Kiedy pierwszy raz spotkałam Mimi natychmiast przyszła mi na myśl Bubbles Devere (kto nie oglądał Little Britain może wrzucić w internet) - szeroko uśmiechnięta buźka, rude kręcone włosy i ta niesamowita pewność siebie, okraszona gadatliwością ponad miarę.
Właściwie to...najpierw spotkały Mimi moje uszy i przeżyły potężny szok. Rozmowa telefoniczna trwała minut 20, a ja zdążyłam tylko powiedzieć - Słucham...- i zalała mnie fala informacji Dowiedziałam się , że Mimi jest niesamowicie szczera, że nie lubi plotkować, że jest prawdomówna, pełna humoru, optymizmu, preferuje zdrowy styl życia i kuchnię vege; wysłuchałam jej skomplikowanej historii miłosnej i powodów dla których opuściła kraj cukierków Karamellkungen, dżemu borówkowego i smorgasbord. Można powiedzieć, że Mimi mnie oszołomiła swoją osobowością.
Czekałam więc z wiadrem sałat wszelakich, pomidorów nadobnych, rzodkiewek szczypliwych i innego zdrowego zielstwa na pojawienie się posągowej blond Walkirii z nogami po pachy bo mimo, że gadatliwość Mimi wykraczała poza ogólnie przyjęte normy dla Europy Północnej, to ja sama ciągle wierzyłam w stereotypy.
O umówionej godzinie do domu wpadł rudy wir i zatrzymał się tuż przy mojej twarzy. "I jestem! Cieszysz się?!!!" - wykrzyknęła nieduża, tłuściutka rudaska w obcisłych ciuchach, poprawiając sobie trzecia oponkę od dołu i jednocześnie podciągając opadające spodnie zdecydowanie ściągnięte z Walkirii bo miały taką długość, że znajdowały się pod całą podeszwą złotego sandałka. (zaczęłam się zastanawiać czy przyjezdna nie zjadła czasem Mimi gdzieś po drodze, kradnąc jednocześnie jej ciuchy). A jednak była to Mimi we własnej osobie.
"Jeść!"- krzyknęła kontraltem i natychmiast rzuciła się na wiaderko zieleniny, które jej usłużnie podsunęłam. Młóciła zdrową żywność jak najlepsza kosiarka do trawy. Podziwiam, gdybym ja miała do unicestwienia taką ilość surowizny to pewnie nabawiłabym się żylaków żuchwy. Patrząc jak Mimi rozkoszuje się jarską sałatką, ze wstydem konsumowałam swojskiego schabowego z puree i Coleslawem i czułam wyraźnie jak mi idzie w boki (w sumie w moim przypadku to wyraźnie w przód).
Mimi młóciła i opowiadała mi o swoim zdrowym stylu życia, joggingu, sałatkach i niechęci do wszystkiego co tłuste, mięsiste, zawiesiste i mączne. "Och...jaka jestem głooooodna..." powiedziała po wylizaniu miski z soku z pomidora i łypnęła łakomie na mojego schabowego, wstydliwie przykrytego duszoną cebulką. "Chcesz spróbować?"- zapytałam nieśmiało. "Czemu spróbować? Chcę zjeść!" - powiedziała stanowczo i zaczęła buszować w kuchni. Za chwilę na stół wjechał talerz z dwoma duszonymi schabowymi i popiątną porcją cebulki, z puree się nie patyczkowała tylko przyniosła sobie cały garnek. "Będzie ktoś to jadł?- zapytała. "Noooo, nie...." powiedziałam z ociąganiem bo miałam nadzieje, że obiad wytrwa do dnia następnego. Mimi, oblizując paluszki przypominające swojskie serdelki zamordowała go w trzy minuty zapijając litrem soku pomarańczowego.
Muszę przyznać, że zrobiła na mnie wrażenie. Lubię jeść, lubię jedzenie (i łatwiej mnie skusić zupą niż kawałkiem tortu) i zdecydowanie jestem wielokrotnością Twiggy ale coś takiego widziałam po raz pierwszy.
Po obfitym obiedzie, jak to w kraju mgieł bywa, nadszedł czas na deser - marne dwa kawałki tarty owocowej. Jeden kawałek należał do mnie ale odstąpiłam bez żalu, ponieważ byłam ciekawa czy jest jakieś dno, a raczej czy zacznie się w końcu przelewać. Zrobiłam kawki w kawiarce i konwersacja popłynęła rwącą rzeką. Mimi opowiadała nadal o swojej zdrowej diecie i miłości do joggingu i gimnastyki- "Och, jak już zacznę biec to tak biegnę, i biegnę, i biegnę, że nie mogę się zatrzymać" - Wyobraziłam sobie nawet jak Mimi wprawia się w ruch i toczy z szybkością kuli bilardowej, zbijając z nóg wszystko co stanie jej na drodze, i na dodatek nie potrafiąc się zatrzymać. (i choćby przyszło tysiąc atletów, i każdy zjadłby tysiąc kotletów, i każdy nie wiem jak się wysilił ...i tak nie dadzą rady zatrzymać tej bili)
"Bo ja muszę na siebie bardzo uważać! Całe życie miałam anoreksję i powinnam pilnować tego co jem, jak jem i kiedy. Wiesz, że z anoreksji to tak całkiem się człowiek nie wyleczy, co?" Przytaknęłam potulnie skołowana zupełnie i na wszelki wypadek zaczęłam marudzić coś o zmęczeniu i łypać zachłannie w stronę własnej sypialni.
"Jasne, połóż się...a ja tymczasem zrobię sobie mały suflet"- i to powiedziawszy, wyjęła z szafki największe naczynie żaroodporne jakie miałyśmy na stanie i ze zmarszczonym czołem przeliczyła jaja w lodówce.
Podczas kiedy Mimi opowiadała o swojej wielkiej miłości do roszpunki, wymknęłam się cicho przed dom na małego, nocnego papieroska. "Palisz?!"- wyjrzała przez okno Mimi, przeżuwając kanapkę z żołtym serem - "bo ja to palę, strasznie dużo...może nawet kiedyś sobie z tobą zapalę, to się nie zdziw." Nakazałam sobie natychmiast przestać się dziwić i posłuchałam, chociaż leżąc w łóżku w głowie miałam wciąż obraz Mimi trzymającej w obu rękach dwadzieścia zapalonych papierosów na raz i dymiącej jak kominy Nowej Huty.
Rankiem rozpoczął się raban. Zniknęły dwie bombonierki pełne wykwintnych czekoladek, wszystkie jaja (a było ich 12),cała paczka bekonu i 7 bułek. Winą obarczono Mimi.
"Ech, ludzie to są...." - mówiła Mimi pakując swoje rzeczy- "Wzięłam ostatnią czekoladkę i od razu wszystko na mnie. Przecież ja normalnie czekoladek nie jadam, wiesz,...dieta...nooo, czasem pozwolę sobie na małe co nieco do kawy ale żeby zaraz na mnie, że zjadłam...".
Najważniejsze to...niczemu się nie dziwić!
"Jeśli wskutek nadmiernego jedzenia utkniesz w drzwiach frontowych czyjegoś domku, będziesz zmuszony pozwolić swemu gospodarzowi używać twoich tylnych łapek zamiast wieszaka na ręczniki. Cóż, tak to bywa." A.A.Milne
Właściwie to...najpierw spotkały Mimi moje uszy i przeżyły potężny szok. Rozmowa telefoniczna trwała minut 20, a ja zdążyłam tylko powiedzieć - Słucham...- i zalała mnie fala informacji Dowiedziałam się , że Mimi jest niesamowicie szczera, że nie lubi plotkować, że jest prawdomówna, pełna humoru, optymizmu, preferuje zdrowy styl życia i kuchnię vege; wysłuchałam jej skomplikowanej historii miłosnej i powodów dla których opuściła kraj cukierków Karamellkungen, dżemu borówkowego i smorgasbord. Można powiedzieć, że Mimi mnie oszołomiła swoją osobowością.
Czekałam więc z wiadrem sałat wszelakich, pomidorów nadobnych, rzodkiewek szczypliwych i innego zdrowego zielstwa na pojawienie się posągowej blond Walkirii z nogami po pachy bo mimo, że gadatliwość Mimi wykraczała poza ogólnie przyjęte normy dla Europy Północnej, to ja sama ciągle wierzyłam w stereotypy.
O umówionej godzinie do domu wpadł rudy wir i zatrzymał się tuż przy mojej twarzy. "I jestem! Cieszysz się?!!!" - wykrzyknęła nieduża, tłuściutka rudaska w obcisłych ciuchach, poprawiając sobie trzecia oponkę od dołu i jednocześnie podciągając opadające spodnie zdecydowanie ściągnięte z Walkirii bo miały taką długość, że znajdowały się pod całą podeszwą złotego sandałka. (zaczęłam się zastanawiać czy przyjezdna nie zjadła czasem Mimi gdzieś po drodze, kradnąc jednocześnie jej ciuchy). A jednak była to Mimi we własnej osobie.
"Jeść!"- krzyknęła kontraltem i natychmiast rzuciła się na wiaderko zieleniny, które jej usłużnie podsunęłam. Młóciła zdrową żywność jak najlepsza kosiarka do trawy. Podziwiam, gdybym ja miała do unicestwienia taką ilość surowizny to pewnie nabawiłabym się żylaków żuchwy. Patrząc jak Mimi rozkoszuje się jarską sałatką, ze wstydem konsumowałam swojskiego schabowego z puree i Coleslawem i czułam wyraźnie jak mi idzie w boki (w sumie w moim przypadku to wyraźnie w przód).
Mimi młóciła i opowiadała mi o swoim zdrowym stylu życia, joggingu, sałatkach i niechęci do wszystkiego co tłuste, mięsiste, zawiesiste i mączne. "Och...jaka jestem głooooodna..." powiedziała po wylizaniu miski z soku z pomidora i łypnęła łakomie na mojego schabowego, wstydliwie przykrytego duszoną cebulką. "Chcesz spróbować?"- zapytałam nieśmiało. "Czemu spróbować? Chcę zjeść!" - powiedziała stanowczo i zaczęła buszować w kuchni. Za chwilę na stół wjechał talerz z dwoma duszonymi schabowymi i popiątną porcją cebulki, z puree się nie patyczkowała tylko przyniosła sobie cały garnek. "Będzie ktoś to jadł?- zapytała. "Noooo, nie...." powiedziałam z ociąganiem bo miałam nadzieje, że obiad wytrwa do dnia następnego. Mimi, oblizując paluszki przypominające swojskie serdelki zamordowała go w trzy minuty zapijając litrem soku pomarańczowego.
Muszę przyznać, że zrobiła na mnie wrażenie. Lubię jeść, lubię jedzenie (i łatwiej mnie skusić zupą niż kawałkiem tortu) i zdecydowanie jestem wielokrotnością Twiggy ale coś takiego widziałam po raz pierwszy.
Po obfitym obiedzie, jak to w kraju mgieł bywa, nadszedł czas na deser - marne dwa kawałki tarty owocowej. Jeden kawałek należał do mnie ale odstąpiłam bez żalu, ponieważ byłam ciekawa czy jest jakieś dno, a raczej czy zacznie się w końcu przelewać. Zrobiłam kawki w kawiarce i konwersacja popłynęła rwącą rzeką. Mimi opowiadała nadal o swojej zdrowej diecie i miłości do joggingu i gimnastyki- "Och, jak już zacznę biec to tak biegnę, i biegnę, i biegnę, że nie mogę się zatrzymać" - Wyobraziłam sobie nawet jak Mimi wprawia się w ruch i toczy z szybkością kuli bilardowej, zbijając z nóg wszystko co stanie jej na drodze, i na dodatek nie potrafiąc się zatrzymać. (i choćby przyszło tysiąc atletów, i każdy zjadłby tysiąc kotletów, i każdy nie wiem jak się wysilił ...i tak nie dadzą rady zatrzymać tej bili)
"Bo ja muszę na siebie bardzo uważać! Całe życie miałam anoreksję i powinnam pilnować tego co jem, jak jem i kiedy. Wiesz, że z anoreksji to tak całkiem się człowiek nie wyleczy, co?" Przytaknęłam potulnie skołowana zupełnie i na wszelki wypadek zaczęłam marudzić coś o zmęczeniu i łypać zachłannie w stronę własnej sypialni.
"Jasne, połóż się...a ja tymczasem zrobię sobie mały suflet"- i to powiedziawszy, wyjęła z szafki największe naczynie żaroodporne jakie miałyśmy na stanie i ze zmarszczonym czołem przeliczyła jaja w lodówce.
Podczas kiedy Mimi opowiadała o swojej wielkiej miłości do roszpunki, wymknęłam się cicho przed dom na małego, nocnego papieroska. "Palisz?!"- wyjrzała przez okno Mimi, przeżuwając kanapkę z żołtym serem - "bo ja to palę, strasznie dużo...może nawet kiedyś sobie z tobą zapalę, to się nie zdziw." Nakazałam sobie natychmiast przestać się dziwić i posłuchałam, chociaż leżąc w łóżku w głowie miałam wciąż obraz Mimi trzymającej w obu rękach dwadzieścia zapalonych papierosów na raz i dymiącej jak kominy Nowej Huty.
Rankiem rozpoczął się raban. Zniknęły dwie bombonierki pełne wykwintnych czekoladek, wszystkie jaja (a było ich 12),cała paczka bekonu i 7 bułek. Winą obarczono Mimi.
"Ech, ludzie to są...." - mówiła Mimi pakując swoje rzeczy- "Wzięłam ostatnią czekoladkę i od razu wszystko na mnie. Przecież ja normalnie czekoladek nie jadam, wiesz,...dieta...nooo, czasem pozwolę sobie na małe co nieco do kawy ale żeby zaraz na mnie, że zjadłam...".
Najważniejsze to...niczemu się nie dziwić!
"Jeśli wskutek nadmiernego jedzenia utkniesz w drzwiach frontowych czyjegoś domku, będziesz zmuszony pozwolić swemu gospodarzowi używać twoich tylnych łapek zamiast wieszaka na ręczniki. Cóż, tak to bywa." A.A.Milne
Ojezzu! Ale nie utknęła? Poszła sobie? Człowiek może zostać zjedzony i nawet nie zauważy..
OdpowiedzUsuńPoszła sobie na zawsze...chociaż właśnie dziś otrzymałam e-maila, że strasznie chce mnie odwiedzić w Polsce. Nie wiem czy dam radę...Emi
UsuńW sumie gdyby utknęła otworem gębowym na zewnątrz domu to pół biedy. Gorzej jak w drugą stronę.
OdpowiedzUsuńJa myślę, że otwór gębowy lepiej, żeby był wewnątrz. Przecież można nie karmić, a jak będzie odwrotnie to... no nie da się zpobiec pewnym procesom :)
UsuńŻmijo, jednak przychylam się do zdania Ove. A jakby coś to my tam mamy dwa wejścia, możemy tył wypchnąć do ogrodu.
UsuńMam wrażenie, że Milli żyje w dwóch światach równoległych, jeden obejmuje to, jakby chciała żyć, a drugi - jak naprawdę żyje.
OdpowiedzUsuńObawiam się też, że jeżeli dopuści do tego, żeby te światy kiedykolwiek się zetknęły, dozna takiego szoku, że zje jeszcze więcej, po czym przekona sama siebie, że się myliła i jednak żyje tak, jak myśli, że żyje :)))
Iw - ja dokładnie tak samo myślę. To niestety nie dotyczy jedynie jedzenia ale całego jej życia, niestety:/
UsuńPffff... też byłam ciekawa, czy Mimi ma jakieś dno... okazało się, że nie, to tylko dno Waszych zapasów ;-)))
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie utknęła...
Ściskam ;)
Zostałam z oczami jak pięciozłotówki i opuszczoną żuchwą, ale lepiej niczemu się nie dziwić. Toż to lepiej ubierać (chyba) niż żywić? A może nie zdążyła pokazać skłonności w tę drugą stronę bo za szybko skończyły się zapasy gospodarza?
OdpowiedzUsuńTak sobie przypominam w tym momencie pewną parę z mojej rodziny, na której przyjazd trzeba było chować słodycze bo byli jak szarańcza...cokolwiek ujrzeli, było ich i to bez pytania gospodarza ;)
Antares - mam też takich znajomych:)))bardzo bolesne doświadczenie:)
Usuńo rany
OdpowiedzUsuńże tak się zamknę
Margo, a jak tam Irlandzka kuchnia?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńspoko, jutro robię pierogi ruskie, a tak serio, to lubię irlandzkie mleko, masło, sery, wołowinę, jest wyjątkowo smacznie i ich ziemniaki - ekstra
Usuńtwróg niestety kupuję w polskim sklepie... nie pasują mi ichne kiełbaski, więc nie tykam, czasami skuszę się na fasolkę
oni chętnie jedzą dla odmiany to, co przygotowuję, bywają u nas czasami i lubię pytania: a co to jest? dasz mi przepis? i kiedy zaczynam tłumaczyć jak wyrobić ciasto na pierogi, widzę rezygnecję w oczach, opadające ramiona
i dupa, robię sama
jeleń jestem, ale w ostatniej dobie dowiedziałam się o tym od kilku osób, więc powtarzam :)
Pieprzu drogi, a kogo Ty do domu wpuszczasz???? O matko, spociłam się od tej zgrozy. Jak się coś podobnego trafi (tylko choćby) w autobusie i nawija do koleżanki , zagryzając pączkiem, to już mi się trudno powściągnąć,żeby w japę nie zamalować. Bardziej ostatnio jestem agresywna jakaś. W domu bym zatłukła. Pozostając rozstrzęsiona wielce, ściskam:)
OdpowiedzUsuńkAPRYSIU - NO,nie miałam wyjścia bo dom nie mój, zapasy wspólne, a lodówka bez zamka, podobnie jak zamrażarka (lody też zniknęły).
Usuńtak to bywa, jeśli sie przez całe życie miało anoreksję;)
OdpowiedzUsuńMagdo, i na dodatek uprawia intensywnie jogging:)
UsuńJa się już niczemu nie dziwię ;) Za to obtulam! Obtulam!
OdpowiedzUsuńBebeluszku:) zawsze się cieszę, że tak zajęty człowiek jak ty ma czas do mnie zajrzeć. Odtulam ciepło:)
UsuńBrak samokrytycyzmu znakomicie podnosi samoocenę, ergo - Mimi musi być szczęśliwa. Zazdrośćmy jej.
OdpowiedzUsuńMyślę, Ove, że to jest właśnie chorobliwe okłamywanie samej siebie, doprowadzone do absurdu.
UsuńKurde, Pieprzu, to Ty masz w domu tyle pysznego żarcia i jeszcze CYGARY (musiałam przestać kupować, BUDOWA!) i jakaś Cimdzia siedzi u ciebie i wyżera, a ja, jak ten pies o suchym i bezwonnym pysku zatykam H&C bele czem! A sama nie jem już piąty tydzień!!!
OdpowiedzUsuńE, tam Mamarzyniu! Nie w domu a w pracy, w pracy. Bo ja do pracy jadę na dwa tygodnie i tam mam domek, jedzonko i spanko za darmo, a później wracam na dwa tygodnie do własnego domku i niestety za żarełko muszę płacić:)No, ja się przeniosłam na elektroniczny cygar. Kosztuje mnie około 50 zł miesięcznie:)
UsuńA żarcie w pracy...haha...sama muszę ugotować, chociaż czasami zdarza się, że ktoś ugotuje dla mnie:) Teraz na ten przykład mam obiecany węgierskie specjały przez dwa dni:)no i mogę kupować i jeść co chcę...to się nie ograniczam z przysmakami. Nooo...ale Mimi to przegięła:)
UsuńPróbowałam z tym elektrycznym gitarem... eee... cygarem.. ale nie bedzie! Na szczęście przezornie przysięgłam se, że NIE KUPIĘ, więc pozostają mi jeszcze wyżebrane cudzesy.
UsuńA wujek to w stanie wojennym zbierał pety na dworcu. I pomyśleć, że po jego śmierci pozwoliłam Ciotce wyrzucić te wory petów ;-)
Nie wiem dlaczego, ale osoby otyłe, które mnie odwiedzają, to albo nachalnie mnie przekonują, że trzymają ścisłą dietę, lecz przemiana materii u nich nie działa i muszą tyć, chcąc nie chcąc, albo, że schudły 3 kilo, pytając przy tm twierdzaco "prawda, że widać?". Ja zapewne nie zauważyłabym i 10kg mniej, a widzę, że od ostatniej wizytyt buzia zbliżona do kragłości księżycowej. Reasumując - same siebie oszukąją, same siebie przekonują, że traca na wadze, nie tracąc.
OdpowiedzUsuńIvo - dlatego ja wolę kiedy ktoś z przyjemnością je i wie dlaczego tyje:)
Usuńdokładnie - po prostu wie co dobre;)
UsuńObjawię Ci prawdę, jeśli pozwolisz. To był przewód pokarmowy w peruce. A przydługie spodnie kryły ciała doczepionych do niego tasiemców: uzbrojonego- nogawka prawa, i nieuzbrojonego- nogawka lewa. Na wysokości piersi dwie motylice wątrobowe, a w kroku zamontowany był nieskomplikowany syntezatorek mowy ludzkiej.
OdpowiedzUsuńBo wieść niesie, że Twój artysta nie tylko pędzlem nieźle macha, ale i rondlami. Cóż się dziwić, że zwabia :)
Zapomniałam dopisać, że NAREEEEESZCIE nowy post! I to niepostny! Mniam.
UsuńHahaha...wyobraziła sobie to dziwo:) bardzo dobry opis!:))) Ale to nie było w domu, to było w pracy. Myślę, że gdyby mojemu mężowi ktoś podstępnie coś wyjadł z lodówki to by go nocą zdekapitował ulubionym tasakiem do mięsa. On jest strasznie przywiązany do zapasów w lodówce.:)
UsuńMam nadzieję wrócić na łono pisania i komentowania, bo ja czytam, czytam wszystko tylko komentarzy nie mam czasu zostawiać.Twoje pisanie przynosi mi WIELE radości:)
Wielkieś mi uczyniła radości na tym blogu moim
Usuńmoja droga Pieprzu, pojawianiem się swoim :)
Dla mnie to zaszczyt :)
Prawdziwy ekolog przywiązuje się do lodówek, a nie do drzew. Przynajmniej nie jest głodny i nie musi wydłubywać larw spod kory.
Buziole
jak zwykle przeczytałam z wielkim uśmiechem na twarzy :-)
OdpowiedzUsuńdziękuję Kasiu:)
UsuńGenialnie napisane :)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia z Arabii Saudyjskiej :)
przydałaby mi sie taka pożyteczna osoba, bo na razie sama wszystko wyżeram na własną zgubę!
OdpowiedzUsuńOLQA, zaadoptuj mnie!
UsuńPrzyrzekam solennie wyżerać codziennie i uwolnię Cię od Twych samobójczych zapędów!
To ja też, bo ja kocham jeść:)
UsuńJa to w sumie też na diecie. A serki mojego dziecka tak jakoś same pchają mi się do gęby.
OdpowiedzUsuńMoja mama dojeżdża z taką jedną Mimi do pracy. Ostatnio Mimi twierdzi, że na wrotkach wyczynowo jeździ :) Na dodatek zgłodniałam przez Ciebie, a raczej przez Mimi :)
OdpowiedzUsuńo matko, przed taką wizytą to albo robić zapasy jak niedźwiedź na zimę, albo wręcz przeciwnie;-) stanowczo lepiej ubierać jak żywić, ale zapewne warto przeżyć akie spotkanie, oczywiście tylko jeden raz;-)
OdpowiedzUsuńJa to bym na Twoim miejscu porządnie przetrzepała pióra Aniołowi Stróżowi. Gdzie on był, kiedy wielki żarłok Cię naszedł:):) No i gdzie Twoja intuicja???????
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie zżarła jeszcze mydła w łazience:(
Lubie jesc, ale z tych ilosci co opisalas to bym na 100% pekla:)))
OdpowiedzUsuńTo o mię napisałaś?
OdpowiedzUsuńA ja wrzucilam Bubble Deveres , bo nie wiedzialam i ten widok bedzie mnie przesladowal przez jakis czas. Czy ona jest prawdziwa ?
OdpowiedzUsuńOd razu poczulam sie szczuplejsza i ladniejsza, z duma obmacalam moje cycki , bo po raz pierwszy nie wydaly mi sie za duze.
Widzisz , rudzielec ma swoja dobra strone !
Trzymam mój brzuch, co by mi się ze śmiechu nie oberwał.
OdpowiedzUsuńSądzę, jestem wręcz przekonana, ze dieta wpędza ludzi w skrajności i sądzą, że jeżeli się aż tak głodzili to mają prawo sobie to zrekompensować - haha
Pozdrawiam serdecznie, będę tutaj wpadać, bo ubaw u Ciebie po pachy
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Gabriello..Wyczytałem tę notkę tyle razy aż wystarczy...No zrób przysługę i daj się komandosowi poczytać.:)
OdpowiedzUsuń:) właśnie {z)wróciłam:)) jestem napełniona historiami do wypęku drogi Radku:)
OdpowiedzUsuń