Zamiast kota - ja. Ponieważ to moje jedyne zdjęcie w życiu, na którym wyglądam ździebko romantycznie (czyt. tak jak nie wyglądam nigdy w życiu) zdecydowałam się je umieścić. Zamierzam zastygać częściej w takiej pozie, a kto wie, kto wie...być może odetka mi się ta arteria odpowiedzialna za rozumienie poezji i stanę sie bardziej uduchowiona? Przez moment pomyślałam nawet, że na fakt uduchowienia może mieć wpływ częste obcowanie z niebem. W końcu latam samolotem 3 razy w miesiącu...
Latanie ma swoje plusy. Oczywiście, jesli nie trzeba kwitnąć przy ścianie w oczekiwaniu na spóźniony samolot i trzymać kciuków za baterię w tablecie. Polaków na lotnisku można poznac bardzo łatwo - to ci co gromadza się dookoła tablicy odlotów przebierając nerwowo kopytami i wpadają w galop natychmiast po ukazaniu się informacji o numerze wejścia. Nie wiem dlaczego ale żeby wejść do samolotu odlatującego do Polski albo Rumunii nalezy przejść 16 km śliskimi korytarzami, na krórych straszą napisy " w tym korytarzu nie ma toalet", następnie zejśc krętymi schodami do lochu, ustawić się wraz z setką innych oczekujących w pomieszczeniu o kubaturze 20 metrów kwadratowych i pocić wytrwale przez około 40 minut.
Kiedy człowiek wypoci już ostatnią kropelkę wody (nikt nie pije bo przeciez toalet w tych kazamatach brak), dzinsy przylepią mu się do półdupków, a włosy upodobnią do ślicznotki wyłażącej ze studni w filmie Ring, wtedy własnie otwierają się drzwi i owiewa nas orzeźwiający wiatr syberyjski. Już tylko kolejka do schodów na przeraźliwym wygwizowiu i jestesmy w środku. Sądząc po zapachu, wszyscy mają na sobie swetry ze spoconej kozy i skarpetki z sierści starego capa.
Nie kapryszę. Siadam na pierwszym wolnym, bez względu czy obok leci staruszka, niemowle, bracia syjamscy czy też jeżozwierz. Najciekawszym współpasażerem okazał się jak dotąd wokalista grupy Gospelowej IDMC Gospel Choir.
Nie musiałam wybierac się na koncert, miałam własny!Myślę, że w ciągu 2 godzin słowo GOD usłyszałam około 500 razy - śpiewane, mruczane i szeptane. Cały zespół bardzo fajny, otwarci ludzie z poczuciem humoru - do końca nie zorientowałam się, że miejsce do którego się wybierają to Częstochowa. To co wymawiali brzmiało bardziej jak Karpacz.
Miałam tez okazję leciec obok człowieka, który z detalami opowiedział mi na czym polega jego nowa praca. Ponieważ miało to związek z bankiem i informatyką odpadłam już przy drugim zdaniu, a on gadał i gadał i gadał. Była też pani - amatorka chrupek serowych z dużą ilością bransoletek. Z lewej strony, przez dwie godziny dobiegało "Brzdęk, szelestu-szelestu, brzdęk, chrrrrrup, chrup, chrup, mlask, brzdęk, brzdęk, szelstu, szelstu, chrrrrrup. chrrrrrup, mlask, mlask". No, i ten zapach...jakby się gorgonzola z camembertem zaciekle naparzały. I tak byłam wytrwała, dopóki nie zwróciła się w moją stronę z niewinnym zapytaniem o godzinę.
Michelle od ciast - piecze wytrwale, i gada, gada, gada. Kiedy już zacznie, to ciężko sie przebić. Powiedziałam jej ostatnio, że mówi jak Vicky Pollard. Nie obraziła się, pomyślała chwilę, zaśmiała sie i przyznała mi rację. Ktos nie wie kim jest Vicky Pollard? Koniecznie trzeba nadrobić - od 0.55:)
Dobranoc:) I przewietrzmy swetry i skarpety!
I pomyśleć że w niedzielę mam samolot i nawet się cieszyłam ;)
OdpowiedzUsuńAnko Wrocławianko! Ciesz się, ciesz...podróże kształcą przecież:)) No i ten moment odrywania się od ziemi..CUDO!
UsuńŁosz w mordę, jakaś ty ... piękna. Jakoś wyobrazałam sobie Ciebie z pryszczem na nosie i w okularach z podwójnym dnem- a Ty taka niespodzianka. fiufiu Może stereotypem poleciałam, ze jak mózg błyskotliwy to kolejka po urode przepadła. Wstyd, oj wstyd.
OdpowiedzUsuńJa tam wnosze o więcej Ciebie, obojetnie w jakiej pozie ;-)
Hannah - rech, rech, rech...ale mam ładne momenty, jak np. ta..no, nie przymierzając mgr Biodrowicz, która miała piękne przeguby i dlatego własnie zakochał się w niej jeden ze Starszych Panów. :)
Usuńpo syczuańsku...teraz to dopiero mi narobiłaś smaka!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Agnieszko, już wylizałam i wytarłam skórką od chleba :/
Usuńteż se zrobię!
UsuńTo może dobrze,ze latam na piechotę, bo gadam sama do siebie:)
OdpowiedzUsuńOlqa -I fajnie. Gadanie do siebie ma dobra stronę - ludzie wolą nie zaczepiac:)
UsuńWow, spotkałaś drugie wcielenie Vicky :D zazdroszczę :))
OdpowiedzUsuńAuroro - o tak:) Nawet trochę podobna, i charakter ciut ciut...:)
UsuńBazyl i samolot? Nieeee (takie z przekąsem) :D
OdpowiedzUsuńA czemu to Bazylu? czekanie, czekanie, czekanie ---wiesz ile można przeczytac?
UsuńJa jestem zaściankowiec, a nie światowiec. Na dodatek z lękiem wysokości. A na pekaes na pewno czeka się dłużej :P
UsuńDzięki za wpis wysokich lotów, chwilowo oderwałam się od spraw przyziemnych:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMagdo - przyziemnie potrafi być nawet na pokładzie samolotu, a niebiańsko i w kazamatach. No, nie?
UsuńNo, lecę za dwa tygodnie do Katowic. Dublińskie lotnisko po remoncie jest całkiem przyjemne, chociaż też trzeba przemierzyć kilometry na stanowisko powyżej 100... zaczynają się loty do Polski, na końcu korytarza. Do mnie nikt się nie odzywa, wyglądam tępo, wrogo, a może podejrzanie... No i nie śpiewam nawet pod nosem.
OdpowiedzUsuńściskam Cię spacerowiczko piękna
Margarithes! - czy ty zawsze musisz przylatywać wtedy kiedy mnie nie ma! Protestuje!
UsuńNo i proszę, zupełnie jak w autobusie, tylko może tłok mniejszy;)
OdpowiedzUsuńPs. Pięknaś :)
Jak w pakistańskim autobusie wiozącym wieśniaków na targ. Brakuje tylko gdaczących kur Kaprysiu:)
UsuńNie, nie pięknaś ale zdjęcie takie sympatyczne wyszło:)
Oj tam, oj tam, pięknaś i już:)
UsuńCo tam pakistański , przejedź się warszawskim. I chyba wolę jak kury gdaczą, niż te baby co zwykle koło mnie się gdzieś wpychają. I ci faceci, co się myli trzy tygodnie temu i to niedokładnie, a z japy im wali przetrawiona wóda zakąszana kiełbachą. Może się faceta odechcieć na pół roku. Myślę,że umrę w autobusie;)))
Nooo... zupełnie inaczej sobie Ciebie wyobrazałam (nie gorzej, ale- inaczej) ;)
OdpowiedzUsuńI pomyśleć, że wszystkie te, znane skądinąd, prawdy o lataniu i lotniskach, można opisać w sposób, który wywołuje szeroki uśmiech ;-D
Uściski czułe;)
Ufffff....Inkwizycjo droga, dobrze, że nie gorzej. Patrzę tak sobie i stwierdzam, że ja i tak na każdym zdjęciu wyglądam jak kompletnie inny człowiek:)
UsuńJakaś Ty tajemnicza i uduchowiona!... Też bym walnęła taką fotkę, gdybym na którejś miała choć zbliżony fantasmagoryczny wygląd.
OdpowiedzUsuńPanią Brzdęk-Szelestu-Chrup zakatrupiłabym własnoręcznie i poszła siedzieć przez nią do końca życia. Mam nadzieję, że nigdy jej nie spotkam w żadnym samolocie.
Natomiast zauważyłam tę samą prawidłowość odnośnie lotów do Polski z Monachium - wyjścia mieszczą się na końcu świata, w lochach właśnie, wszędzie upiornie pusto, tylko pod gatem "polskim" dzikie i faktycznie pachnące kozą (albo darmowymi zapachami z drogerii).
Agnieszko - to zdjęcie było robione jakoś o 3 nad ranem bo spać nie mogłam. Pewnie dlatego takie uduchowione bo czułam się jakoś tak rozmamłanie:)
UsuńCzęsta zmiana miejsca pobytu to częste przeloty i przejazdy.
OdpowiedzUsuńDobrze, że dysponujesz poczuciem humoru, żeby to opisywać :).
A zdjęcie już komplementowałam na FB, faktycznie jest śliczne.
Viki nie rozumiem zupełnie!
Viki ja też nie zawsze rozumiem Iw:) Staram się dotrzymac jej kroku ale czasem ciężko idzie:)
UsuńJa tam uduchowienia nie widzę, za to śliczny delikatny półuśmiech:)Interesujących masz współpasażerów. Ciekawa jestem na kogo jeszcze trafisz. Może faktycznie na jeżozwierza?
OdpowiedzUsuńJaskóło, zniose wszystko za wyjątkiem skunksa jedzącego ser i opowiadającego o osatniej operacji przepukliny jaką przechodził.
UsuńJesli w samolotach zastygasz w takich pozach jak na zalaczonym zdjeciu, to samas sobie winna. Gdybys taka usiadla obok mnie to opowiedzialabym ci cale me zycie, dwa lub trzy razy. Ze szczegolami.
OdpowiedzUsuńW samolotach wkładam nos w tablet i czytam, a przynajmniej udaję, że czytam droga Kaczko:) Staram się nie zastygac, bo zastyganie może się skończyć brakiem miejsca do siedzenia:)
UsuńJa sie ukrywam za ciemnymi okularami, bo jak sie ktos doczepi to nie potrafie sie odczepic, albo podziwiam to co widac za oknem. W dzien i w noc. Raz nawet przegapilam w ten sposob poczestunek.Niewybaczalne...Czy i na Twoich liniach czestuja coraz skromniej?
OdpowiedzUsuńAgni?? Częstują?? No chyba słowaem WITAJCIE! Ostatnio kupiłam sobie w samolocie czerstwego rogalika Seven Days i mała wodę gazowaną, ten poczęstunek kosztował mnie 4 funciaki:)
UsuńP.S. Jestes slodziutka !
OdpowiedzUsuńPoza, poza moja pani:)
UsuńAle, że jak?!
OdpowiedzUsuńZdjęcie bez słit dzióbka?
Ja rozumiem, że uduchowienie i tak dalej...ale za trendami fotograficznymi wypadałoby nadążać.Zwłaszcza jak się jest światową kobietą.
I pozdrawiam ;-)
Kontrolerko, a jak to ze sweet dzibkiem jest? Następna będzie próba zrobienia sweet foci!
UsuńNie lubię latać ... 3 x w miesiącu myślę, że doprowadziło by mnie do szału ;)
OdpowiedzUsuńLatać to ja kocham Aneto:) nie kocham kolejki do wejścia, przejścia, pokazania, zdejmowania itp.
UsuńA to też mnie wnerwia :) zwłaszcza jak przechodzę przez bramkę i piszczy pomimo, że nie ma już co. Ale i tak nie lubię samego latania. Może gdybym to ja pilotowała byłoby inaczej.
UsuńZdecydowanie lotniska i samoloty to bardzo ciekawe miejsca.
OdpowiedzUsuńCzasem wręcz bardzo edukacyjne.
Ale nie myśl sobie że na lądzie mamy mniej atrakcji.
W autobusach komunikacji miejskiej, pasażerowie również potrafią dostarczyć różnych atrakcji zapachowych!
Ale polatałabym sobie ...
gOSIA! I to dobry pomysł:) z tym lataniem:)
UsuńPo pierwsze prymo: rzeczywiście, wyglądasz zarąbiście romantycznie. Dej se to wypalić na szklanej (podobno najlepszej) płytce CD, coby był dowód, iż Matka tyż wyglądała.
OdpowiedzUsuńPo drugie: nie wiem, co to jest tablet i nie pragnę wiedzieć. Chiba to jest takie cóś, co uwiązuje. Ja mogę uwiązać krowę Ciotki Zośki na łańcuchu na polu na Pstrągowej. Myślę, że to jest uwiązanie, które mnie się bardziej podoba.
Po trzecie: od kiedy nasza wycieczka nauczycieli z Ziemi Strzyżowskiej wyzuła się z butów na lotnisku w Madrycie (rok 2005, murzyńska laska przed nami zdjęła buty na szpilach sado-maso, a my myśleli, że każdy ma się wyzuć, więc zjedli my klapki, sandały, nisówki, laczki itepe i stali my jak te gupie na przybość, ku radości reszty tzw. kulturnej Europy) już mię żadne wymogi nie zakoczom.
Dumaju ja: lotnisko jest dla mnie, a nie ja dla lotniska. Więc czniać to wszystko koncertowo!
I najważniejsze: kochamy Cię Pieprzu, cała Ziemia Strzyżowska, i pisz, pisz, bo już mię tak czytelniki przyciskają, że za chwilę będziesz musiała zrobić autorskie spotkanie!
Marzyniu kochana! Tablet to jest wolność i parę kilogramów mniej w bagażu. Dzięki temu maleństwu nie muszę już wozić ze sobą książek wte i wewte. Mam małą biblioteczkę zawsze ze sobą, a na dodatek ulubione filmy i muzykę pod bokiem. Kocham to ustrojstwo!:))
UsuńSłuchaj Marzyniu - mam nadzieję, że to tylko literówka i tak faktycznie to na tym lotnisku nie zeżarliście tych wszystkich butów ? Hmm? Bo jeśli tak to przyjadę boso!
Kota nie ma ale "toto" na zdjęciu niezwykle urodne:)Zapewne i pazurki ma, tylko do zdjęcia nie wystawiło..:)Nie latam tylko jeżdżę, ale latać zamierzam, bo mi latawisko wybudowali w Lublinie pod nosem...Czekam tylko na kierunki egzotyczne...Jakaś "Norwegia" czy coś równie odległego..:):)Póki co wypasu nie ma:)
OdpowiedzUsuńRomans transcedentalny?Wybieram zwykły, przynajmniej języka sobie łamać nie trzeba...na słownictwie :)
Pozdrawiam romantyczna Gabriello:)
A dziękuję Tamirianie:)zdjęcie dużo zniesie, real nie zawsze:)) lATAĆ WARTO, a ile obserwacji człowiek porobi w trakcie podróży:)
UsuńHe, he, faktycznie prawdziwa obserwacja z tymi Polakami czatującymi przy tablicy wyświetlającej numery bramek. Problem zaczyna się wtedy, jak się podróżuje z dziećmi - jak nie wyprujesz odpowiednio wcześniej, to zostaną już same pojedyńcze miejsca (co może mieć swoje zalety, bo np. od obcego faceta nie będą się przez całą drogę domagali słodyczy i rozrywki :))
OdpowiedzUsuńCo do poezji, to Cię zmartwię - to już się raczej nie pojawi.
U mnie w każdym razie się nie pojawiło :)
Fidrygauko, jak nie wyprujesz odpowiednio wcześnie to czeka cię łażenia wzdłuż samolotu i żebranie o miejsce:) A zostają już tylko te obok matek z krzyczącymi niemowlakami:)
UsuńPieprzu, ja pieprze, ale z Ciebie ladny Pieprz:)))
OdpowiedzUsuńTez se chyba musze jakas jedna wyjsciowa fotke strzelic zanim umre, moze sie komu przyda:)
Latac moge i nawet lubie, ale byloby lepiej gdyby nie wspolpasazerowie:))
Tak, Stardust, teraz ćwiczę pilnie forkę słodki-sexy-dziubek. Ciężko mi idzie!
UsuńDobra, dobra, z tym romantycznym wyglądem to nie ma co ściemniać, nie dlatego to zdjęcie umieściłaś. Po prostu ładnie na nim wyglądasz i o to chodzi :)
OdpowiedzUsuńA jak ja ostatni raz leciałem samolotem, to miałem miejsce stojące, między fotelami pilotów i nic nie słyszałem z tego, co mówili. Bo to był AN-2, rolniczy, do oprysków.
Kochany Ove, a słyszałeś ty kiedyś, żeby jakaś kobieta powiedziała : to moje bardzo romantyczne zdjęcie, szkoda tylko, że tak paskudnie tu wyglądam:)) Nooo way!
UsuńChociaż nie zapominajmy, że umieściłam też mniej piękne:
http://czarnypieprz.blogspot.com/2012/07/jestem-modsza-od-uniwersytetu-slaskiego.html
No, to pięknie!:))Chociaż nie umywa się do lotu z Moskwy do Nowosybirska w roku 1984 samolotem towarowym wiozącym pomarańcze:)))A piloci pili coś z metalowych kubków i byli coraz bardziej weseli....
Jesteś młodsza od Uniwersytetu Śląskiego?I kto by pomyślał. Swoją drogą, a propos latania....Kiedyś na spotkaniu w szkole podstawowej, przyszedł do mojej klasy tatuś kolegi co to pilotem był i z uśmiechem na gębie opowiedział nam jak to kiedyś, podczas lotu słynnym AN-24 "Antkiem" stery mu zostały w łapkach, bez zaczepienia na pulpicie...No i nie wiedział jak to mówił, czy skakać od razu, czy lekko zniżyć lot bo jeśli chodzi o prędkość to jak wyznał rozbrajająco-"z pociągu wyskoczyć było większym ryzykiem:):)
OdpowiedzUsuńOd tamtej pory latam tylko do biedronki i zawsze mam stery w dłoniach:)
Straciłam nadzieję. Jestem zbyt prozaiczna. Nawet siedzenie w pozie romantycznej nie jest w stanie mnie uduchowić;)
OdpowiedzUsuńNie sposób Pieprzu ograniczyć się tylko do Twojego wpisu, bo w komentarzach dalszy ciąg Twojego fantastycznego pióra. Latać uwielbiam, latam zbyt rzadko :( ale pamiętam z któregoś lotu scenkę z butami. Mianowicie pasażerowie zdjęli to co na kopytach mieli i ustawili w... kolejce, zajmując tym samym swoje w niej miejsce. Miałam wtedy masę skojarzeń, od obsikiwania terenu przez wróżbę andrzejkową po niewidocznych (wyparowanych?) właścicieli obuwia włącznie. Nigdy więcej już czegoś takiego nie widziałam. Do tej pory nie wiem, czy to jakiś lokalny zwyczaj czy ktoś wpadł na pomysł a reszta jak barany za tym pomysłem poszła.
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcie :)))
OdpowiedzUsuńna szczęście latam tylko w okresie wakacyjnym i to mi zupełnie wystarcza
przeurocza fotka
OdpowiedzUsuń