nigdy nie słyszałem tylu wersów piosenki o krakowiance jednej. Jestem Ci wdzięczny. A Dwa Plus Jeden pamiętasz? Oczywiście, że tak.
Ove - ja uwielbiam tańczyć! Tylko nie znoszę biesiadno-alkoholowych klimatów, czuję si ę jak na mękach. Z tego powodu Sylwestrów też nie obchodzę, A muzyka jest składową mojego jestestwa. Post o muzyce lat 70 i koszmarach z tym związanych dopiero będzie,:-)
UsuńPisz, chciałabym wiedzieć co Ci kiedyś w duszy grało. Pamiętaj - dzieciństwo, a nie okres nastolactwa!
Dwa Plus Jeden bardzo lubiłam - szczególnie Chodź, pomaluj mi świat:-) A Happy End pamiętasz Ove?:-)))
UsuńNo ba! Jak się masz, kochanie... - piosenka o myciu szyb. Kultowe ruchy rączkami :)
UsuńTamte zespoły miały tę zaletę, że można było zrozumieć tekst i go zapamiętać. Teraz jest to znacznie trudniejsze. A może to tylko mi się słuch i pamięć pogorszyły...? :-)
UsuńKalino (siostro z wieku) - po prostu wtedy słuchało się i śpiewało więcej.
Usuń"Kaczuszko wiesz maki są tak duże, duze duże,
OdpowiedzUsuńa ty masz krótkie nóżki, jak zwykle u kaczuszki
i tak już w życiu jest!"
Czy jakoś tak...
O rany..nie znam! Errata, zaskoczylas mnie.
UsuńAle obciach! O kaczuszkach nie znać :)
UsuńTata mi to śpiewał. nadal mu się to czasem zdarza.
UsuńOraz piosenkę, która miała tylko jeno zdanie: "Poszedł Wasia w pole" - modulowane przez całą minutę ;)
"Paszła Dunia do obory "
Usuńzobaczyła byka.
O chaliera co za krowa
co nie daje mlika.
z dziejów przyjaźni polsko radzieckiej.
Nad Krakowianka tez sie zastanawialam! :) I nad piosenkami z zebaw w przedszkolu - po co Ulijanka ma klekac na kolanko zeby sie uczesac? Po co rzucac chusteczke haftowana pod nogi? I dlaczego rolnik ma takie dziwne imie - Sandolinie ;)
OdpowiedzUsuńA w domu to stanowczo dziecinstwo mi przesiaklo piosenkami Kory. Krakowski Spleen (czekam na wiatr co rozgooooniiiiiii!!!!) no i "Kreon". Widac tez lubilam z dreszczykim - bo nie mialam pojecia wtedy, kto to Kreon, co ma symbolizowac itp, bralam wszystko doslownie - brat bratu gardlo podrzyna w jakims domu, który drzy i sie trzesie. I sa szczury.
A dla równowagi - wszystkie piosenki z Lata Muminków, tego co to wtedy bylo na kasetach. Umiem wszystkie do dzis na pamiec. Jak i caly tekst mówiony z reszta.
p.s. Panny Walerci balam sie posluchac, daruj ;)
Diable, toś Ty nikczemnie młody rocznik. :-) Specjalnie dla Ciebie wersja patrriotyczno - podniosła Walerci, deklamowana(właśnie dostałam od koleżanki). Od 2.41 - baw się dobrze:-)
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?t=382&v=bC5QXvUe2dw
a ja spiewalam, rolnik sam w dolinie i dlatego bylo logiczne ze bierze zone. ;)
UsuńGdy tak mysle ile pisenek przekrecalam, to zaczynam sie zastanawiac czy moze mialam cos ze sluchem. ;)
No ale "sam w dolinie" to wlasnie bylo prawidlowo, nie?
UsuńSprawdzilam i faktycznie! Az mnie zdziwilo, ze cos poprawnie spiewalam. :) Ale w Sandoline tez ladnie, w dolinie slonca. ;)
UsuńOlejanka!
UsuńI rolnik w Sandolinie.
tak było w moim przedszkolu.
Oprócz tego smary do podłogi i ciapane buraczki.
Czy jak sie ma 10 lat to jest sie jeszcze dzieckiem czy juz nie? Bo sie lekko przerazilam ..... Moje ulubione piosenki z tego okresu to
OdpowiedzUsuńhttp://youtu.be/J1cwnIybzzs
oraz
http://youtu.be/gXN8AHojMs4
i w pakiecie juz
http://youtu.be/WZPHPWBTe2s
Dzieckiem Toya;) jak te piosenki byly modne to ja konczylam podstawowke;-)
UsuńPieprzu, bądź mi siostrą! ;-)
UsuńU nas na podwórku królował Freddie Mercury. Akurat był uprzejmy wyzionąć ducha, więc wszędzie było go pełno. A w weekendy babcia puszczała z radia ludowe przyśpiewki - zawsze pastowałysmy przy nich podłogi, przytupując i pogwizdując na palcach. Całości dopełniało Disco relax, zapuszczane regularnie przez wujka. Ja zaś, do pustych butelek po szamponie Bambi, śpiewałam Krzysia Antkowiaka:
OdpowiedzUsuń"Przyjaciel wie, co to śmiech do łez
I zawsze jest, gdy potrzebny jest.
I choćbyś miał całe złoto gwiazd,
Bez niego dni w końcu stracą blask"
Moe:-) W czasach disco relax ja już byłam matką! Czuję się jak najstarsza starowinka;)
UsuńPieprzu, opowiedz o mężczyznach. Dostaniesz dżemik ;)
UsuńTak, tak - do czego oni sluzyli? :)
UsuńMĘŻCZYŹNI...? tak, używało się ich czasem do noszenia teczki. Takie to były czasy.
UsuńMnie najbardziej naznaczyla piosenka z przedszkola, ktora szla "zamiote izdepke, pomoge mamusi", ktora spiewalam "zamiote i zdepne" i juz wtedy bylo wiadomo, ze nie bede miala zamilowania do porzadku. :)
OdpowiedzUsuńPotem byla jeszcze jedna przy ktorej poczatkowo ryczlam jak na filkie o Koralgolu, dzieci tanczyly w kolku i spiewaly "cos tam, cos tam, ale mama bardzo placze, bo juz Loli nie zobaczy, Lola sie odwraca i jedzie w swiat". Przezywalam te pisenke strasznie, czy ja juz wedy czulam, ze wyjade w swiat? :P
Lola-a mnie z przedszkola została w głowie piosenka o sadystycznym inwalidzie nazwiskiem Lisek. Ręki nie miał, nogi nie miał ale walił kijem dookoła.
UsuńJak to walil kijem?! U nas kladl za plecami na podlodze ten taki woreczek z grochem, z gimnastyki korekcyjnej :) Jakies niewychowane liski tam mieliscie.
Usuńo matko jakie sadystyczne miałyśmy dzieciństwo w istocie !
UsuńU nas woreczek z grochem na korekcyjnej trzeba było nosić na głowie... Nieduży był na szczęście...
UsuńTak,,..jak się tak zastanowić to piosenka z liskiem jest makabryczna, ale wtedy jakoś to do mnie nie docierało.
UsuńMoja ulubiona piosenka przedszkolna byl "czarny chleb czarna kawa". Chodzilam po domu i spiewalam i plakalam. Az sie matka wnerwiala ze tez nas w przedszkolu weselszych piosenek nie ucza. :P
Usuńo jesoooo wróciły wszystkie "wspaniałe wspomnienia" rodzinnych libacji, zaprawianych alkoholem i temi piosenkami )))
OdpowiedzUsuńmoja pamięć litościwie wypchała te pliki !! zaledwie, a myślałam, że skasowała... mnie pozostał wstręt do piosenki biesiadnej na całe życie i do discopolo. fuj.
teatralna...tak, biesiadna brrrrr.....trauma dzieciństwa. Teraz się śpiewa tylko pieśni Rubika i klaszcze.
UsuńahahahahaHA nie zgadłaś, nie zgadłaś )))) teraz się nic nie śpiewa !! tadam i takie imprezki w zaniku kompletnym i dobrze, wszak jestem estetką ;)
UsuńO nie, byłam na weselu, śpiewaliśmy, i Walercię też.
UsuńA ja to się nie mogę zdecydować. No bo tak- tak trochę Madonna i La isla bonita-i tu pamiętam jak tańczyłam z wypchanymi cyckami przy winylach, a to naznacza, bardzo- do dziś noszę takie staniki z biustem od razu zamontowanym. Ale jednak bardziej to mnie naznaczył chyba Papa Dance i Naj story. Bardzo długo żyłam w przekonaniu, że Paweł Stasiak napisał tą piosenkę dla mnie. Tak to jest, jak się ktoś egocentrykiem urodził. I nawet biłam się o to dwa razy (raz na podwórku i raz w zerówce), z innymi psychofankami Papa Dance <3
OdpowiedzUsuńJa łamałam matce obcasy tanczac razem z duetem Baccara;-) W czasach Madonny miałam juz wlasne cyckii obcasy. I jak tonajstarsza starowinka, pamietam Papa Dance bez Pawla Stasiaka, oraz wypaczkowany z Papa Dance Ex Dance (ale był jak jetka jednodniowka)
UsuńA ja, pamiętam jakdziś, poprosiłam mojego brata, który znał kogoś, kto miał czarno-białą drukarkę igłową, żeby mi napisał I hate Modern Talking oraz to samo z Papa Dance. Zrobiłam z tego po dwa badziole i nosiłyśmy dumnie na płaskiej piersi w podstawówce. Potem postawiłam włosy na mydło, szarpałam dżinsy i chodziłam w skórze zafascynowana Sex Pistols oraz życiem pod sceną muzyki alternatywnej.
Usuńmnie babcia śpiewała o takiej co otruła brata swego i o krakowiance, co jej głowę ścięli oraz hit hitów "wyszła ona za hendryka za wielkiego rozbójnika"- i dziwić się żem lekko uchynięta?
OdpowiedzUsuńO walerci znałam "czarną masz szyję, bo jej nie myjesz"
;-)) podły ojciec, co "cztery mile za warszawą" wydał córkę za mąż ;-D
UsuńOlqa i Frotka- tych przebojow nie znam!!moze bylam za mietka i nie chcieli mnie nadmiernie stresowac proza zycia.
Usuńach, bo ja mam dwie
OdpowiedzUsuńkiedy miałam chyba dziesięć lat, to śpiewałam
nad strumykiem nad potokiem szedł sierota wolnymkrokiem na swej matki grób
i
nałóż czapkę W KINIE
W KINIE nałóż czapkę
kiedy wicher wieje
gdy pogoda w kratkę
nie wiedziałam co to SKIN, więc najbardziej pasowało mi w uszach W KINIE
Frotka- pamietam jak dostałam histerii na koloniach, bo dziewczynka obok mnie nieustannie spiewala Morze, nasze moze, bedziem ciebie (...) albo na dnie twoim WLEC. Tlumaczylam jak komu glupiemu, ze ma byc LEC! Odmawiala wspolpracy, twierdzac ze nie ma takiego slowa jak lec. A ja byłam mało asertywna.
OdpowiedzUsuńPiosenka wpływowa zawsze mi towarzyszyła. Przedszkolne, to naiwnością nasiąknięte, więc wspominać nie warto. Szkoła a dom, to już wyższa półka. Zacznę od zestawu hitów, na które rzucałam się natychmiast po wyjściu rodziciela do pracy a przyjściu koleżanki w sekundę po. Hity leciały w ramach audycji "Żołnierski zwiad" o 8.45 na pierwszym programie Polskiego Radia. Chabry z poligonów czy Czerwone maki na Monte Cassino śpiewałyśmy na baczność tudzież wykonując ewolucje marszowe. Pieśń zagrzewająco-bojowa do dziś gości pod moim dachem. Wystarczy adekwatny trigger na stole :)
OdpowiedzUsuńDzięki następnej grupie pieśni nacechowanej akcentem ludyczno a folklorystycznym, nabrałam doświadczenia w performansie duetów i nauczyłam się co to jest SYN-KO-PA. Z akcentem na o. Ktoś wie? Hehe. W tej grupie - "Cebula (s)taniała", i dalej - za cós ja se będe korale sprawiała... była hitem nad hity. No i z synkopą.
Na koniec pozwolę sobie wspomnieć o utworze moralnego niepokoju pod bardzo wieloznacznym tytułem "Ściany mają uszy". Wykonanie - Jerzy Połomski. Do dziś mam traumę. Zresztą, nie ma co opisywać. Trzeba posłuchać. KONIECZNIE!!
Btw. Fajny temat.
Koniecznie posłucham. Przy okazji przypomniało mi się, jak męczyłam z koleżanką płytę z piosenkami o górnikach - :-))) niektóre były mocno pobudzająco-patriotyczne .
UsuńNo i popuściłam sobie w reformy, chociaż drzwi do łazienki były niebazary... niezabaro.. no droga była wolna! twoich tekstów nie da się czytać nie kulając się ze śmiechu! Co do traumatycznego utworu mojego dzieciństwa to była nim przyśpiewka: "Mały Jasio ma wysypkę", do której chwytliwą melodyjkę ułożył mój Stary. Zbulwersowana rodzina zakazała nam jej śpiewać pod karą wiecznego potępienia, więc oczywiście 5-letnia wtedy Marzynia do kołowacizny wyśpiewywała ją w głowie, drżąc jednocześnie przed ogniem piekielnym :-D
OdpowiedzUsuńMarzyniu, ja niepedagogicznie uczyłam swoją latorośl piosenki Mały Pawełek nałapał pchełek:-) Rodzina była oburzona, szczególnie fragmentem o wpuszczanie ich w gacie swojemu tacie. Mnie zaś kuzyni nauczyli piosenki o Rasputinie...taaak, były czasy!
UsuńMamusia ma nauczyla mnie za to piosonki o kotku kulawym ktory szedl drozka...
UsuńNiecenzuralnej troche- ale, wedlug mojego drugiego rodziciela, mamusia ma jako mgr inz budownictwa ladowego ma prawo przeklinac-ponoc jest to wymagane w tym zawodzie(mryg)
Magda - rozpaliłaś moją ciekawość i zostawiłaś mnie żebym tak stygła. To jak to idzie z tym kotkiem?
Usuń