Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.

piątek, 26 lutego 2010

Flaga na maszt - Irak jest nasz! A rower jest wielce OK! Rower to jest świat!



Nie byłam matką doskonałą. Chociaż biję się w okrągłą pierś, że się starałam. Zazdroszczę mamom, które są zawsze na czas i wszystko mają poukładane, dopięte na ostatni guzik i perfekcyjne. Ja, niestety dawałam jedną plamę po drugiej. Nie kupowałam odpowiednich zeszytów, butów, przyrządów szkolnych, zapominałam, że prowadząc dziecko do szkoły nie powinnam zapominać o jego tornistrze, zapominałam też o odebraniu samego dziecka z przedszkola. Zastanawiam się jak w ogóle instytucje państwowej edukacji były w stanie ze mną wytrzymać.
Dziecko powinno mieć rowerek, dziecko musi mieć rowerek, dziecku rowerek jest wprost niezbędny w procesie rozwoju osobowego i fizycznego – twierdzili moi rodzice. Ciekawostką jest fakt, że mnie pozwolili jeździć na rowerze dopiero w wieku lat 17. O samej nauce może kiedyś napiszę bo widok mojego ojca biegającego bezradnie wokół dorosłej kobyły na rowerku, który to sprzęt na dodatek miał z tyłu kij, jest bezcenny i trudno go zapomnieć. Ćwiczyliśmy w głębokim lesie, co ze względu na gęstość drzew i ciernistość chaszczy, nie było najlepszym pomysłem. Ale to już całkiem inna historia.
Kupiłam coś na kształt rowerka, w odblaskowych kolorach z wygodnym siodełkiem i bajerancką trąbką z przodu. Prezentacja nastąpiła w dniu drugich urodzin juniora. Niestety dziecko nie umiało skorzystać z pięknego prezentu, usiadł i zastygł nieruchomo. Widocznie ten brak rowerka miał już wpływ na jego zdolność postrzegania świata dookoła i poziom inteligencji.
„Pokaż mu jak się jeździ!” – zadysponowała teściowa.
Nie trzeba było mnie dwa razy prosić, przecież ciągle miałam ten ogromny, żrący niedosyt rowerka w moim życiu. Delikatnie odstawiłam nasz drogocenny skarb na pobocze i wsiadłam raźno na plastikowy skuterek chcąc młodzieńcowi dać lekcję poprawnego użytkowania pojazdu. Ruszyłam jak wiatr przez salon wprost do przedpokoju, pęd powietrza rozwiewał mi włosy, poczułam smak wolności i nawet zatrąbiłam. Zapamiętałam się w tym pędzie poprzez przedpokój na tyle, że nie zauważyłam kiedy dziecko ze łzami w oczach podbiegło aby odebrać swoją własność. Niestety, w amoku zmiotłam go bezlitośnie na wstecznym, na dodatek przy całej widowni rodzinnej. Podbite oko nosił z dumą i chętnie objaśniał wszystkim napotkanym osobom pochodzenie sińców na twarzy.
„Kto ci to zrobił aniołku?” – pytali przechodnie, panie w przedszkolu, sprzedawczynie w sklepach patrząc na małego ze współczuciem.
„Mamusia” – odpowiadała blond ofiara z rwącym duszę westchnieniem, mrużąc wielkie błękitne oczy.
Przez dłuższy czas trzymałam go wtedy w ukryciu.

Wszelkim przerażonym wyjaśniam, że dziecko dorosło do wieku wąsatego, żyje, jest w całości, myśli i działa samodzielnie i twierdzi, że dzieciństwo miał bardzo udane!
Taka była ze mnie perfekcyjna matka jak z glisty helikopter. Teraz pozostała mi szansa na bycie perfekcyjną babcią.

40 komentarzy:

  1. Dzieci są twarde, jak Tommy Lee Jones w "Ściganym" :))

    OdpowiedzUsuń
  2. A cóż to byłoby za życie bez przygód ekstremalnych z mamusią?! Po latach można usiąść z dzieckiem osobistym, kontakt wzrokowo-słowny nawiązać i powspominać. A jak się człowiek statusu babci dochrapie to dopiero się przed nami możliwości otworzą. A u mnie też już bliżej niż dalej...Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Perfekcyjne mamy to mit! taka przynajmniej mam nadzieję. Poza tym jakie wspomnienia nudne muszą mieć dzieci mam perfekcyjnych:
    śniadanie zawsze było na czas, nigdy nie poszedłem do szkoły w dziurawych skarpetkach, zawsze miałem dokładnie umyte uszy....
    No ubaw po pachy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooooo, mój ulubiony rowerek :D Ale teraz jeszcze plan sytuacyjny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzisz Magenta! - staram się! A teraz jadę do Kochanych Rodziców Mych z Potomkiem Osobistym - będzie się działo:))))A ty należysz do perfekcyjnych?:))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ani trochę, dlatego i mój potomek przetrwał i trwa :D

    OdpowiedzUsuń
  7. mam teorię, że im rodzice mniej doskonali, tym dzieci mądrzejsze. muszą się szybko nauczyć, myśleć za dwóch;))
    piosenka z tytułu pomagała mi przetrwać najcięższe chwile w Nudnej Pracy i mam do niej wielki sentyment.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hehe, fajowa mama! Dziecko zaprawione w boju, to szczęśliwe dziecko!

    OdpowiedzUsuń
  9. trzeba się uzbroić w cierpliwość i poczekać na opowieści szalonej babci...póki co szalona mama bije rekordy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ooooo i mój ulubiony rowerek :):):) Mam sentyment do tej notki , bo ja chyba wtedy własnie Ciebie odkryłam :):):):):)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytam, czytam i nagle HUK!!! A to mi kamien z serca spadl, bo ostanio czasem miewalam mysli takie, ze ja to niedobra matka bylam. No bylam i co teraz na to poradzic? Rowerek byl, ale bez kijka, za to z bocznymi kolkami. Po dwoch dniach samodzielnej nauki Potomek wrocil do domu bez jednego bocznego kolka, bo sie zgubilo. No to jak sie zgubilo to dowod na to ze umiesz i nie potrzebujesz, co stwierdzajac zdjelam drugie kolko. Sam sie nauczyl plywac i jeszcze pare innych rzeczy. A jak mial 12 lat i slyszalam, ze buszuje po kuchni to wolalam sprzed telewizora "cokolwiek robisz, zrob podwojnie" i robil i przynosil to co zrobil glodnej mamusi. Dzieki temu gotuje lepiej niz niejedna panieka w jego wieku;))
    Zadalam sobie pokute za to nieudane matkowanie i obiecalam, ze na jego urodziny w niedziele beda pierogi, po czym szybko dodalam "zrobimy je razem":)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Haha...hmmm... przyznam, że u mnie podobnie. Jest przygotowany do samodzielnego życia - pierze, prasuje, gotuje, naprawia. Nawet SZYJE! Może faktycznie - to działa!!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzizas Pieprzniczko!! to my z tej samej szkoly, moj tez gotuje, pierze, prasuje i szyc potrafi, w sensie guzik, szew ktory wzial i puscil:)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Rowerek jest kultowy...Pieprz!!pryznaj się wreszcie gdzie publikujesz...jesli nie, ja swój skalp niezmiennie, ze słowem "lepsza" zerwę z głowy:):):)

    OdpowiedzUsuń
  15. A czy coś się stało temu roweru?

    OdpowiedzUsuń
  16. Pieprzu, przynajmniej Twoje wąsate dziecko ;-) zadbać o siebie umie, życiową niedojdą nie jest i nie będzie!

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziecko wyrosło na samodzielnego osobnika z wąsem no i jest teraz co wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie...nie ma wąsa:) Na szczęście!

    OdpowiedzUsuń
  19. Ale twój syn nie ma na imię Damian?

    OdpowiedzUsuń
  20. Kapitalne! Bombowe!!
    A swoją drogą – ja też nie wierzę w idealnych rodziców. Chyba nie o to chodzi, by być idealnym. Najbardziej zależy mi na tym, aby umieć rozmawiać ze swoim dzieckiem, aby umieć sprawić, by czuło się ono kochane. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. mamarzyniu - jasne, że nie i ja z nim nie chodzę popedałować:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Znam jednych takich "idealnych". Jedzenie na czas, kompanie na godz., spacerek od do, wakacje rodzinne, wycieczki rowerowe itd itp. A od 20 do 7 rano dzieci zamknięte w pokoju nie mają prawa noska wytknąć, bo teraz rodzice mają swój czas. A mi się to bardziej z musztrą wojskową kojarzy. U mnie nawet drzwi w pokoju brak, ale i tak nie łażą tylko zawsze mordę drą "mamoooo" od świtu do nocy :))) A i jakieś radośniejsze mi się zdają niż tamte.

    OdpowiedzUsuń
  23. ehhhh ten rowerek i wiatr we włosach:):):)blogowa klasyka koleżanko:):):)

    OdpowiedzUsuń
  24. :) grunt to dążyć do poprawy :) masz nowy cel: być lepszą babcia :)

    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Bez rowerka było by nudno a że żyje to znak, że już wszystko przeżyje, nawet Arkę Noego i lot w kosmos ;))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Lot w kosmos jest bardzo ważny bo w tym kierunku się kształci:)To jest dziecko wysokich lotów:D

    OdpowiedzUsuń
  27. a ja nawet nie umiem jeździć na rowerku :(, dobrze,że żadne z moich udanych (w przeciwieństwie do mnie) dzieci nie poszło w moje ślady.Może gotować nie potrafią, ale znają wszystkie numery do pizzy "Na dowóz"

    OdpowiedzUsuń
  28. w pierwszych s łowach mego listu chcialam złożyc zyczenia-nie zmieniaj, sie , co? ;-)
    a ja zawsze mówiłam o sobie "wyrodna" matka, a wystarczyło mówić "nie perfekcyjna". co za ulga! ;-))

    OdpowiedzUsuń
  29. Dziękuję:)))))O tak, nie- perfekcyjna brzmi o niebo lepiej!

    OdpowiedzUsuń
  30. z glisty helikopter... w sumie jakby ją dobrze rozbujać i zakręcić to może i by pofrunęła :D

    OdpowiedzUsuń
  31. Wspaniała opowieść!Widzę, że wszystko było, jest i będzie w porządku z Taką Mamą ;)

    OdpowiedzUsuń
  32. Witaj w Klubie tych mniej doskonalych matek ;))) a tak naprawde to ja mam alergie na perfekcyjne mamuski ...kiedys opowiem dlaczego ;)))

    OdpowiedzUsuń
  33. Odnalazłam drogę do Ciebie :) myślę że w miarę regularnie będę wpadać choc czas mam naciągnięty jak guma z majek...Ja staram się być doskonała ale wychodzi mi to czasem marnie hehhee chyba gdzieś w duszy jestem jeszcze też dzieckiem...przepraszam ze Cię troszkę zaniedbuję ale mam tak mało czasu że po prostu czasem wysiadam i jak usiądę wieczorem przed kompa to już czytać mi się za bardzo nie chce a bzdur nie chce wypisywac

    OdpowiedzUsuń
  34. riverman19712 marca 2010 01:27

    przenosiny...myślę...może kiedyś w urlopie...

    OdpowiedzUsuń
  35. he he he...
    Widzę, że tzw. wyrodnych" matek jest więcej:)
    I to mnie podnosi na duchu:)

    OdpowiedzUsuń
  36. A ja perfekcyjną matką jestem i właśnie że mam wszystko poukładane jak w zegarku.Ale inaczej to bym nie dała rady bo zbyt dużo obowiązków i tyle bym chciała a czasu tak mało ((;
    Perfekcję,pedantyzm no i oczywiście UWAGA NA KONIEC NAJWAŻNIEJSZE egoizm odziedziczyłam po tacie czego moja rodzona Matka nie jest w stanie mi wybaczyć.Ale mi naprawdę z tym dobrze i wygodnie się żyje co nie znaczy że moje dzieci ze mną nie gotują ,nie śpią i nie włażą mi na głowę codziennie!
    Pozdrawiam serdecznie
    Hmm ta (prawie perfekcyjna(;)

    OdpowiedzUsuń
  37. Okej, to widzę, że ja też mogę się zacząć przyznawać do moich licznych grzeszków jako Matka :)) Dodałaś mi odwagi! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  38. Coś sporo tu "wyjątkowych" mamusiek...
    nie wiem tylko czy przez te wasze opowieści mam się jeszcze bardziej zacząć bać macierzyństwa czy może w końcu skończyć... ;))

    OdpowiedzUsuń