Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.
niedziela, 21 lutego 2010
Pogardzam ludźmi trzymającymi psy. Są to tchórze, którzy nie mają odwagi, by samemu gryźć ludzi.
/notka stara - przeprowadzkowa/
Jestem zapsiona. Kompletnie, totalnie i nieodwracalnie.
Zapsieni w naszych czasach łatwo nie mają. Atakuje się ich za kupy na trawnikach, za pogryzienia, za obsikiwanie pięknie pachnących kwiatów itd. Ucinam ten temat wyjaśniając, że moje psy załatwiają się we własnym ogrodzie i ja osobiście uprawiam kupozbiory po każdym wyjściu. Opuszczając zaś miejsce zamieszkania maja całkowicie puste jelita i nie zanieczyszczają parków, skwerków i innych miejsc użyteczności publicznej. W miejscach gdzie są ludzie chodzą na smyczach, a w miejscach gdzie puszczam je wolno maja przypięte linki.
UWAGA ZŁE PSY – taki napis znajduje się na bramie mojego domu.
Piękny jesienny dzień. Psy biegają w ogrodzie. Nagle nie wiadomo skąd /a jednak, ktoś zapomniał zamknąć furtkę na klucz/ na podjeździe pojawia się zbieracz papieru i metalu wszelakiego. Ubrany dokładnie tak jak pozorant na treningu, w kufajkę z długimi rękawami, watowane portki i ogromne buciska.
- Paniiii!E! Paaaani! Ma pani jakieś żelazo?
Zastygłam nieruchomo w niewygodnej pozie, z piłeczką w ręku. Psy zastygły także, odblokowało je jednak znacznie szybciej. Obcy! obcy na ich terenie.
Samczyk natychmiast porzucił obsikiwanie bratków, zebrał do kupy swoje 50 kg i ruszył błyskając złym okiem, z 700 metrów jego rozpęd nabierał głębszej powagi. Suczydło popatrzyło wypukłym okiem i podciągnęło białe podkolanka rozpoczynając lekki, zwiadowczy kłus w stronę potencjalnej ofiary. Świat się dla mnie zatrzymał. Czułam już w powietrzu zapach nieboszczyka.
- Stóóóóóóóóój…leżeć! – głosu jaki wyrwał mi się z płuc, nie powstydziłby się Arnold Sz. Był to głos powalający mury i nie znający granic ni kordonów, szedł nisko i kosił floksy. Psy na szczęście zareagowały, wwiercając kupry w trawę, a ich ponure miny świadczyły o wielkim rozczarowaniu.
-Pani, co się pani tak dze ..taka mała kobita a tak się dze - zdziwił się niedoszły umarlak, cmokając z dezaprobatą. - Trzeba je wytresować!
- Panie…one są wytresowane, inaczej już byłby pan siekanym kotletem – nie wytrzymuję, jeszcze dysząc z przerażenia.
- Eeee…psesadza pani. To jak bendzie sefowo z tym zelazem?
-Ooooo…jaki piękny! – do przypiętego na smyczy Obłaskawionego Testosteronowego Killerka podbiega na ulicy jakaś kobieta. I bez zbędnych pytań zaczyna mu mierzwić sierść nad czołem.
- Tiuli Tiuli Tiuuuu…śliczny piesecek, moldka taka kofana…- mamrota jak potrzaskana, gniotąc mojego psa, tłamsząc mu uszy i wsadzając paluchy w oczy. Zauważyłam ze zgrozą, że „moldce kofanej” już irokez wyskoczył na karku, a unik jaki zrobił głową aż krzyczał komunikatem „Przestań babo bo nie odpowiadam za siebie”.
- Pisecek…taaaaak…jaki miluuuuuuniii…- tłamszu, tłamszu, tłamszu, gniotu, gniotu, mierzwu, mierzwu.
- Lepiej niech pani go nie dotyka, on nie przepada za obcymi – silę się na spokój, lekko odciągając psa na smyczy.
- Cio ta pani mówi o piesecku?…nie lubi obcej pani?….siiiiiiicny…siiiiicniutki pieseeeecek… one tylko tak groźnie wyglądają. Taaaakiiii piiiiieeeesssssioooo…..
- Wrrrrrr…- samczyk obnażył wreszcie zęby i dobitnie pokazał, że ma w swoim krótkim nosie i pod krótkim ogonem te cholerne pieszczoty.
- Ojej…musi mu pani założyć kaganiec! On może kogoś ugryźć! A ta rasa jest przecież taka łagodna…
Idziemy na spacer ze staruszkiem. Posuwamy się spokojnie, noga za nogą…nagle gdzieś z boku rozlega się kaszelek. A nie…to nie kaszelek, to ratlerek, który bez smyczy biega sobie wolny niczym ptak z zębami. Jego pan, na oko w wieku mojego starego psa woła z 50 metrów:
- Niech się pani nie boi. On nic nie zrobi. – Nie wiem jak pies wielkości głowy mojego samca miałby mu zagrozić. Chyba tylko, gdyby się nim zadławił w trakcie spożywania. Na szczęście mój pies jako gentleman dobrze wychowany udawał, że nie zauważa szczekacza próbującego ucapić go w przednią łapę.
Niestety rzecz się miała całkiem inaczej z niedorosłym jeszcze samczykiem, co to ciągle pstro w głowie a siła żubra już w mięśniach. Kurdupelski podbiegł, ugryzł i uciekł.
Młodzieniec z nadmiarem testosteronu nie zdzierżył, reakcja była natychmiastowa. Trudno, nie przewidziałam tego i stojąc na lekkim spadzie poszybowałam w górę, aby szybko zaliczyć pobliski parów. Kurz jaki się uniósł w momencie uderzenia mojego szanownego ciała o Matkę Ziemię przesłonił słońce a głuchy łoskot przetoczył się po niebie./tak Magento wyginęły dinozaury/. Nie puściłam...wleczona po żwirze wzniecałam tabuny czarnego pyłu, darłam ubranie i robiłam peeling dekoltu. Wreszcie pies zorientował się, że coś mu wisi u szyi. Stanął,obejrzał się i zmachał ogonem, a ja próbowałam podnieść się na nogi. Otrzepałam strzępy ubrania, zastanawiając się czym zatamować krew na nadgarstkach i zaczęłam rozglądać się za butami. W ustach miałam żwirek a w nosie kilogramy jakiegoś paskudztwa.
- Musi go pani wytresować! – pouczył mnie dziad obrzydliwy biorąc na ręce kurdupelskiego i odchodząc w siną dal.
Trenuję z psami. We własnym ogrodzie.
- Leżeć! Zostań!...- Odchodzę na odległość 100 metrów i rzucam w trawę smakołyk. Psy jak posągi Sfinksa leżą nieruchomo wpatrując się we mnie dziurkami czarnych oczu.
- Pani Gabrielko…co pani tak męczy te psy? Jak tak można kazać im leżeć na tej zimnej trawie…Biegnijcie..noo, biegajcie – Odzywa się znawczyni zza płota. Psy słusznie ją ignorują.
- Ja też nie mogę patrzeć jak ona tak te psy katuje…chodźcie…mam kawałek syneeeecki…- przyłącza się teściowa- …Łapcie!- I rzuca kawałek różowego smakołyka w górę.
80 kg wir jaki przetoczył się przez ogród zwalił z nóg teściową, stół, krzesła i zakończył się się pod płotem na pięknie kwitnących floksach.
- Boszszszsze! Musisz z nimi coś zrobić! One są niewychowane! Zabiłyby mnie – jęczy, gramoląc się na nogi teściowa.
Muszę. A mogę?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ha ha ha ha
OdpowiedzUsuńAle się ubawiłam:))
Widac tresowanie psow powinnas zaczac od tresury ludzi w otoczeniu:)))
OdpowiedzUsuńTak, cała prawda i tylko prawda, najwięcej o psach wiedzą Ci którzy ich nie mają albo Ci, którzy ich nie wychowują. Sami "szpeczjaliści" dookoła, zresztą z innymi sprawami podobnie. To przeciez takie ludzkie...tylko bardzo wq...jące :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeściowa ma zawsze rację! Jak teściowa nie ma racji patrz wyżej;)))
OdpowiedzUsuńZ tego wniosek, że trza tresować ludzi, nie Psiów :)
OdpowiedzUsuńMój Ty dinozaurze :D z wypilingowanym dekoltem!
OdpowiedzUsuńNiech gryzą i żrą, głupotę trzeba wygryźć :))
Ja mam tylko sposób na testosteronowych młodzieńców i dziewczęta wypróbowany jeszcze ze studenckich czasów obowiązkowych praktyk wychowawczych: 10 km marszobiegu po śniadaniu, trening ogólnorozwojowy po obiedzie, a po kolacjo obowiązkowa dyskoteka :D Wraca im forma i rozum.
Ale piesecek wymagałby tak ze 30 km marszobiegu dziennie i potwory się szybko regenerują :D A są takie słodkie.
No, ludzie nie zdają sobie sprawy, że stworzenie, które posiada kły to predator! Kaszlący w niepokojącej wersji mini :)
:) piękne to było!
OdpowiedzUsuńprzypomniało mi się, jak kiedyś palnęłam: "Proszę się nie bać, piesek był szczepiony." "Mała pociecha." - usłyszałam w odpowiedzi. :)
OdpowiedzUsuńSuper tekst! Podpisuję się pod większością przygód, mój słodki 50-cio kilowy nieraz przeciągnął mnie przez krzak dzikiej róży!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie, większość ludzi wymaga tresowania. Ja powtarzam że nie mam psa, bo ma dzieci. Wszak w bloku, cała gromadka mogłaby się męczyć.;)Ale jak będę miała kiedyś piękny domek z balii, z dużym ogrodem, to będę miała psa.
OdpowiedzUsuńMój młodszy syn, bardzo często na spacerze zaczepia właścicieli psów.
-Przepraszam, co to za rasa? Czy on jest groźny? - to stały zestaw pytań.
Kiedyś prawie przeciągnął mnie zimowym wieczorem po osiedlu, bo nie zdążył pogłaskać pieska. Na szczęście nie tarłam dekoltem po żwirze :)
A ja Cię chciałam przy poprzednim poście zapytać, którędy Ty to wszystko w siebie wlewałaś, skoro Ci najprzód w jelita szło, a potem dopiero do żołądka?;)
OdpowiedzUsuńP.S.: Zaglądam, wyglądam i dojrzeć nie mogę. Nowej historyjki oczywiście:)
Podoba mi się w piesach, że one myślą co myślą, robią co robią i mają w zadach całą resztę, no chyba, że ktoś przekona je argumentami nie do podważenia typu kiełbasa lub czochranie pod włos. Chyba muszę się tego od nich nauczyć, wydaje mi się, że moja Luba to zrozumie (może nie od razu, ale za jakiś czas..). Próbować?.
OdpowiedzUsuńHahahahahahahaha znowu sobie powspominałam :):):):):) Moje psy są na pewno Twoimi fanami . I tak na marginesie to coś jest w tym tytule postu ...Ja może odwagę mam , ale nie mam ochoty gryżć ludzi nawet jak mnie bardzo korci ... to pewnie dlatego mam takie stado i to samych groźnych :):):):)
OdpowiedzUsuńDavidian - na mnie by podziałało. Szczególnie za mielonego jestem w stanie dużo zrobić, nawet stanąć na tylnych łapkach:)
OdpowiedzUsuńFasolka - a co ty? gastrolog? Się trochę przeprowadzam jeszcze. Ale rysunki nowiutkie!
Magenta - to może przyjedz i zabierz go na ten 30 km spacerek:)A ja za wami autem będę jechać z mielonym w ręce.
Chyba przed nami? bo jak się będziemy cały czas oglądać za siebie, to jeszcze na coś wpadniemy tfarzami :D
OdpowiedzUsuńNie....za, za bo ja tak lubię patrzeć jak ludzie ćwiczą:)
OdpowiedzUsuńJak ja tu lubię bywać...:):)Nie będę oryginalny-małe psy wzbudzają moja nieufność.:):)Kiedyś wracając ze sklepu mijając starszą Panią z pieskiem na smyczy nagle ze zdziweniem dostrzegłem że to małe coś nie idzie, wylko wisi na moich spodniach,tuż pod kolanem, bo wyżej doskoczyć nie mogło:)Nie dość że wisi to na zębach wbitych w moje piekne ciało.Kiedy oderwałem od siebie ten kawałek futra zapytałem gotów ukręcić mu głowę, czy szczepiła tego mordercę..szczepiła..:):):)więc ja już się nie musiałem:):)
OdpowiedzUsuńTamirian - i vice-versa i vis-a-vis:))) Jeszcze bym prosiła o ciut większą czcionkę:)
OdpowiedzUsuńja wielki fanatyk kotów jestem w posiadaniu dwóch psów...owczarka niemieckiego i beagla...jeny to jeden z pierwszych tekstów który u Ciebie przeczytałem...i teraz się śmieje...
OdpowiedzUsuńTo ty masz psyyyy???? A ja zawsze myślałam, że tylko koty! Czuję, że trzeba coś nowego napisać bo same odgrzewane kotlety mielone podaję:)
OdpowiedzUsuńTeż jestem zapsiona. Ileż to razy musiałam bronić Buby przed głupią, złośliwą i bezinteresowną ludków agresją. Np. Idziemy sobie lasem dzikim, państwowym, z Osobistym Dzieckiem, ok. wtedy siedmioletnim i Bubą. Hen, daleko, baba majaczy między drzewami. Nagle patrzymy: powietrze miesza rękoma i wykrzykuje. Ale daleko jest, nie słyszymy. Baba nie rezygnuje; konsekwentna baba. Zbliżamy się. Może się babie co stało, może pomocy potrzebuje...Teraz już słyszymy: - Panie, a ten pies to ma nosić kaganiec!!! I na smyczy chodzić!!!
OdpowiedzUsuńAkurat z tą teściową to zrobiły dobrze... jak sobie psa kupię to poślę na tresurę, nauczysz ich tej sztuczki... prooooszę... ;)))
OdpowiedzUsuńCudny tekst. Cudny. Uśmiałam się jak norka! A swoją drogą też zaliczyłam wleczenie po śniegu na końcu smyczy przez moje maleństwo 60 kg. I dwa razy mi złamał nos z miłości, przy bardzo energicznym powitaniu...Nie ma to jak 60 kg młodego psa!
OdpowiedzUsuńBoski tekst! Uśmiałam się jak fretka :))) Ja również zaliczyłam kilka jazd na łokciach za moim psem. Co prawda do 50kg mu daleko, bo to husky (63cm w kłębie, 28kg) - ale za to uciąg ma jak młody kucyk. Na szczęście mordercze skłonności ma tylko w stosunku do zajęcy i kotów. No i ogólnie małych zwierzątek.
OdpowiedzUsuńTo prawda z tym tresowaniem ludzi. Robię to bez przerwy. Efekty różne. Przynajmniej nauczyłam osiedlowe dzieci, że się bez pytania nie podchodzi do psa, a kilku właścicieli "mikrobów" bierze je na rączki, jak mnie widzą z moim (zawsze na smyczy, z wyjątkiem ciemnej nocy w pustym parku) :) Trwało to parę lat...
A wołanie: "niech się go pani nie boi, on nic pani psu nie zrobi" - czyż nie rozbrajające? ;)