Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.

czwartek, 18 lutego 2010

Pan Bóg stworzył jedzenie, a diabeł kucharzy czyli życie bez cierpienia jest jak jedzenie bez soli.



W moim domu gotuje mój mąż. Nie chodzi o to, że wykorzystuje chłopa do cna i oram nim jak górnicy Łyskiem - on faktycznie świetnie gotuje i bardzo lubi to zajęcie. Spożywanie tych posiłków, to całkiem inna sprawa.

Wracam z pracy, skonana jakbym na przodku tyrała a tu na stół wjeżdża pierwsza potrawa, a z głośników rozlegają się pierwsze tony kantaty Bacha. Mąż gotuje zawsze przy klasycznym rzępoleniu Bacha, maluje przy Mozarcie, a piecze do wtóru gitary Pata Metheny. Taki typ.
- Myj ręce i siadaj bo wystygnie. Spóźniłaś się 10 minut!
- A bo taka pani...
- Ja stoję godzinami przy piecu, żebyś miała smacznie i zdrowo, a ty zamiast wrócić zaraz to gdzieś łazisz. Jeśli mówisz, że będziesz o drugiej to bądź o drugiej, bo ja nie będę cały dzień przy rondlach stał.
- A mogę się przebrać?
- Ja tu robie od godziny żeby dla ciebie przygotować, a ty... - i zaczyna się długa litania moich grzechów głównych i tych pobocznych. Skruszona natychmiast siadam przy stole i zanurzam łyżkę w świetnie pachnącej potrawie.
- Nie smakuje ci?
- Smakuje!!!
- Przecież jeszcze nie spróbowałaś. Jedz!
- Kiedy gorące...
- Trzeba jeść kiedy jest gorące, nie marudź tylko próbuj.
Mąż stoi nade mną, ręce oparł na stole a jego twarz znajduje się jakieś 30 cm od moich oczu, ledwo go widzę bo gorąca para z potrawy przesłoniła już całą jadalnię. Kuchnia wygląda jak tajemnicze opary na wrzosowiskach z powieści sióstr Brontie. Mąż i jego wzrok są bardzo motywujący - natychmiast wlewam w siebie wrzątek. Parzy jak piekielna smoła.
- I co???
- Świetne!! Wspaniałe - dławię się kawałkiem gorącego ziemniaka, a oczy wychodzą mi z orbit.
- Spróbuj mięsa, mięsa spróbuj. - Pokazuje palcem KONKRETNY kawałek W mgnieniu oka nabijam kęsik na widelec i wrzucam w paszczękę, czuję że górne dziąsła mam już zwęglone na Amen.
- I co?
- Rewelacja - parskam sosem na wszystkie strony świata i swoja marynarkę.
- E?
- Naprawdę cudowne.
- Przecież widzę, że coś ci nie leży. Za słone?
- Wspaniałe!!! - pędem pakuje następną łychę roztopionego żelaza i czuję jak przedostaje sie przez moje jelita i wypala otchłań bezdenną w żołądku. Zmuszam się do pełnego uśmiechu.
Mąż znika za barkiem ale z tej odległości bacznie śledzi każdy mój gest i zmarszczenie nosa.
- Co się tak marszczysz? Niedobre?
- Dobre, dobre...gorące tylko.
- Nie jest gorące bo się spóźniłaś. Jest letnie. Letnie to juz nie to samo co gorące. Sama jesteś sobie winna, że jesz letnie bo gdybyś trafiła do domu jak każdy człowiek, zaraz po pracy to nie musiałabyś jeść ZIMNEGO mięsa.
Korzystam z przerwy w torturach i wyciągam język na całą szerokość w stronę okna. Ulga.
- Zupę chcesz teraz?
- Nie, nie..jestem najedzona. Może później.
- Masz jeść świeże a nie odgrzewane. Dam ci trochę, chociaż na spróbowanie.
Ląduje przede mną miseczka smakowicie pachnącej "surówki z wytopu stali", widzę jak wypala dziury w dnie. Czuję jak zaczynają mi płynąć łzy.
- Jedz. To cię rozgrzeje. Zupa meksykańska - taka jaką lubisz - na ostro.
- Dziękuję, kochanie - chrypię słabym głosem i wlewam w zahartowaną już gardziel następną łyżkę gorącej i ostrej potrawy. Pot perli mi się na czole, a po plecach ciekną strumienie. Mam wrażenie, że spociło mi się nawet wnętrze ucha. Żołądek cicho łka.
- Zdejmij kotku tą marynarkę bo widzę, że ci w niej za ciepło.
Z ulgą rzucam się do swojego pokoju i zdejmując marynarkę wlewam w siebie pół litra zimnej Mazowszanki.
- Co ty robisz? - dozorca więzienny natychmiast pojawia się za moimi plecami.
- Nie pije się przy jedzeniu. To niezdrowe. Pić można przed lub po, ale nie w trakcie. Skończ wreszcie ten obiad.
- Wiem..ale tak mi było gorąco.
Siadam i kończę.
- No! A teraz ci zrobię gorącej kawki. Nie ma to jak dobra, gorąca kawka po powrocie do domu.
Mąż z zadowoleniem zaciera ręce. A ja mam wrażenie, że z ust wydobywa mu się piekielny chichot.

37 komentarzy:

  1. Pieprzyczku, dlaczego Ty masz napisane, że jesteś z zawodu "ET"?? Przecież ET to był stwór facetopodobny, brzydki i wcale niepodobny do najdoskonalszej istoty jaka stompa po tym łez padole, czyli feministki..?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mhm...ale ja też mam taki świecący palec.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehehehehehehehe!
    Znaczy... to nieładnie się śmiać, gdy ktoś cierpi...
    Ale nie mogłam się powstrzymać.
    Mój Nieślubny też miał takie skłonności, jak gotował. Na szczęście teraz ja gotuję i mam spokój. Uff.

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko, po takim gadaniu nie dość, że odechciałby mi się jeść, to nie pozwoliłabym mu gotować, terroryzm przy stole! Podniebienie poparzone to pikuś, wrzody żołądka, on ma świadomość zrzędzenia?!

    OdpowiedzUsuń
  5. On ma wielką świadomość tworzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  6. W moim rodzinnym było tak samo. Gotował ojciec. U mnie gotuje ja. Bo lubię ... Inna sprawa, że mąż nie ma do tego ani serca, ani zapału, ani zdolności;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałam właśnie rozłożona na łopatki i wszystko co tam jeszcze możliwe:D:D:D nie ma to jak lekko skrojona opowieść na początek dnia... wiem, że cierpiałaś katuuuusze, ale nie mogłam się nie uśmiechnąć 'enty' raz:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  8. jak dba o Ciebie... ;))) pozazdrościć... :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki temu tekstowi juz wiem, że te miny jakie robi mój mąż zaraz po przyjściu z pracy i stękania, że za gorące ale jaaaaakie dobre i pokątne zdejmowanie polara to TO ZJAWISKO ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Szlajałaś się po sklepach, że się spóźniłam, kiedy mężuś w domu gotował troskliwie? I to prawda, trzeba jeść ciepłe, bardzo ciepłe, letnie się nie liczy :D

    OdpowiedzUsuń
  11. I kawę koniecznie gorącą, bo zimna kawa to trucizna! Tak mówią:)

    OdpowiedzUsuń
  12. dla mnie nawet surówka musi być podgrzana:) każdy obiad wygląda mniej więcej tak samo: wnoszę półmiski na stół. Słoneczko siedzi przy komputerze. Słoneczko odwraca się w stronę stołu i... "O, zjadłaś już?" Nie ma to jak wspólne posiłki:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Teraz nie wiem czy taktem było zapluć od śmiechu monitor. W końcu śmiałam się z ciebie. Ale w głębi serca, szczerze ci współczuję.
    Pocieszające jest to, że nie tylko ja jestem mało asertywna :)
    Ten twój mąż, to terrorysta!

    Tak w ogóle to jestem fanka letniej kawy.

    OdpowiedzUsuń
  14. U nas też gotuje mąż. I lubi bardzo pikantnie przyprawić. :-) Ale nie gorączkuje się aż tak bardzo, jak Twoja druga połowa. :-))) Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie jestem feministką, ale moja Była chyba była, 12 lat każdy posiłek, który przyrządziła poprzedzony był wspaniałym "jak ci nie smakuje to nie jedz", teraz wszystko mi smakuje ( sam sobie gotuję). A tak poza tym gotowała bardzo dobrze. Terroryzm kulinarny powinien być ścigany z urzędu, przecież jedzenie to jedna z niewielu przyjemności na tym łez padole.

    OdpowiedzUsuń
  16. Otrulabym drania:))) Przepona mnie boli ze smiechu. Wspanialy lubi gorace, wiec jak podgrzewam zupe to sobie nalewam jak paruje, on czeka az sie zacznie gotowac, a potem siedzi i dumucha na kazda lyzke. Juz mu kiedys zapowiedzialam, ze jak nie przestanie dmuchac, to wleje ten wrzatek na sile do otworu gebowego:)) Super napisana notka!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. tekst znany :) ale gust muzyczny to mąż ma...i mówi do Ciebie kotku :) czyli święto miałaś...

    OdpowiedzUsuń
  18. aż język w celu ochłodzenia wystawiłam odruchowo ;)

    ja tak mam z herbata i kawą: piję tylko gorrrrące! Letnie mi nie smakują :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ha ha ha:)
    Się aż spociłam:)
    Ale ugotował. Podał. Znaczy piekielnie kocha:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Pieprzu a czy dozorca więzienny podczytuje? bo jak tak to jeszcze gotów się obrazić albo zemścić ;)))

    OdpowiedzUsuń
  21. Czytał:) Rozbawiło go i powiedział, że jeszcze nie wiem na co go stać:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Oj tak! :)) Mam podobnie, w tym momencie chyba powiem, że NA SZCZĘŚCIE nie na co dzień!
    Mój Facet też uwielbia gotować i też bardzo przejmuje się moją opinią.
    Kupowanie jedzenia to rytuał, który ja zakłócam mu moimi niedorzecznymi uwagami, że może wystarczy, albo że jestem zmęczona i chciałabym dziś, żeby nie spędzał połowy dnia nad garami ...
    Bez efektu.
    Jeść trzeba smacznie i zdrowo!
    Do tego zawsze podaje mi te specjały już od rana do późnej nocy.
    Kiedy już chcę się wyrwać zza stołu, do zmywania, które robię chętnie, powstrzymuje mnie: Ty sobie tylko posiedź, ja wszystko pozmywam.
    Poprawiać po jego zmywaniu już się nauczyłam po jego wyjeździe, bo kiedy robię to przy nim, czuje, że nie może mnie uszczęśliwić i miewa doła :)
    Aha, po jego wyjeździe przez kilka dni jem znowu raz-dwa dziennie. Jeżeli mi się uda, chudnę te dodatkowe 1,5-2kg, które przytyłam na sosach, które uwielbia dodawać do każdej potrawy. Ale nie zawsze mi się udaje. Następuje więc co najmniej dwutygodniowy post, kiedy ja tylko korzonkami i szarańczą ...
    ...
    Jutro przyjeżdża na weekend :) Pozdrawiam Cię Siostro! :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Iw to ja ci powiem jaki będzie dalszy scenariusz:) Wychodząc za mąż ważyłam 40 kg i wyglądałam jak wij, po 22 latach wyglądam jak półtora wija i jeszcze ciut:)Jedzenia nie kupuję własnoręcznie /bo to celebracja cała/ , ale faktycznie talerze doczyszczam ukradkiem:)))) To ten sam typ:))))

    OdpowiedzUsuń
  24. Chyba zaprzestanę marzeń o tym ,że Mój znajdzie upodobanie w kucharzeniu ,a mnie zrobi co najwyżej podkuchenną. Toż to grozi kulinarnym terrorem.:) pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Pieprzu, Ty musisz wyjść ZA MNIE!
    Porzuć złudne nadzieje, że chłop da Ci pełnię szczęścia. Weźmie się chłopinę do terminu, skoro letko chentny jezd do gotowania: bedzie skrobał ziemiaki, mył gary i lotoł po zakupy. A my (bo PRZYJMUJĘ TWOJE OŚWIADCZYNY!!!) w tym czasie bedziemy se spożywać tatary ze śledzi i nie tylko (niektórych Tatarów, np. Azję Tuhajbejowicza se zjemy na surowo, ino co przed wbiciem na pal), bedziemy se robić urodzinki na paryi, bedziemy se chłodne piwko w cieniu pić, zaprosimy se całom naszom paczke, ja pogotuje, Ty to opiszesz i bedziemy mieć rajskie życie jak w Madrycie. Jak nam nie wyjdzie w Najjaśniejszej, to se uciekniemy do Szwecji, tam już podobno jednopciowe sie mogom żenić.
    Całuski - semper fidelis Marzynia

    OdpowiedzUsuń
  26. o bosz..mój tez gotuje, ale ma jakis talent do podawania wszystkiego letniego. Nie wiem co gorsze. Jednym słowem: złoty srodek potrzebny! :-)) pozdrawiam i dziękuje za usmiech poranny!

    OdpowiedzUsuń
  27. Mimo czytania po raz enty tak samo bawi:):):)i jest tak samo prawdziwe do bólu:):)

    OdpowiedzUsuń
  28. Jak ja bym chciała zobaczyć, na co go jeszcze stać :D

    OdpowiedzUsuń
  29. Kochanie przecież Ty masz wspaniałe życie. Tylko Ci należy pozazdrościć. Mąż dba o dobry i ciepły posiłek dla Twego żołądeczka. Że gorące - to należy dobrze dmuchać i poruszać łyżeczką aby ta zupka zrobiła się zjadliwa. Nie narzekaj - wiele z nas chciałoby mieć tak troskliwego małżonka. Bądż szczęśliwa i uśmiechnięta.

    OdpowiedzUsuń
  30. No proszę, jeszcze dotrzyma towarzystwa :)
    Mężu Pieprza, pozdrowienia. Kiedy szykujesz następny pyszny obiad? Wpadniemy podmuchać ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Drogi czytelniku Anonimowy - przecież ja jestem jednym wielkim optymizmem i uśmiechem szerokim, aż do zajadów w kącikach ust:)

    Magenta, nie chcę dociekać ale słowo "podmuchać" wywołało dziwny rumieniec na jego twarzy. Powiedział, że namaluje dla ciebie parujący talerz z zalewajką. Zalewajkę znasz?

    OdpowiedzUsuń
  32. No to mnie normalnie poparzyło jak przeczytałem, takie to było obrazowe :))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  33. Ba! Zalewajka pyszności w dodatku obowiązkowo musi być gorąca! Podmuchać koniecznie :D fyfyfyfy
    (to czytamy onomatopeicznie)

    OdpowiedzUsuń
  34. Hahahahahahahaha czytałam to już , ale i tak odpłynełam w krainę śmiechania ;))))

    OdpowiedzUsuń
  35. No to i ja sobie przypomniałam :):):) Kocham czytac Twoje notki :):):):)idę w dół teraz :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Jejciu, jak u Ciebie fajnie...! Uśmiałam się nieziemsko! Zostaję u Ciebie:) Od dziś Cię obserwuję i będę czytać - lecę do dołu:)
    Pozdrawiam Cie gorąco!

    OdpowiedzUsuń