Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.
piątek, 5 marca 2010
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.
Wczoraj na mój dywan spadła dziewiętnastolatka. Nobliwie odziana w czerń, z właściwą ilością kolczyków w niewłaściwym miejscu. Jej palce u stóp wygięte jak krogulcze szpony cięły nagrzane powietrze w stołowym jak dwa nagie miecze, rękoma trzymała się za podskakujący brzuch, a usta błagały o łyk powietrza. Przerwaliśmy jedzenie paprykarzu wg przepisu Marzyni i spokojnie czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Ta podłoga, podobnie jak my, widziała już wiele. Powrót do smacznego jedzenia nieco się opóźnił bo na schodach z góry rozszalała się z siłą wodospadu prosta, zdrowa i kolorowa GŁUPAWKA. Cechą charakterystyczną głupawki jest to, że jeśli tylko uchylimy jej drzwi, choćby na centymetr to ona i tak rozewrze je na całą szerokość i wejdzie sama bez zaproszenia.
Głupawka może przyjść w najbardziej nieoczekiwanym i niechcianym momencie. Coś o tym wie moja przyjaciółka Ala, która o mały włos, właśnie dzięki głupawce zostałaby panną dłużej niż planowała. Nie daje się przecież ślubu ludziom, którzy w czasie przysięgi padają na krzesła i zwijają się ze śmiechu. Na domiar złego Pan Młody dostał czkawki. „W tej chwili spokój, do jasnej cholery” – ryknął tatuś Państwa Młodych nie bacząc na czas i miejsce. Trzeba mu przyznać, że zadziałał w samą porę bo głupawka zaczęła się już rozprzestrzeniać i dotknęła drużbów, którzy trzęśli się jak brzózki na wietrze. Mając to doświadczenie w pamięci, sama przez całą ślubną imprezę nie spojrzałam nawet na mojego przyszłego męża, a pierwszy uśmiech pojawił się na mojej twarzy dopiero w momencie podpisywania dokumentów. Był to uśmiech ulgi. Mój mąż ma co do tego własne wytłumaczenie, twierdzi że był to złowieszczy uśmieszek w typie „Już się nie wywiniesz, robaczku”.
Ala miała zresztą wyjątkowe tendencje do łapania głupawki. Jako nastolatki dałyśmy się jej ponieść w zwykłym autobusie. Zaczęło się zupełnie niewinnie – od dwuletniego dziecka, które pod pachą trzymało grę o nazwie KOSMOLOTEK. Niby nic, a nam wystarczyło, żeby ruszyła Niagara. Autobus jechał, a my dawałyśmy darmowy popis. Na zakręcie nieco nas zarzuciło i Ala znalazła się na kolanach jakiegoś staruszka. „Panienko…panienko…niech panienka zejdzie” – cienko zapiszczał przygnieciony, próbując wyswobodzić czcigodne członki spod jędrnej, nastoletniej pupy. Akurat! Panienka była właśnie w najwyższej fazie głupawki i ciskała się biednemu człowiekowi po tych kolanach, wgniatając go w siedzenie, gniotąc go i tłamsząc niemiłosiernie, chichocząc przy tym nieustannie. Bardzo chciałam jej pomóc ale niestety leżałam właśnie rozprasowana na dole schodków autobusowych, skutecznie blokując ludziom wyjście.
Ostatnia głupawka przydarzyła mi się dwa lata temu, na bardzo poważnym zebraniu. Siedziałam i usypiałam, a prelegent nudził i smęcił. Popatrzyłam na śpiących dookoła, poczułam absurdalność tej sytuacji i gdzieś w głębi moich trzewi usłyszałam daleki dzwonek ostrzegawczy. Niestety, jak to bywa w życiu, złe musiało nadejść. Czarę przepełniła głowa jednego z nobliwych uczestników waląca w drewniany stół z głuchym łoskotem. Pech chciał, że piłam właśnie mini kawkę w mini filiżance. Mam nadzieję, że rozbudzone towarzystwo zdołało wywabić plamy kawy ze swoich ubrań. W głowie błyskał mi flesz – ewakuacja! A kawa wychodziła nawet oczami . Wybiegłam z Sali i już za drzwiami kucnęłam i chwyciłam się spazmatycznie za brzuch kwicząc jak zarzynany prosiak. Łzy ciekły mi po twarzy, smarki rozpryskiwały się dookoła, a eleganckie obcasiki biły w drewniany parkiet jakbym tańczyła zwariowane flamenco. Niestety, zapomniałam, że wyjście z Sali prowadzi bezpośrednio do sekretariatu zapełnionego klientelą. Sekretarki zaniemówiły, tłum obcych też. Wreszcie jedna z nich zapanowała nad sytuacją i wskazała na mnie dłonią mówiąc „A to…to jest właśnie jedna z naszych pań lektorek”.
Głupawka źródło - Nonsensopedia:
Choroba ma stan przewlekły. W zaawansowanym stadium jej objawy dają się we znaki nawet do kilku raz w ciągu doby. Czas jednego ataku jest nieokreślony, zależy on od stanu psychicznego osobnika oraz innych jednostek w promieniu najbliższych 10 metrów. W zależności czy emocje danego osobnika są średnio-wesołe, wesołe, czy też skrajnie-wesołe nasila się czas trwania ataku oraz jego intensywność. Im więcej pozytywnych emocji napłynie do umysłu i podświadomości jednostki tym trudniej jest atak ten zwalczyć. Nikt oficjalnie nie prowadzi badań nad tą kwestią, ponieważ została ona uznana za niegroźną dla społeczeństwa (odnotowano nieliczne sytuacje, które miały negatywny wpływ na środowisko). Pojawia się ona w pełnym stadium w okresie licealnym, zaczątek powstaje w pierwszych latach gimnazjalnych, a z czasem się nasila aż do pewnego wieku. Niektórym przypadkom towarzyszy bardzo długo, a jeszcze innym zanika. Nie wynaleziono jeszcze leku stuprocentowo usuwająca ta przypadłość. Cierpi na nią większa część społeczeństwa (niezależnie od płci wygląda tak samo).
Jak wiadomo nam, z wiarygodnych źródeł, od poważnie chorych (objawy przejawiające się już w wieku 10 lat), kiedy głupawka jest wywołana szybko tzn. spontanicznie, a nie w wyniku rozprzestrzeniania się z człowieka na człowieka, napady mają swoje różne fazy. Pierwsza faza: objawia się bardzo łagodnie, kończy się jednak bardzo szybko! Później następuje coraz większe rozprzestrzenienie się choroby po ciele, czym napady są coraz cięższe i groźniejsze. Ostatnia faza jest najgorsza. Występuje wtedy zazwyczaj tzw. deprecha (chandra), często prowadząca do niekontrolowanych czynów, takich jak: mimowolne mówienie do siebie, płacz, zgrzytanie zębów. W tym czasie załamanie nerwowe, może przenosić się na innych ludzi (niekoniecznie chorych na głupawke) Są to osoby w otoczeniu do 15 metrów, jednak załamanie może się przenosić również przez komunikatory internetowe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Moje głupawki nabierają różnego obrotu,tempa w zależności od tego, gdzie mają miejsce i kto jest ich świadkiem.Zanim jeszcze osiągnęłam stan idealnej znajomości z moim jeszcze wówczas nie mężem,przyznam że miewając przy nim głupawki widziałam malujące się na jego twarzy lekkie zażenowanie połączone z małym brakiem zrozumienia!?
OdpowiedzUsuńTeraz po kilkunastu latach małżeństw obydwoje miewamy głupawki z czego cieszą się nasze dzieci choć nasza starsza córka czasem patrzy się na nas z taka miną jak niegdyś mój przyszły maż((;
Pozdrawiam.
JA KOCHAM TEN STAN!
OdpowiedzUsuńOstatnio tak rzadko mi się zdarza... wielka szkoda... bu :(
Uwielbiam głupawkę! Fakt, że bywa czasem co nieco kłopotliwa, ale przeważnie dla otoczenia, bo podmiot owładnięty głupawką, tak naprawdę zajmuje wtedy całą przestrzeń kosmosu: tylko on i głupawka. No czasem jeszcze jakiś inny obiekt w identycznym stanie.
OdpowiedzUsuńMoje ekstremalne przeżycia głupawkowe to była prześmieszna zupa pomidorowa (wszyscy wkoło pomarańczowi) i lektura Joanny Chmielewskiej w środkach transportu publicznego. Nie pomagała nawet twarz rozpłaszczona o szybę.
Uwielbiam głupakę, jest twórza i wyzwalająca :D
)) Odkąd sobie znowu studiuję to głupawki miewam częściej. Największa zdarzyła mi się na łacinie - objęła pół sali i lektorkę :))
OdpowiedzUsuńA co do książek - najgłośniej śmiałam się przy lekturze Toma Sharpe "Wilt" /zresztą inne części tez niezłe/ i tą książkę jak zarazę pożyczałam znajomym, którzy dostawali napadów w rozmaitych miejscach. Mój mąż i moja mama byli na nią odporni, ale oni maja takie dziiiiwne poczucie humoru i zaczytują się oboje w Colas Breugnon, a śmieją z Wędrowycza. :)))
Głupawki są super!!! A ile się kalorii traci :) przy takim śmiechu! :) Wspaniałe uczucie zmęczenia potem... ach!
OdpowiedzUsuńAaa...gdyby ktoś się za książki pana Sharpe chciał zabrać to z góry ostrzegam, że lektura tylko dla dorosłych, z dużym dystansem do świata i siebie, i takich którzy lubią kiedy się wykpiwa całą głupotę tego świata. Język bywa wulgarny, obsceniczny i bardzo soczysty /ooo...ile powiedzonek mu ukradłam!/ - wolałam ostrzec.
OdpowiedzUsuńJa miałam głupakwę nieustającą przy lekturze "Ciotki Julii i skryby"!
OdpowiedzUsuń:))))))))))))))))))
Etiologia głupawki znana nie jest, uleczalna też nie jest i dobrze. Młodzieńcze głupawki miewałam poniżej wszelkiego poziomu, parę osób się nawet obraziło.Z łezką w oku wspominam Ministerstwo Dziwnych Kroków Monty Pythona i co pod wpływem tego dzieła wyprawialiśmy. Dziś głupawki mam rzadko, a żal. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń;DDDDDD
OdpowiedzUsuńhehe, mnie głupawka dopadła wczoraj i trzyma :)
OdpowiedzUsuńo, tak, Monty Python potrafi wprawić w głupawkę. ale, szczerze mówiąc - co nie potrafi? :) ślub, pomidorowa, autobus, egzamin u ostrej jak żyleta profesorki... u mnie ostatnio Znajomy z Jednego Takiego Kabaretu na eliminacjach do Paki :))
OdpowiedzUsuńAtaki głupawki miewam ostatnio rzadziej, ale jeśli już są, to najczęściej podczas lektury książek, na przykład wspomnianego już Llosy (świetnie głupawkę wyzwalają "Pochwała macochy" i "Zeszyty don Rigoberta"). Kiedyś, gdy byłam licealistką, głupawka ogarniała mnie podczas oglądania 997 (był taki program, pamiętacie; nie śmieszyły mnie tragedie ukazane na ekranie, tylko sposób gry aktorów amatorów). To było deprymujące. Czułam, piorunowana spojrzeniami rodziny, że mój śmiech brzmi obrazoburczo, ale jak już głupawka kogoś dopadnie, to tak łatwo nie daje za wygraną i męczy, dręczy, łzy wyciska. Bo doprowadza do łez ze śmiechu. Kiedyś w kinie dopadł mnie atak głupawki na filmie Żuławskiego "Na srebrnym globie". Myślałam, że mnie wyprowadzą z sali. Wtedy rozbawiła mnie nad wyraz ekspresyjna, manieryczna gra Andrzeja Seweryna. Ale to doznanie jest szalenie wyzwalające. :-)))
OdpowiedzUsuńGłupawka to jest coś co wręcz uwielbiam. tak totalna beztroska. I śmiech z byle czego.
OdpowiedzUsuńKiedyś ksiądz na kazaniu powiedział "Czas to pieniądz" ... Zostałam komisyjnie wyproszona za drzwi! Bo takiej głupawki są podobno zaraźliwe;D
musiałam to kiedyś złapać, ale już nie pamiętam... :)
OdpowiedzUsuńGłupawka - moje 2gie imię.
OdpowiedzUsuńZawsze w szkole, na studiach, wykładowcy robili przerwę na "wyśmianie się" sali. Jest to bardzo zaraźliwe.
Kiedyś pracowałam w fabryce i jak mnie jakaś złapała ... trzeba było zatrzymywać linie, albo wyganiano mnie do toalety.
Ja niestety do kompletu jeszcze śmiesznie się śmieje, stąd miała ksywę "Motoryna". Skutkami ubocznymi jest problem z przeciekaniem. Kiedyś nawet posikałam się ze śmiechu na przystanku
Z wiekiem stałam się bardziej wymagająca jeśli chodzi o katalizatory głupawki, co nie znaczy wcale, że odporna na zawsze:))) Zatęskniłam właśnie za głupawką. Wróć głupawko, wróć...
OdpowiedzUsuńCiagle miewam glupawki:) wiec nie wiem czy to kwestia wieku i czy sie z tego kiedys wyrasta. Dawniej Wspanialy patrzyl lekko przerazony, a teraz to on sam jest przyczyna wiekszosci moich glupawek i bierze w nich czynny udzial. Najczesciej napadaja nas wieczorem, przed snem, wystarczy, ze ktos powie jedno slowo, albo nie daj buk zobaczymy cos w tv i juz sie tarzamy ze smiechu. W najsilniejszym ataku wyczolgalam sie (tak, tak na czworaka) z sypialni do livingroom na kanape i tam zaczelam glosno plakac:)) A gdy juz bylam bliska odzyskania wladzy nad wlasnym cialem, przyszedl Wspanialy i glupawym glosem zapytal "ale ja nie rozumiem czemu placzesz? czy ja cos zrobilem?" No i zaczelo sie od poczatku. Ja kiedys zejde ze smiechu przy nim, to jest pewne.
OdpowiedzUsuńJa dostaję głupawki właściwie tylko w miejscach publicznych :):):) Zdarza mi się też w samotności i jest najgorsze , bo śmiech non stop przez dwie godziny przyprawia o ból mięśni :) Kiedyś zdarzyło mi się w autobusie czytać Pratchetta i dostałam takiego oślego śmiechu , że kilkoro ludzi też dostało głupawki , a to wskazuje na zaraźliwość :):):):):)
OdpowiedzUsuńGłupawka to moja stara kumpela:)Napadała mnie ta złośliwa małpa zielona w najmniej odpowiednich momentach.Kiedyś dorwała mnie w kościele ,pewnie wierni obserwujący moje głupawkowe poczynania uznali ,że maja do czynienia z opętaną. Do rzeczonej głupawki mam uczucia ambiwalentne... uwielbiam ten stan i się go boję:)pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńTa, myślę, że po lekturze tego wpisu mogę to powiedzieć szczerze z ręką na biuście: KOCHAM TWOJEGO BLOGA, (W)Pieprzu :DDD
OdpowiedzUsuńA głupawkę uwielbiam, zwłaszcza, jak nie wolno mi się śmiać ;)
To najbardziej wyczerpujące studium głupawki, jakie udało mi się przeczytać!
OdpowiedzUsuńMnie w dzieciństwie najczęściej przytrafiała się w kościele, na najpoważniejszych lekcjach w szkole, na wykładzie, podczas którego sama zasnęłam na popielniczkę. Głupawką i śmiechawką zareagowała moje ówczesna przyjaciółka, czym mnie natychmiast obudziła, bo podchrapywałam już zdrowo.
Po tym ze swojego słowotoku zbudził się nawet wykładowca, a ja została wysłana za drzwi, żebym się niego uspokoiła. :)
Ja tam jestem zawsze powarzny i gwarantuję, że nikt nie jest w stanie zarazić mnie gupafkom!
OdpowiedzUsuńGłupawki są super:).
OdpowiedzUsuńSzczególnie, gdy rozprzestrzeniają się z prędkością światła:D
Jak mnie kiedyś głupawki przejdą, to będzie znaczyło, że nie żyję:)
OdpowiedzUsuńmoja największa głupawka-nasikałam do kozaków(własnych) przy 15 stopniowym mrozie, w górach, w nocy 2 km od domu:)ale żyję i wiem jak się chodzi "Na sztywno"
OdpowiedzUsuńByć albo nie być oto jest głupawka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:-))
OdpowiedzUsuńja miewam czasem...teraz doszły głupawki mojej córki biorące się znikąd(tak miewam)...myślę,że to oznaka dobrego samopoczucia...
OdpowiedzUsuńchaaaaaaa
OdpowiedzUsuńGłupawką, która opisałaś musiała być urocza (wyobraziłam ją sobie doskonale, przez moment nawet wyobraziłam sobie Ciebie w tej sytuacji):))) [uśmiech od ucha do ucha] :)
No tak ...przyszłam tutaj z bloga Gosi i zaśmiewam się do łez;-))) ....głupawka dopada mnie dość często i zarażam, ale lubię ten stan;-)) Pozdrawiam serdecznie i wracam do lektury starszych postów;-)))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że czytałaś z uśmiechem na szanownym obliczu:)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się po pachy ....;-)))) Dzięki, dawno nikt mi tak skutecznie humoru nie poprawił;-)))
OdpowiedzUsuńCzarny Pieprzu,
OdpowiedzUsuńgdzieś mi migał od dłuższego czsasu Twój awatar i gdybym wiedziała, że tu tak fajnie, to już bym dawno była. niniejszym kłaniam się i zagnieżdżam w obserwatorium :-)
a co do głupawki: jestem nią zarażona, mam nadzieję, że jest nieuleczalna, jednak ostrzegam: często mnie łapie na necie i wtedy głupoty ludziom wypisuję, które śmieszą pewnie tylko mnie ;-))
ostatni spektakularny atak głupawki miałam na ...pobrzebie :-P musiałam się salwować ucieczką z kościoła przy pierwszych objawach, bo nie dało rady inaczej. straszne to było. z nerwów chyba? na szczęście nikt nie zauważył.
Bardzo serdecznie witam:))
OdpowiedzUsuń