Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Wielka epopeja miłosna na puzon i waltornię 2


Wnętrze nowego mieszkania Mysi wyglądało jak Dom Starców Dla Sprzętu Domowego. Część wyposażenia była już dawno na emeryturze, a znaczna część od dawna musiała pobierać rentę. Stopień inwalidztwa był różnorodny. Na samym końcu pomieszczenia znajdowała się firanka, wstydliwie zasłaniająca popękany ustęp, małą umywalkę z brudnym lustrem i koślawy stoliczek z pożółkłym elektrycznym czajnikiem. Na środku znajdowały się dwa, nieco objedzone przez niewiadome zwierze, osobne materace ze skołtuniona pościelą. Seniorita wskazała ręką ten po lewej stronie i wyjęła z jednej ze stojących w pobliżu politurowanych szaf, czystą i pachnącą pościel. Następnie otworzyła drzwi pozostałych trzech i wskazała ręką niekończące się rzędy burych, stylonowych podomek mocno osadzonych w latach 70. Wszystkie pachniały kulkami na mole.
Hiszpanka wyciągnęła palec w stronę Mysinego ubranka i jeszcze raz wskazała szafę.
Mysia patrzyła oniemiała na pantomimę w wykonaniu gospodyni i powoli do jej świadomości docierał komunikat tak nachalnie wysyłany przez gospodynię.
- Ja mam w tym chodzić? – zdjęła z wieszaka jedną z sukienek i przyłożyła do swojego ciała. Jej wielkość i krój pasowałby i do Mysi i do hipopotama i oboje wyglądaliby w tej kiecce jednakowo fatalnie, z tym że hipopotam miałby więcej do zarzucenia swojej figurze niż Mysia.
- Może kobieta lubi styl vintage? – zastanowiła się Mysia uklepując fałdy szarego obrzydlistwa.
Hiszpanka wyraźnie ucieszyła się, że Polka nareszcie zrozumiała w czym rzecz i zaklaskała z radości w ręce. Z kieszeni wyjęła niewielki woreczek i podała dziewczynie.
- Gumki do włosów?!! – zdziwiła się Mysia. Rozerwała woreczek i spróbowała użyć jednej z nich, zbierając włosy jedną dłonią i formując z nich zgrabny kucyk.
Seniorita była wniebowzięta. Podała Mysi małą kartkę z narysowanym niebieskim długopisem zegarem, na którym wyraźnie zaznaczona była godzina 8.00 i machając na pożegnanie opuściła lokal.
Mysia została sama. Wolała nie myśleć nic. Umyła się w umywalce, zjadła resztki polskich wiktuałów, i płacząc rzuciła się na barłóg.
…………………………………………………………………………………

Znasz to uczucie – budzisz się i oddychasz z ulgą, że to tylko sen. Znowu leżysz we własnej pachnącej pościeli, czujesz i słyszysz za ścianą oswojone przez lata dźwięki i zapachy poranka. Niestety, nie tym razem, ta opcja nie dotyczyła poranka Mysi - otworzyła oczy i upewniła się, że nie śpi a koszmar trwa. Wielokrotne szczypy i szczypy z zakręcaniem nie pomogły ani trochę, koszmar przycumował na stałe i wydawał się być jedyną pewną rzeczą we wszechświecie.
- A niech to szlag i sakreble! – zaklęła pod nosem Mysia i wciągnęła w nozdrza zapach porannej Hiszpanii, nieco tylko zakłócony aromatem kurzu i niemytych stóp.
- Niemytych stóp? – ocknęła się niemal natychmiast.
W barłogu obok coś zadrżało.
- No, nie…i na dodatek szczury! – czoło Mysi pokryło się potem a ostatnia kanapka z szynką jaką spożyła przed snem podjechała jej do gardła. W tej samej chwili spod koca koloru bardzo zgniłej i wybitnie zapleśniałej zieleni wychynęła stopa, na pierwszy rzut oka męska; jej właściciel prawdopodobnie nie wierzył w mydło a paznokcie ścierał biegając boso po asfaltowych drogach. Chwilę później do stopy dołączyła kępa skołtunionych czarnych kłaków i nieogolona gęba ich właściciela.
- Buenos dias!! Mi nombre Pepe!- kudłaty uniósł się z posłania wyciągając rękę do dziewczyny a okrywający go koc delikatnie zsunął się na ziemię ukazując resztę owłosionego ciała wraz z klejnotem koronnym.
- Ooooo….
- Ohoho! – zawtórował zwierz dziki, cofnął sękatą dłoń i podrapał się po brzuchu kurtuazyjnie omijając bardziej intymne okolice.
- Ciekawe czy będzie się iskał? – zastanowiła się praktycznie Mysia przypominając sobie widziany niedawno film o gorylach.
- Te gustas? – uśmiechnął się obleśnie niemyty i kokieteryjnie podciągnął w górę jedną brew.
Mysia na wszelki wypadek spuściła wzrok i zajęła się grzebaniem w stodole dając tym samym do zrozumienia, że żadne gustas nie wchodzą w grę.
Czarny tymczasem naciągnął leżące obok materaca czarne gacie i szarą podkoszulkę bez rękawów z napisem „Have FUN”, która niejedno piwo z nim wypiła i niejedno gazpacho zjadła.
Po pierwsze śniadanie. Zapasy z Polski uległy wyczerpaniu, a na wspólne biesiadowanie z właścicielką hacjendy raczej się nie zanosiło. Mysia przeszukała dokładnie reklamówkę zawierającą jeszcze niedawno jaja na twardo, pomidory i kanapki, tylko po to żeby upewnić się, że po za torebkami z herbatą nic tam już nie ma.
- Oreja – skrzypnęło jej za uchem. I przed nos zajechał zatłuszczony papier zawierający jakąś smażeninę, która całkiem smacznie pachniała.
- Gracias – nieśmiało wydukała Mysia i wbiła zęby w soczystą i pachnącą potrawę. Było całkiem dobre, chociaż nieco twardawe. Czarniawy zakręcił się tymczasem w kąciku pakamery i wyczarował 2 filiżanki czarnej, mocnej kawy. Usiedli na swoich własnych barłogach i uśmiechając się do siebie z nad oreja próbowali przełamać barierę językową. Tą całkiem miłą atmosferę nieco mącił Mysi widok węża z przyległościami delikatnie wysuwającego się z nogawki spodenek Pepe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz