Nie mogłam zostawić Mysi na starym blogu, musiałam ją tu przytargać ze sobą,
w całości. Jakoś się do niej przywiązałam.
Muszę znaleźć inną pracę. Wyjechać z tego zapyziałego kraju, nauczyć się obcego języka, coś przeżyć, coś zdobyć! Potrzebuję zmian, zmian, zmian!- przekrzykiwała nas wszystkie Mysia na babskim spotkaniu przy kawie i ciastkach.
- Oby nie na gorsze- zauważyła ponuro Gabrysia.
- A szukasz czegoś konkretnego? - zapytała Małgonia - Znajoma mojej znajomej wspominała ostatnio, że ma fajna pracę za granicą. Dokładnie to w gorącej Hiszpanii. Podobno pracowała tam koleżanka koleżanki jej córki i była bardzo zadowolona. Co ja mówię, była szczęśliwa do wypęku. Wróciła opalona, przywiozła mnóstwo kasy i jeszcze na dodatek zakochała sie w tamtejszym chłopaku. Piszą teraz do siebie, bo hiszpańskiego też liznęła.
- Hihihi...hiszpańskiego czy Hiszpańskiego lizała? - czknęła nietaktownie Kasia.
- A co to za praca? - Mysia wyraźnie się zainteresowała puszczając mimo uszu nietaktowną uwagę koleżanki.
- Trzeba się opiekować jakimś tamtejszym suszkiem - staruszkiem. Tyle, że praca polega właściwie na przyciskaniu różnych guzików w maszynerii pod którą pacjent jest podczepiony. Rano klik i wieczorem drugi klik. Słyszałam, że mają basen, i samochód dla opiekuna. Willa stoi na skraju morza, weekendy wolne, żyć nie umierać.
- Dawaj! - Mysia, prawie się oblizała.- Zaczynam nowe życie. Zobaczycie jeszcze będziecie mi zazdrościć.
Przez jakiś czas było cicho o nowym życiu, następnie sprawa ostro ruszyła do przodu. Koleżanka koleżanki, której koleżanka córki była w tym raju, dzwoniła prawie codziennie z nowymi wiadomościami.
-Tylko weź kostium, bo mają wspaniały basen. Zabierz prawo jazdy bo Mercedes w garażu będzie do Twojej dyspozycji. Olejków nie zapomnij! Płacą sporo ponad przeciętną polską normę, a na dodatek ZUS. Właścicielka powiedziała, że chętnie nauczy cię hiszpańskiego, jeśli będziesz mieć ochotę na zagospodarowanie sobie czasu wolnego i przerwę w opalaniu i spacerach.
Mysia odebrała też bezpośredni telefon od hiszpańskiej pracodawczyni, niestety konwersacja nie wykroczyła po za zdawkowe "Hi! How are you?" " I'm ok" ale czuła, że to musi by przyjazna dusza. Mysia głęboko wierzyła w siłę swojej kobiecej intuicji.
Przygotowania ruszyły pełną parą. Mysia złożyła rezygnację w pracy, zamieściła ogłoszenie o wynajmie swojej kawalerki i rozpoczęła wielkie pakowanie walizki przez wszystkich zwanej pieszczotliwie "Stodołą Mysi". Postanowiła też, że podróż odbędzie autobusem bo to bezpieczniej i taniej. Bilet kosztował sporo ale zadatek za wynajem mieszkania jakoś załatał dziurę w budżecie.
I wtedy nastąpił pierwszy wypadek w serii niefortunnych zdarzeń. Dwa dni przed wyjazdem Mysi do Raju zadzwoniła dawno nie widziana koleżanka Hanka, wytrawna podróżniczka, która z niejednego pieca chleb zjadała.
- Hiszpania? ZUS? -haha, kochana NIEMOżLIWE. Nie będziesz miała żadnego ZUS-u, załatwienie tego graniczy z cudem. Może za parę lat, kiedy Polska wejdzie do Unii. Teraz? Marne szanse. Zresztą nie będę cię zniechęcała, sama sobie zadzwoń do konsulatu i zapytaj o wszystko.
Rankiem Mysia trzęsącymi się palcami wybrała numer na klawiaturze telefonu i dziesięć minut później potwierdziły się jej najczarniejsze obawy. Poczuła się oszukana i rozczarowana. Wielkie marzenia obróciły się w próchno obrzydliwe.
- Mam w nosie! Nie będę pracowała na czarno. Nigdzie nie jadę, a bilet zaraz oddam.
-Oczywiście, że bilet może pani zwrócić kiedy tylko pani chce. Oczywiście przed terminem wyjazdu. Wszystkie informacje o zwrocie płatności znajdzie pani oczywiście na odwrocie biletu, w załączonej tabelce.
Posługując się lupą, pożyczoną od córki Mysia ze zgrozą odkryła, że oddając bilet dwa dni przed wyjazdem otrzyma jedynie około 10% jego ceny.
- Mam w nosie ZUS! Jadę. Przynajmniej obejrzę Hiszpanię i poopalam się trochę.
Podróż była długa i wyczerpująca, ale towarzystwo mocno rozrywkowe. Pod Wrocławiem już wszyscy byli ze sobą na TY, a w okolicach Pragi ostatnie niedobitki zawodziły sennie "Poszła Karolinkę..." i nieśmiertelnego Górala.
Ponieważ sprawa z ZUS-em mocno Mysię zaniepokoiła, postanowiła na wszelki wypadek zabezpieczyć tyły. Na jednym z postojów weszła w bliższy kontakt z kierowcami, wypytując ile dokładnie czasu zostaną w Barcelonie, w jakim hotelu będą mieszkać i prosząc na koniec o numer ich telefonu. Ponieważ kierowcy zaczęli mrugać do siebie porozumiewawczo i oblizywać się obleśnie, rozchlapując wokół ślinę wraz kawałkami jedzonej właśnie kanapki z myśliwską, Mysia na wszelki wypadek spróbowała wyjaśnić motywy swojego działania.
-Wiedzą panowie...ja Hiszpanii nie znam, nie wiem czy ktoś będzie na mnie czekał...gdyby coś nie wyszło to przynajmniej wrócę z panami do domu.
Uwierzyli czy nie, nieważne. Grunt, że Mysia wszelkie potrzebne informacje uzyskała.
Barcelona. Słońce praży niemiłosiernie. Parking pełen ludzi, wszyscy krzyczą, targają bagaże, dzieci płaczą, mężczyźni przeklinają. Autobus odjechał, ludzie się rozeszli. Mysia została sama z uczuciem niepokoju i walizką wielkości stodoły. W ręce trzyma świstek z numerem telefonu do przyszłej pracodawczyni. Ale jak zapytać o budkę telefoniczną, jeśli jedyne słowa jakich Mysia była pewna w języku hiszpańskim to „Las Palabras de Amor” . W tej chwili bynajmniej nie byłyby przydatne.
Z daleka dał się słyszeć sygnał klaksonu i z wizgiem kół podjechał na parking biały mercedes, ze środka wyskoczyła czarnowłosa kobieta i bez słowa rzuciła się do bagaży Mysi. Jedną ręką podniosła skórzana stodołę, a drugą zgrabnie zatrzasnęła bagażnik. Zrobiła to prawie jednocześnie. Następnie zajęła się samą Mysią upychając ją na tylne siedzenie auta. " Ale się spieszy" - zdążyła pomyśleć Mysia, kiedy ręce kobiety nieoczekiwanie zaczęły ją ugniatać w okolicach ramion. Wariatka? Muskuły mi sprawdza?
Po chwili Mysia zrozumiała, że czarnowłosa seniorita chce aby gość przyjął na tylnym siedzeniu pozycję horyzontalną. " Pewnie to kawałek drogi i dba żebym wypoczęła" - rozluźniła się więc i ułożyła wygodnie na siedzeniu. Denerwowało ją tylko, że nic sobie z tej Hiszpanii nie obejrzała, mimo że podróż trwała ponad godzinę. Kiedy tylko unosiła głowę, Hiszpanka krzyczała coś w swoim języku wykonując jednocześnie ruch ręką w dół.
Wreszcie znalazły się na miejscu. Automatyczna brama rozsunęła się bezszelestnie i wjechały na teren czegoś co Mysia mogła dotąd tylko podziwiać w katalogach biur podróży i meksykańskich serialach, które namiętnie zresztą oglądała. Samochód zatrzymał się i kobieta wysiadła, otwierając drzwi po stronie Mysi.
- „Zachodnia kultura” – przemknęło przez głowę naszej bohaterce. Wreszcie można się rozejrzeć dookoła; basen, ogród, dom ze szklaną oranżerią - cud i miód.
"Wow, ale będę mieszkać! Wszystkie baby zzielenieją kiedy im wyśle zdjęcia" - rozmarzyła się Mysia, widząc się już na brzegu basenu w swoim nowym kostiumie z miseczkami push-up i z kieliszkiem porto w ręku.
Sen na jawie przerwała kobieta łapiąc dziewczynę za rękę i pociągając w stronę domu. Mysia rozglądała się dookoła i czuła jak w muzeum - mnóstwo rzeźb, szklanych figurek, dywanów i obrazów. I lustra, wszędzie mnóstwo luster. Wycieczka połączona z intensywnym bieganiem po schodach trwała około 20 minut, Mysia zdążyła zobaczyć chyba wszystko - od sauny, aż po sypialnie domowników. "Ciekawe, która z nich będzie moja? Może ta z widokiem na basen?".
Niestety czarnowłosa już ciągnie Mysię na zewnątrz znowu przerywając marzenia w najmilszym momencie.
Już są przed domem. Mysia sięga do bagażnika samochodu ale Hiszpanka delikatnie bije ją po dłoni i wskazuje wnętrze samochodu. "Gdzie ją jeszcze niesie? Mam ochotę na kąpiel i coś do jedzenia"- Mimo, że trochę zniecierpliwiona Mysia grzecznie wykonała polecenie gospodyni. Samochód ruszył i skierował się w stronę kępy krzaków, za którymi widać było jakieś drewniane zabudowania. Mysi przypominały one skrzyżowanie chlewika z pakamerą ciecia. Samochód zatrzymał się i Hiszpanka z uśmiechem skinęła na Mysię, zalewając ją jednocześnie potokiem obcych słów. Dziewczyna wyłowiła z nich jedno, które już gdzieś słyszała "Casa"
- Chwilunia..casa to zdaje mi się nie kasa tylko dom - wysiliła się Mysia przypominając sobie tytuł jednego z miesięczników hiszpańskich, które podziwiała w Empiku, poświęconych wystrojowi wnętrz.
- "To ma być mój dom???" Mysia spojrzała na kobietę z niedowierzaniem, ale ta zajęta już była wyciąganiem Mysinych bagaży i nie dojrzała wysoko uniesionych brwi i otwartych ust początkującej polskiej globtroterki.
Widząc trzy takie długaśne posty, pomyślałam sobie że chyba nie dam rady. A teraz myślę (bo ja czasami wbrew pozorom myślę), że chce jeszcze:)
OdpowiedzUsuńJa jestem do Mysi bardzo przywiązana i do innych postaci dramatu też, ale przecież zdradzać nie będę :)
OdpowiedzUsuńAle chyba jednak najbardziej lubię Twoją jazdę na rowerku :)) Ech, to była jazda :)
jazda na rowerku... o tak:) ale blejtramy też ostatnio się wysforowały na prowadzenie:))
OdpowiedzUsuńNooo, to rozumiem...
OdpowiedzUsuńMam Mysię w jednym miejscu.
Całuski!
P.S. Na feriach (miałam to zrobić na świętach...) i ja poprzenoszę Odpoczynek Mamy Marzyni, bo mi się szwenda jeszcze na bloxie.
Pieprzyczkowa, czy Ty wiesz, że Ty jesteś zpod mojego znaka zodiaka? Znaczysię my som obydwojga spod jednego ;)))
OdpowiedzUsuńPS. Weź Ty sobie wyłącz tą weryfikację obrazkową tyż :)
Marzyniu trzymam za słowo, bo u ciebie ciągle ta wiosna w oczy kole.
OdpowiedzUsuńDavidian - się robi!Mój ty raczku.
"Zodiakalne Raki to osoby troskliwe i sympatyczne. Chcą aby świat był bezpieczny i pełen przyjaznych ludzi.
OdpowiedzUsuńPatronem Raków jest Księżyc, żywiołem woda.
Emocje i uczucia są dla Raków tak samo ważne jak intelekt. Trudno Raki oszukać - nie ufają samym słowom i bacznie przyglądają się światu. Przedstawiciele tego Znaku kierują się sercem, a przeczucia pozwalają im uniknąć wielu niebezpieczeństw.
Bezpieczeństwo i możliwość wyrażania pełni swoich uczuć są dla Raków najważniejsze. Śmiech i arogancja ranią je i zniechęcają. Mają Raki wielu oddanych przyjaciół, a ludzie często powierzają im swoje troski i sekrety. Prawdziwe oparcie i zaufanie znajdują jednak dopiero w rodzinie.
Wyróżnia Raki wspaniała, fotograficzna wręcz pamięć i talent artystyczny. Potrafią upiększać życie, świetnie gotują i są wspaniałymi opiekunami. Do dzieci, chorych i potrzebujących opieki podchodzą z cierpliwością i miłością. Nie wywyższają się ponad innych oraz potrafią słuchać. Sprzyjają im zawody związane z psychologią oraz zaspakajaniem duchowych potrzeb innych. Trudno zwieść Raki pustymi komplementami czy pochlebstwami.
Nie lubią Raki bezpośredniej odpowiedzialności, stąd raczej wolą doradzać niż rządzić. Publiczne popisy i występy są obce ich naturze. Bywają bardzo nieśmiałe i łatwo się obrażają. Grzeczność i uprzejmość jest dla nich bardzo ważna. Bywają konserwatywne: zasady i reguły łamią rzadko. Lubią święta i bronią rodzinnych tradycji. Szanują własną religię oraz przekonania innych.
W miłości szukają ciepła i zaufania. Raki boją się odrzucenia, stąd posądzane bywają o nieśmiałość i niezdecydowanie. Aby zdobyć wymarzoną osobę nie cofną się przed niczym, gotowe są czekać i snuć misterne plany. Gdy już osiągną swój cel są wierne, czułe i bardzo troskliwe. Często jednak uzależniają od siebie partnera lub stosują szantaż emocjonalny. Jako rodzice bywają Raki nadopiekuńcze. Przedstawiciele tego Znaku są bardzo romantyczni, pamiętają o rocznicach i prezentach.
SŁAWNE RAKI:
Marcel Proust, Jean Paul Sartre, Jan Matejko, Czesław Miłosz, George Sand, Jan Machulski, Gina Lollobigida, Wojciech Jaruzelski, Janusz Korczak, Czarny (W)Pieprz, Davidian."
O takie znalazłem w horoskopach :))))
Ja też widziałam, że WPieprz i Davi na Parnasie. Juś w googlach o tym mówią :)
OdpowiedzUsuńSe jesteśmy CELEBRYTY, co nie?
OdpowiedzUsuńPopatrz! I nic o feminizmie nie napisali:)A ja się urodziłam tego samego dnia (nie roku!!!!) co Harrison Ford. :))))
OdpowiedzUsuńHarrison słynna feministka? :)))
OdpowiedzUsuńTo może dlatego, że horoskop pochodzi ze strony www.czary.pl :D
OdpowiedzUsuńZnaczy sondzisz, ze Indjana Dżąs był(a) feministką(kiem)??
OdpowiedzUsuńWłaśnie...zastanawiam się czemu jeszcze nie ma zaproszeń do Tańca Połamańca, Śpiewania na ekranie i takich tam. ( tu CzarnyWieprz tupie nóżką w paputku i parszywie marszczy brew wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenie ale zaraz sobie przypomina, że NIE lubi publicznych popisów i z uśmiechem pobłażania mości się w ulubionym fotelu popijając barszczy czerwony z dużą ilością pieprzu czarnego).
OdpowiedzUsuńIndiana Dząś był słynnym działaczem feministycznym, na znak przynależności do naszej braci nie golił nóg i staniki odrzucał precz!
OdpowiedzUsuńNie dostałażeś jeszcze? Ja to tym w piecu palę już - ostatnio żem dostał propozycję, żeby zagrać Majkę w serialu Majka - chcą żebym wykreował tam taką męską szowinistyczną świnię z romantyczną emo-grzywką, maślanymi oczkami, przypadkowo zapłodnionego podczas badania cytologicznego. Ale czy ja wiem...ja z grzywką...?
OdpowiedzUsuń"CzarnyWieprz ... w tiulowym ubranku...tupie nóżką w paputku i parszywie marszczy brew" :))
OdpowiedzUsuńTak, Davi, tak sądzę, bo inaczej po co by jej był ten bacik? A?
A z grzywką na lewku byś był cudny niewątpliwie!!!
OdpowiedzUsuńBacik Majce?
OdpowiedzUsuńznaczy na lewka hahahaha nie żeby zaraz na lewku tę grzywkę zaplatać.
OdpowiedzUsuńBacik Dżąsu :)
OdpowiedzUsuńZ grzywką na lewku i bym se zrobił zdjęcie z ujęcia od góry w kiblu i wrzucił na n-k - publika szaleje :))
OdpowiedzUsuńO np. takie: http://i720.photobucket.com/albums/ww204/ubercomments_backup/funny/1033.jpg
Ja dostałam jedynie zaproszenie do zagrania w programie przyrodniczym pt" Ostatnie dni tarła Łosi z doliny Roztoki", niby tytułowa rola ale się waham bo brodę bym musiała zapuścić.
OdpowiedzUsuńNo, własnie:)bacik! Hehe-- Indiana wiedziała jak traktować mężczyzn.
Zgódź się Pieprzu, ale niech Ci dadzą luksusową przyczepę do tego tarła. Prywatną, jak dla gwiazdy!! :)
OdpowiedzUsuńTo przyrodniczy film! Trzemy się między drzewami!
OdpowiedzUsuńA zdjęcie...ehm, ehm..niezłe")) chociaż pewnie znajdą się amatorzy.
I pamiętaj, jako samiec będziesz się musiała użerać z babami-łosicami! Chociaż nie wiem, czy to nie lepsze od takich ludzkich bab, taka łosica to co najwyżej użre albo rogiem przywali. Cóż tow porównaniu... ;)
OdpowiedzUsuńA w przyczepie to już nie jest przyrodniczo? Cała okolica Was bądzie oglądać z tymi łosicami? :D
OdpowiedzUsuńA widziałaś kiedyś łosia w przyczepie na tarle? Możemy się najwyżej krzakiem cierniowym zasłonić. Trudna rola:)
OdpowiedzUsuńW taki mróz jak dziś zastanawiam się po co mi psy? no po co? po jakie licho? Ludzie sobie wygodnie w ciepełku siedzą a na mnie te pasiaste zmory łypią znacząco i biją się łapami po pęcherzach, i trzeba wstać założyć tysiące ubrań, buty, rękawice, natrzeć się smalcem i wyjść. Buuuuuu....nie wiem jak robią łosie, może muuuuuu raczej?
A uszyłaś pieskom butki?
OdpowiedzUsuńBez butków to uszki mogą odmarść temu piesku!
OdpowiedzUsuńTym pieskĄ!I bez BUTKUF Davi!!
OdpowiedzUsuńTak, to są hardcory, nie chodzą w ubrankach.:)
Jestem oczarowana Mysią... oczarowana to za cienkie określenie... dziękuję :*
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję, że przebrnęłaś przez tą epopeję:))
OdpowiedzUsuńNo zgadnij, zgadnij spod jakiego Mamcia jest znaku??!!
OdpowiedzUsuńI kto się urodził w Noc Sobótkową, no kto???
No to sobótki u mnie w paryi!
Ok widzę, że tu większa lekturka się szykuje, a ja na razie mam tylko chwilkę. Zostawiam pozdrowienia a do czytania wrócę po fajrancie :)!
OdpowiedzUsuńMysia tu Mysia tam...ponoć doszły mnie słuchy,że Mysia ma wystąpić u Ewy Drzyzgi...a co do filmu przyrodniczego,to trza by poszukać dobre bukowisko :)
OdpowiedzUsuńMysia, szczera dziewczyna, ale w zyciu, czuje, tak lekko nie ma :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A ja o Mysi czytam niezmiennie ubawiona i chyba bardzo ją polubiłam :):):):) A będzie o Mysi więcej niż na interi ? Byłabym bardzo ustasyfakcjonowana :):):):)
OdpowiedzUsuńEpopeja o Mysi zawsze poprawia mi nastrój :):)to powinni czytać wszyscy co tylko jęczeć potrafią:):)Dobrze że Mysia ma tu swoje miejsce:)
OdpowiedzUsuńMysia jest wieczna, jak kamienice krakowskie.:)
OdpowiedzUsuńWitamy Mysię w całości na nowym blogu :D
OdpowiedzUsuńA żuczek tez z tych "troskliwych i sympatycznych", hłe, hłe. Czego to można się o sobie z horoskopów dowiedzieć;)
OdpowiedzUsuńOooo, i Żuczek tyż jest raczek! (czyli chrząszczoskorupiak). I niech mi nikt nie mówi, że Rak Raka nie zwącha nawet wirtualnie.
OdpowiedzUsuńfajna historia :) czyta się się bez tchu :)
OdpowiedzUsuńgawędziara z Ciebie, jak się patrzy (niczym hakawati) :)
OdpowiedzUsuń