Rodzicom przestałam wierzyć dość wcześnie. Miało to związek z wizytą u dentysty. Przygotowując mnie do tortur na fotelu tatko wziął mnie na kolana i opowiedział jak też chichocze szalenie, kiedy pani łaskocze go wiertłem po zapalonej miazdze - no, miało być tak fajnie jak wtedy kiedy robi się pierdzioszka na brzuszku. Takie prrrrrrrr i po wszystkim. Bolało jak diabli, do pierdzioszka było szalenie daleko. Nie byłam grzeczna, zemściłam się srodze łapiąc dentystkę za obfitą pierś i tarmosząc niemiłosiernie. Obie płakałyśmy rzęsistymi łzami, a następnie cuciłyśmy zemdlonego ojca w poczekalni.
Nie bałam się pająków. Ot, zwierz jak każdy tyle, że nóżek ma ciut więcej - tak mówiła mama. Nie bałam się ich do momentu kiedy byłam świadkiem jak moja własna rodzicielka na ich widok wyskakuje z podomki i wspina się goła po ścianach , niczym nawiedzeni w Egzorcyście, wydając przy tym niezidentyfikowane dźwięki.
Szczepienie miało być ukłuciem komara. (mama) Piekło jak rana po wtarciu kamfory i nie trwało sekundy. Kiedy szycie na żywo ręki nie okazało się być tak fajne jak jazda na karuzeli, a mój wrzask "O, Matko Boooskooo, luuuudzie raaaatujcie" niósł się po szpitalnych korytarzach powodując samoistną ewakuację pacjentów, dotarła do mnie bolesna prawda - ludzie kłamią. I w tym własnie momencie mojego życia, w wieku lat 5 zostałam sceptykiem.
Następstwa kłamstw były niesamowicie przykre dla moich rodziców- ucieczka z przedszkola w dzień badania stópek na platfusa (nie chciałam wierzyć, że ten fioletowy kolor kiedykolwiek się zmyje), histeria przed pierwszym badaniem ciśnienia w liceum, i wzrost temperatury do 39 stopni przed każdym szczepieniem w szkole. Czy można się dziwić, że pogryzłam ręce człowieka, który przyszedł mnie zabrać na urodziny swojej córki, a mojej przedszkolnej koleżanki? Przecież jasne było, w świetle wszystkich wydarzeń, i mądrości płynących z bajek (Jaś i Małgosia), że do domu to ja już nie wrócę.
Zostałam dzieckiem sceptycznym i upartym, takim które wierzy tylko sobie. Nie zdobyłam jednak palmy pierwszeństwa w tej konkurencji bo najbardziej upartym dzieckiem okazała się być (całkiem przypadkowo) moja kuzynka Tereska, i nie wyszło jej to na dobre. Tereska jest siostrą Ediego, a to już dużo znaczy, można nawet powiedzieć, że była dzieckiem walczącym o przeżycie od momentu złapania pierwszego oddechu. Lubiła zwierzęta - zarówno żywe, jak i martwe. Pewnego letniego dnia, za komórką znalazła szczura, nieco już przechodzonego i zdefasonowanego z jednej strony. Z radością dziecka wzięła go w dłonie i przybiegła żeby się nam pochwalić zdobyczą Kiedy tylko zbliżyła się na odległość działania fetoru, porzuciliśmy z Edim podkładanie saletry pod drzwi sąsiadów i rzuciliśmy się do ucieczki z piskiem i wyciem, a wkrótce dołączyło do nas pół ulicy i wszystkie okoliczne psy. Biegaliśmy z szaleństwem w oczach, krzycząc niemiłosiernie i uciekając na oślep. Co ciekawe, szaleństwo opętało tez dorosłych, którzy miotali się z lewa na prawo, rzucając dobre rady Teresce.
- wyrzuć to!
- rzuć to!
- dziecko, puść to!
Tereska jednak skamieniała wewnątrz i rycząc z przerażenia biegała za nami błagając o pomoc i ściskając szczura w lewej ręce tak, że stracił połowę swojej śmierdzącej, wewnętrznej zawartości. W końcu stanęła na środku placyku i wyła jak potępieniec, nie słuchając dobrych rad, którymi wszyscy dookoła karmili ją jak chlebkiem z masełkiem. Edi miał dobre serduszko i postanowił uratować upartą siostrę i szalejący tłum, w związku z tym oderwał chwiejącą się deskę z płotu i...przywalił w szczura z całych sił. Pierwszy raz zobaczyłam wtedy pogotowie z bliska.
Warto czasem korzystać z dobrych rad ale tylko czasem.
uffff.... straciłam na chwilę oddech... biedna Tereska....
OdpowiedzUsuńMoże to faktycznie nie Twoja wina, że byłaś sceptycznym dzieckiem, ale grzeczna to chyba nie byłaś z własnej woli? :))))
Czasem sobie myślę, że gdyby moja Juniorka była taka, jak ja w jej wieku, to chyba bym osiwiała :))))
Ja też sobie tak myślę Ewo. Najważniejsze żeby jako wół pamiętać co się myślało i czuło będąc cielęciem - to najlepsza rada dotycząca wychowania dzieci:)
Usuńbardzo ciekawe i chyba. Do momentu, gdy sama stałam się mamą właśnie podobnie I mnie mnie rodzice oszukiwali w tzw. "dobrej wierze". Dentysta przyjemnie masujący dziąsła i szczepienie jak ugryzienie komara to standard. Gdy sama stałam się mamą przysięgłam sobie, że nie będę takiego odszukiwania stosowała. Wcale nie było to proste. Np. wychodząc późnym wieczorem od córki ze szpitala mówiłam "idę do domu i rano wrócę", a nie jak inni rodzice "idę zapytać o coś lekarza, zaraz wracam", po czym wychodzili do domu, a dziecko płakało, aż zasnęło. Przykładów wiele można podać, gdzie kłamstwo mogło być zbawienne, ale nigdy się "nie złamałam" i dziś to owocuje:)
OdpowiedzUsuńPytanie tytułowe jest bardzo na czasie. Większość z nas wie najlepiej co by zrobili na miejscu innych.
Za nasz strach najczęściej winni są inni. Taka prawda.
Rozbawiłaś mnie, mimo, że w tym poście tyle cierpienia;)
"i chyba" nie wiem czemu się zakradło;)
UsuńIv0 chyba to może podświadomość podrzuciła:))) mały człowiek buduje swój świat na podstawie obserwacji, nie trzeba dużo żeby wychować kłamczucha, obłudnika, lenia i cwaniaka:) wystarczy dawać przykład:)
Usuńi to naprawdę jest niewiele, i nic nie kosztuje, a tak pięknie owocuje:)
UsuńPiękne :D Proszę więcej.
OdpowiedzUsuńCzytając zacząłem żałować, że rodzice (i dziadkowie) nie ukrywali przede mną, że pewne rzeczy w życiu bolą. Tyle ciekawych doświadczeń ominęło mnie, mojego brata i moich kuzynów.
I to pełne okrucieństwa podejście mojej rodziny: potłukłeś się albo rozwaliłeś kolano? Polać wodą utlenioną, posmarować jodyną albo innym podobnym świństwem (z brutalnym ostrzeżeniem: uwaga, będzie szczypać) i z powrotem na deskorolkę.
Kolego Maupo - zastanawiałabym się co jest większym okrucieństwem - powiedzenie o czymś nieuchronnym, przygotowanie na to co się stanie czy danie na nadziei na świetną zabawe a potem...kąpiel we wrzątku:)
UsuńW zdrowy rozsadek moich rodzicow zaczelam watpic kiedy majac ok. 10 lat zapytalam ojca czy moge isc do kina, na co uslyszalam "zapytaj mame" to poszlam grzecznie zapytalam mame, ktora w odpowiedzi rzucila "zapytaj tate". Jak mozna wierzyc ludziom, ktorzy nie potrafia ustalic ile ich wlasne potomstwo ma matek i ojcow? A przy tym sami nierozgarnieci nie potrafili podjac decyzji w tak banalnej sprawie jak kino. Jak takim wierzyc w powazniejszych sprawach?
OdpowiedzUsuńA Tereska ze szczurem przypomniala mi o mojej kuzynce Oli, ktora sie uparla na hodowanie krolika w lazience, a krolik sie utopil i do rana tak specznial, ze trzeba bylo caly sracz rozwalic:)))
A to jest chyba standardowym zachowaniem rodziców. Po informacji "mama kazała mi ciebie zapytać" moi zamykali się w kuchni, żeby przy zagłuszaniu w postaci puszczanej z kranów wody przedyskutować taką niezwykle skomplikowaną kwestię ;)
UsuńStardust - historia z królikiem idzie do biureczka - smakowita chociaz apetyt może odbierać. Co do zapytaj -zapytaj - u mnie działało tak samo:)
Usuńwszystko pięknie i śmiesznie, ale jak doszłam do szczura to obiad mi podszedł do gardła
OdpowiedzUsuńDroga Alojzy Sałato - tu jest chlewik, tu się często połyka raz już przetrawione gorzkie prawdy ale za to bardzo korzystnie się później odbijają:)
UsuńTeż sobie z Tobą i Kulką śpiewam, że "wszystko jest tak proste, póki nie przytrafi się tobie", bo to najprawdziwsza jest prawda.
OdpowiedzUsuńChociaż "the szczur story" nie mnie a Teresce się przytrafiła, empatyczna jestem wyjątkowo, bo i opis BARDZO sugestywny i pozwolił się wczuć, oj uciekałam przed Terenią i szczurkiem, bleeeeeeeee ;))))
Muffinowi wciskamy tylko trochę kitu i raczej w sytuacjach niemedycznych (mnie w celu zaszczepienia ciągnęły do gabinetu cztery dorosłe osoby, w drugiej klasie podstawówy...), zwłaszcza, że bestyja pamiętliwa.
Ściskam Pieprzu, siebie zobaczyłam, się ubawiłam, senk You!!!
:))))))))))))))))
Aaaaaaaaaaa Pieprzu, dziś siedzę w Keatsie i wiesz, co mi powiedział:
Usuń"Nothing ever becomes real till experienced - even a proverb is no proverb until your life has illustrated it", być musi, że miał jakieś szczurze story na myśli... ;)))
Dziki lokatorze - bo wszystkie Gabryśki to fajne chłopy:)
UsuńCo do Keatsa - to fajny chłopak był i dobrze prawił, chociaż najtrafniej dla mnie o życiu to Wilde (mam jakiegoś bzika na jego punkcie).
Bardzo dobrze się takie opowiada i śmieje po czasie:) A ludzie kłamią i dobrze;) Czasem prawda jest nie do zniesienia. Sama się okłamywałam przed kolejnymi operacjami;) Potem było przykro, ale przedtem lepiej. Po co się umartwiać i przed i po;) Biegi ze szczurem warte filmowej nowelki:)
OdpowiedzUsuńStrasznie mi szkoda Tereski - to uciekanie wszystkich, a w końcu jej samej (przed sobą, bo przecież to ona trzymała szczura), a jednocześnie to, że nie mogła go biedaczka jednak wypuścić - to jest odebranie szczenięcej ufności, to jest bolesne dowiedzenie się prawdy.
OdpowiedzUsuńa ja dałam się nabrać,że pociągi śpią i dlatego nie mogę jechać do babci:)
OdpowiedzUsuńA moi rodzice byli do bólu szczerzy. I nie znosili dziamgania się. Cała nasza trójka była chowana na zimno, bez zbędnych ceregieli i kłamstewek.Nie było to przyjemne, zwłaszcza, gdy mama nie znosiła sprzeciwu i była konsekwentnie kategoryczna. Przeniosłam na swoje dzieci mówienie prawdy o różnych nieprzyjemnościach, ale zawsze starałam się im towarzyszyć w chwilach paskudnych, czego moi rodzice nie robili. Kiedy zaczęliśmy chodzić do szkoły, sami zaliczaliśmy lekarza, dentystę. Ja chodziłam z moimi dziećmi i podtrzymywałam je na duchu, pamiętając, jak strasznie źle jest w takich chwilach samemu. Zwłaszcza dziecku. Rodzicom wcześnie przestałam wierzyć, ale w zupełnie innych kwestiach:(
OdpowiedzUsuńJa też miałam taką przygodę, tyle że nie ze szczurem a z kretem. Na szczęście obyło się bez pogotowia : )
OdpowiedzUsuńNajbardziej sceptycznym dzieckiem jest moja najmłodsza córka - odbywa zwykle kilka wizyt kontrolnych zanim zdecyduje sie na otwarcie ust u dentysty.
W ten sposób również podchodzi do kwestii kolczyków - trwa to już 2 lata.
A my nawet nie próbujemy jej przekonywać, że nic nie boli - i tak nam nie uwierzy.
Ekstra. Szczur obrzydliwy, ale reszta ekstra :-D. Temat mi bliski, choć znany z innej perspektywy - ja zawsze mówię dziecku jak jest (rwanie zęba jest bolesne, leczenie zęba nie boli, ale znieczulenie igłą [a nie pszczółką] przed jest nieprzyjemne, szczepionka boli jak diabli, ale potem pójdziemy na mega lody itede) tak jak mnie rodzice nigdy nie karmili "półprawdami" o pszczółkach w roli dentystycznych wierteł, laboratoryjnych igieł itepe. Zresztą dla mnie wiertło i igła przy tym co przeszłam w dzieciństwie (wiek 5-7 lat) z metalową konstrukcją na nodze, zrywaną co wieczór razem ze skórą, "kulami" wrzynającymi się pod krwawiące pachy i uparcie powtarzaną przez lekarzy diagnozą, że tę nogę trzeba amputować - to było nic. Na sceptyczkę nie wyrosłam, ale za to na człowieka, przekonanego, że inni mówią prawdę. Życie, na szczęście czy też może raczej na nieszczęście, zweryfikowało tę cechę mojej natury ;-).
OdpowiedzUsuńLowam cie Wipierzu! Lowam i uwlebiam!
OdpowiedzUsuńWarto..Swoją drogą byc może te wszystkie traumatyczne przeżycia sprawiły że Twój uśmieszek przelany na blog ma taką wartość i tak znakomicie smakuje:)
OdpowiedzUsuńJesteś w mojej pierwszej lidze kobiet wartych słuchania:)
Kłamać dzieckom też trzeba umieć. Bo potem trauma na całe życie:)I skłonności sceptyczne oraz agnostyczne.
OdpowiedzUsuńJeszcze , jeszcze !!!!
OdpowiedzUsuńDzieki za poniedzialkowa porcje smiechu !
I chyba dlatego mamy poczucie własnej wyjątkowości. Życie innych jest proste i oczywiste. Wiemy co powinni robić, a czego nie powinni, wiemy kiedy się mylą, wiemy jakie powinni mieć poglądy zamiast tych niesłusznych, które mają. Ze sobą mamy więcej problemów, no ale to dlatego, że u nas to inaczej i sprawy są bardziej złożone, wiadomo :)
OdpowiedzUsuńDech z piersi mi oderwała ta deska
OdpowiedzUsuńna szczęście już mi nic nie jest, Paddy nalał mi szklankę czegoś mocniejszego
Tak, jestem sceptykiem i tak na tym wychodzę jak zabłocki na mydle
Lubię Cię Piprzu za sprowadzanie mnie na ziemię, bardzo
ściskam
....jESTEś lekiem na całe zło, i nadzieja na ... lepsze jutro ;-)
OdpowiedzUsuńlofam Twój język
w pierwszej kolejności obiad zaczął mi wywracać się jakby do wyjścia, w drugiej ogólne a feeeee, w trzeciej ubawiłam się po pachy;-) ps. ale gdyby coś to sorki, bo to prawie, że horror i może nie wypada gubić zębów ze śmiechu;-)
OdpowiedzUsuńi dlatego właśnie dzieciom własnym prawdę prawię, co nie zawsze przynosi dobroczynne skutki.
OdpowiedzUsuńWitaj, wpadłam tu na chwilę i chyba zostanę, jeśli można :)
OdpowiedzUsuńpozdrówka
Justyna
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńWłaściwie jak tak słucham, to lepiej nie korzystać wcale :)
OdpowiedzUsuńWażniejsze, żeby mieć własne pojęcie o życiu i nawet popełniając błędy iść do przodu i samemu (a jakże) ponosić konsekwencje.
Tak wychodzi z mojego doświadczenia.
O radę proszę rzadko, za to są mi one regularnie podrzucane.
Chcę czy nie chcę, przoduje w tym pokolenie moich rodziców, ale i wśród moich rówieśników znajdują się osoby chętne do zachęcania mnie, żebym zrobiła coś, bo mnie w tym kierunku naciskają.
Ale konsekwencje (a jakże) poniosę ja.
Więc już wolę po swojemu :).
pozdrowienia
Winnam wspolczuc Teresce, ale leze i kwicze ze smiechu! Od trzech dni.
OdpowiedzUsuńDobre rady nie są złe w odpowiedniej dawce.
OdpowiedzUsuńStaram się swojego potomstwa nie ściemniać (np dentysta) dlatego jeszcze mi wierzą. Ale czekanie aż ośliska jedne nauczą się czegoś na własnych błędach może wykończyć nerwowo. W pewnych momentach mogliby skorzystać z doświadczenia innych. Chociaż, jeśli maja na dłużej zapamiętać ...
Mam nadzieje że mimo wszystko ominą mnie akcje ze zdechłymi szczurami i nieoheblowanymi deskami. Wolałabym żeby nie mieli tak barwnych wspomnień ;) Nawet tak barwnych jak moje, które przy twoich, to bladziochy.
"Kiedy Marzynia była mała
OdpowiedzUsuńTo bardzo w kwiatkach się kochała
Czas ucieka, gust się zmienia
Kwiatek w Pieprza się zamienia!"
Ze sztambucha Babci Broni :-D
Pękłam z radości :) Przypomniała mi się niedawna rozmowa z mamą, która na moje pytania o doznania porodowe mówiła - no to tak jak przy bardzo bolesnej miesiączce. Gdy udało mi się poród przeżyć i nie zaniemówić z wrażenia, zadzwoniłam z pretensjami do kłamliwej matki. A mama spokojnie - dziecko, a po co miałam ci mówić, że to taki rozrywający ból i że tylko modlisz się o jego koniec, albo chociaż o utratę przytomności. Byłaś tak optymistycznie nastawiona...
OdpowiedzUsuńo żesz w dupę jeża !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! pekłam ze śmiechu !!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJa pogryzłam dentystkę jak mnie za bardzo zabolało. I wyciągnęłam wszystkie gumki z gaci, żeby sobie zrobić gumę do skakania. Dostałam po obu akcjach wpieprz od ojca, że rany boskie...
OdpowiedzUsuńAsking questions are truly nice thing if you are not understanding anything totally, but this
OdpowiedzUsuńparagraph presents fastidious understanding even.
My web-site; best dental plans
Czy Tereska przerobiła już tę traumę na jakiejś psychotoretapii?
OdpowiedzUsuńA w kwestii prawdy prawienia dzieciom swym... trochę podniosłam się na duchu. Często bowiem - na tle innych matek - dopada mnie refleksja, że może za mało we mnie kwoczenia i mydlenia dziecięcych oczu. Zawsze walę prawdę, bo niedobrze mi się robi na wspomnienie sytuacji z dzieciństwa, gdzie opowiastki mamy (w dobrej wierze oczywiście) wpuszczały mnie w emocjonalne maliny. Do dziś mojej mamie zostało niestety "mijanie się z prawdą" ale zawsze "w dobrej wierze córeczko". Nadal tego nie rozgryzłam. A swoje dzieciaki ubóstwiam i za bardzo szanuję, żeby wciskać im kit.