Niestety, ma też poważną wadę - kiepsko nadaje się do pisania na stronach, a pisanie bloga to katusze i zgrzytanie zębami. Klawiatura zasłania napisany tekst i pisze się po omacku. Porzuciłam więc pisanie na wyjeździe i stąd ogromna przerwa (jeśli ktoś wie jak sobie poradzić z klawiatura i pisaniem na stronach to bardzo prosze o poradę), ci którzy maja mnie dodana na Facebooku wiedzą, że żyję bo umieszczam tam zdjęcia i inne takie - owakie.
Reaktywuje tym samym mój drugi blog http://zperspektywykrotkichnozek.blogspot.com/ (z tego logu wystarczy nacisnąć świnkę w chlewiku po prawej) żeby móc wrzucac tam zdjęcia, krótkie komentarze, teksty z podrózy o ograniczonej liczbie zdań. Zapraszam - komentarze sprawią mi przyjemnośc bo na obczyźnie tęsknię za przyjaznym słowem, wymiana zdań w języku ojczysytym. Tutaj natomiast zamierzam dokończyć niedokończone, co wkrótce nastąpi. Teraz jednak do rzeczy.
Było zabawnie. 20 dni spędziłam w miejscowości Didcot, niedaleko Oxfordu. Przy okazji nauczyłam się podstaw włoskiego (zastanawiam sie nad kontynuacją), ponieważ mój podopieczny języka lengłidż po prostu zapomniał i posługiwał się jedynie językiem ojczystym. Zapomniał zresztą nie tylko języka, bez przerwy zastanawiał się jaki dziś dzień, czy jesteśmy przed czy po jedzeniu (a jedzenie stanowiło centralny punkt dnia) czy tez może za chwile jeść zaczniemy i czy ja mam na imię Gabriela, Graziella czy tez Donatella i w ogóle to co ja tu robię, i co my tu oboje robimy. Poznałam tez wszystkie obecne przeboje ponieważ pan O. uznawał jedynie programy muzyczne od Vivy po MTV - od wczesnego ranka do pierwszego chrapania.
Czas upłynął mi w rytmie Gangnam style,ogromnych ilości makaronu i wizyt włoskiej rodziny, przyjaciół, wnuków, prawnuków, dawnych współpracowników, sąsiadów i ciastek z czekoladą.
A następnie wylądowałam w Eton, z tyłu miałam sławny college, a widok z sypialni zapierał dech w piersi - przede mną stał sobie zamek Windsor.
Pracowałam z dziewczyną (lat 57 ) z Węgier, której hobby było gotowanie. Przesiadłam sie zatem z makaronów, lazanii i broccoli prosto w węgierskie gulasze, placki, zupy, ach zupy... kto jadał na Węgrzech ten wie o czym piszę.... Eva gotowała wybornie, na dodatek piekła tez wybornie. Siedziałam i jadłam, jadłam, jadłam, czytałam i piłam kawe, patrzyłam na rzeke, zamek, turystów i łabędzie...no, i zwiedzałam, fotografowałam, rozmawiałam o polityce, dzieciach, mężczyznach, filmach i miłości. :)))
Aż nadszedł upragniony dzień powrotu do domu. Mgła spowodowała, że zamiast w Katowicach wylądowaliśmy we Wrocławiu. Ale po kolei...
Myślę, że każdy kto wraca z kraju gdzie formowanie kolejki do wejścia gdziekolwiek jest rzeczą naturalna, słowo przepraszam jest tak zwyczajne jak oddech wpada w pułapkę rozpaczy juz na lotnisku. Jeszcze nie wiadomo, którym wejściem będziemy wchodzić a tłum Polaków już formuje grupki gotowe do biegu. Juz przy GATES mamy kolejkę składającą się z 6 przeciwstawnych sobie kolejek i ci z kolejki A, patrzą z mordem w oczach na tych z kolejki B, a ci z kolei z wyższościa na miernoty w kolejce C, kolejka D stara się stopić z A i wypchnąc do tyłu tych z E. Tłum faluje, ida w ruch kolana i łokcie...Bramka zostaje otwarta! Teraz bieg do samolotu, i przepychanki i blokowanie na schodach. Wreszcie znajdujemy miejsca i fruuuuu!
Na pokładzie jest co najmniej 6 dzieci w wieku przedprzedszkolnym, chłopaki z budowy i już to powoduje ochote na napchanie sobie waty do uszu.
Nagle ktos mnie trąca w ramię i miłym głosem pyta.." Przepraszam, czy mogłabym dać pani mojego syna na trochę?" Zgadzam się bo ja się zwykle na wszystko zgadzam i na moich rekach ląduje 3 miesięczny niemowlak. Jest słodki ale ciężki jakby miał buty z żelaza. Biedna młoda mama, lecąca zupełnie sama ma czas i miejsce żeby przewinąć drugiego szkraba. Niemowlak odpływa w ramiona swojej mamy, a ja przysypiam. I nagle kapitan informuje nas o mgle w Katowicach. Ekipa chłopaków z budowy jest niezadowolona i zaczyna rzucać krwistym mięsem, młoda mama blednie, reszta nie zważając na prośby stewardes wyciaga telefony komórkowe i zaczyna się przekrzykiwac.
"Władek!! Władek!!! Nie przyjeżdzaj!!!"
"Hela, do Wrocławia lecę...do WROCŁAAAWIAAAA"
Wrocławskie lotnisko jest wewnątrz puste i ciche, wypalam ostatniego papierosa, w kieszeni mam tylko funty i dlatego nie mogę nawet kupić kawy z automatu. Wreszcie przyjeżdza pierwszy autokar...zaczyna sie jatka, torby, walizki, dziki i skłębiony tłum rzuca się do drzwi. Słychac krzycząca stewardesę "Prosze wchodzić tylko przednimi drzwiami i podawac nazwisko!!!" Tłum wlewa się wszystkimi 3 drzwiami, i oknami, rosłe chłopaki podcinają co słabsze kobiety i wyrzucaja je bezceremonialnie poza obreb kolejki.
Stoje 15 metrów od autobusu z grupa samotnie podróżujących kobiet, część z nich jest z dziećmi na rękach, i mam ochotę krzyczec do tych osiłków "Hej!!! A kobiety i dzieci???!!!". Autobus zapakowany po brzegi, czekamy na drugi, ci z wnętrza patrzą jak marzniemy na zewnątrz, a my patrzymy jak zaczynaja im parowac szyby od wewnątrz.
Jeszcze przed opuszczeniem samolotu, nastapiła scena, która byc może uratowała moją psyche i spowodowała, że otucha wlała się w moje serce. Jak napisałam młoda, samotna matka zbladła na wiadomośc o lądowaniu we Wrocławiu, dla niej oznaczało to 2 dzieci na reku i na dodatek walizki - juz miałam ochote zaproponowac pomoc, kiedy nagle z rzedu przede mna podniósł sie MĘŻCZYZNA, podszedł do styranej biduli i powiedział "Widzę, że pani podrózuje sama z dziećmi. Pomogę pani." I faktycznie dzwigał walizy i jedno z dzieci. W świetle tego co zobaczyłam przy pakowaniu się chłopaków do pierwszego autobusu miałam ochotę podejść i pogratulować mu bycia Prawdziwym Mężczyzna i może nawet się oświadczyć.
Do autobusu numer 2 nawet nie próbowałam się dostać. Niedobitki męskie, które nie zmieściły się do pierwszego stały sie bardziej agresywne i kopały po nogach, odpychały, fukały, pluły i drapały, wymachiwały tez tobołami z taka siłą, że podejście bliżej niż 2 metry mogło skutkowac połamaniem kończyn i odbiciem nerek,Autobus nabił sie w sobie, i znowu zaczał parowac od wewnątrz.
Na zewnatrz zostało 8 niedobitków, w tym taka dupa wołowa, nikłego wzrostu jak ja. Dwa wypełnione autobusy patrzyły z wyższością na nasz widoczny brak asertywności. I wtedy podjechał pietrowy autobus numer 3, do którego spokojnie weszłam, wyłożyłam się na 2 siedzeniach i mogłam wreszcie odpocząć. Dwa wczesniejsze autobusy zabulgotały ze złości ale nic mnie to juz nie obchodziło, wyciągnęłam kupionego na lotnisku flap jacka, ugryzłam z błogością i usnęłam. Chciałoby sie krzyknąć "GDZIE TE CHŁOPY???"
No to buźka! Wszystkie blogi czytam i jestem na bieżąco, tylko wypadłam z obiegu z komentowaniem:)))
Och Pieprzu! Wypatrywałam i tęskniłam (wirtualnie; ale mogłabym i w realu Cię podjąć, ode mnie na lotnisko 20 minut)!!
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy w całym zamieszaniu mogłaś zauważyć, jakie jest piękne (airport wroclove - nieodmiennie się nim zachwycam)? Jest piękne, zwłaszcza o zmierzchu ;)
Jeden prawdziwy mężczyzna, powiadasz? Lepsze to, niż nic.
Ściskam czule ;)
Droga Inkwizycjo, niestety...w mej pamięci lotnisko wrocławskie pozostanie pustynią, Pyrzowice żyją nawet w nocy, Wroclave chrapie az szyby się trzęsa. :)))
UsuńAle przynajmniej widać wtedy lśniące posadzki w całej okazałości ;-)
UsuńNajwidoczniej nie spodziewali się tak znamienitego gościa... wstydzę się za nich... ;)
:) a już myślałam, że ten tablet to takie cudo co nie ma wad :) już 2 modele obejrzałam i d..a, nie mogę się zdecydować. :)
OdpowiedzUsuńJak widać gatunek dżentelmenów jeszcze nie wymarł ;) a też pech z tą mgłą.
ma tylko jedną wadę Aneto, tylko jedną:))))) zalet mogłabym wyliczyć trylion pięćset sto dziewięćset! Serio!
UsuńOMG. Czyli jednak żyjesz!
OdpowiedzUsuńA jak to powiedziano: ostatni będę pierwszymi i wyłożą się na 2 siedzeniach ;)
Inwentarzyacjo...Huraaa! Tak! Nadal)chociay nie wiadomo jak dugo_)
UsuńNo...ynowu mi sie z y y powzmienialo. Niech to...
...Polaka to wszędzie poznasz... szkoda słów...
OdpowiedzUsuńNo...jacys niecierpliwi jestesmy drogi Jestem3xl. Moze to poprzednie lata, kiedy bez lokci, kolan i przepychania szynki na swieta roznorodne nie bylo! I tak nam zostalo....niestety.
UsuńWitaj z powrotem! Lotniskowe historie zawsze są bardzo dramatyczne, na szczęście przetrwałaś. Dzielna dziewczyna!
OdpowiedzUsuńDzieki Socjo, z potulnej swinki zaczynam sie robic guzcem wedrownym,.
UsuńJednak dobrze, ze jak sie juz wybieram do PL to nie lece bezposrednio tylko przez rozne takie Helsinki, Bruksele itp. Tym sposobem unikam takich scen, chociaz niezmiennie mnie one dziwia, bo przeciez w samolotach sa miejsca numerowane i kazdy bilet ma swoje miejsce, wiec nie rozumiem tego pchania sie na sile.
OdpowiedzUsuńStardust, Stardust....jak Ty zycia nie znasz! Ostatni raz samolotem z numerowanymi miejscami lecialam w 2001 do Londynu prxez Mediolan. Bez numerowanych jest pieprzniej!
UsuńJakbym czytała o sobie... Najlepszy tekst to ten o zgadzaniu się na wszystko, heh, no ale potem takie fajowe wpisy powstają :D
OdpowiedzUsuńAuroro, Ty tez jak kazdy rasowy Azjata nie potrafisz powiedziec nie? No....ja z tych co dla nich zabraknie miejsca na tratwie.
Usuńfilmowy opis, dobrze wiedzieć jak sie lata bo samej nie zamierzam. Idę poszukać Pieprza na fejsbuku.
OdpowiedzUsuńMagdo, po imieniu i nazwisku!
UsuńPodoba mi się , pisz częściej. Chociaż, na dobrą sprawę mam Twoje poprzednie posty, widzę, że pisane z podobną ikrą ;))
OdpowiedzUsuńDziekuje, dziekuje i nawzajem!
UsuńHehe z 3 tygodnie temu leciałem samluitka z belgii do wrocławai, na cały tłum tez miałam takiego rodzynka- miałam skład samolotu prawie identyczny jak Twój, a mój wybawiciel okazał sie swieżo upieczonym dumnym tata-dlatego tyle zrozumienia i pomocy na mnie spadło. Ach ci pojedyńczy PRAWDZIWI FACECI.
OdpowiedzUsuńMoze to ten sam Hanno? Taki Superman ratujacy samotne matki w potrzebie?
UsuńHej, nareszcie!
OdpowiedzUsuńJuż się bałam, że nas porzuciłaś na dobre, a ty tymczasem brykasz sobie w tak bliskich mi rejonach :)
Ehhh, kwiat polskiej siły roboczej na Wyspach ... znam to, znam to. Podróż z dziećmi to chyba jakaś kara za złe zachowanie w poprzednim wcieleniu (i dla matek i dla współpasażerów).
Ale co zrobić :(
Dobrze, że jednak jacyś mężczyźni się trafiają. To daje nadzieję :)
Czekam z niecierpliwością na dalsze wpisy. Pomysłu na ipada i zakrywającą klawiaturę nie mam, ale możesz zawsze pisać notatki (a nie od razu na blogu) i potem je poprawiać (????).
xxx
F.
Hihi....Fidrygalko, jak sie naucze robic kopiuj wklej! Tymczasem poznaje maszyne i oswajam. Tym razem bede w Beckenham, to tez bliskie rejony?
UsuńJa Ciebie czytam, do akcji pocztowkowej z panem Pieprzem przystepujemy, znalazlam tam wielbiciela trzody chlewnej. W sam raz dla mnie.
:D ostatnie zdanie napawa mnie niezmierną radością! Mua! Mua!
Usuńp.s. No i co, pada???
No i Ciebie jakwidzisz tez czytam! Nie pada ale jest szaro!
UsuńA ja czytam was wszystkie i jeszcze Yrse i mam senne koszmary. Od Yrsy :-)
UsuńPieprzu, niestety Beckenham to lata świetlne ode mnie (musiałam wygooglać, gdzie to zacz :)).
UsuńW Windsor ładniej :))
Ach ten moment, kiedy w Googlowym czytniku pojawia się nowy pieprzowy post! ;)
OdpowiedzUsuńAch! Teraz sie przyznalas, ze czytasz! Mam Cie! Gapminded zaslubiona w Paryzu....
UsuńNigdy żem się nie wypierała! ;)
UsuńCudowne !!! Podroz samolotem moze byc swietna przygoda sama w sobie i najczesciej niepowtarzalna !
OdpowiedzUsuńOch, Agni...kazda jest inna. Latam co najmniej 2 razy w miesiacu i nigdy nie jest nudno.
Usuńnareszcie, bo już brak pikanterii zaczął mi doskwierać;-) i tak jest jak napisałaś, są mężczyźni i są chłopy, przy czym mężczyzn naprawdę jest niewielu;-) i łelkam, łelkam;-)
OdpowiedzUsuńTak...sek w tym, ze zwykle droga Jazz mam do czynienia z kwiatem meskiego plemienia, a tu nagle cos nowego, i to w takiej ilosci. Czlowiek sie nie moze napatrzec, a najjbardziej mnie zastanawiaja partnerki takich okazow....tak zyc z losiem od poniedzialku do niedzieli, dzielic z nim loze, jadac z nim?.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń"najsampierw" to się ucieszę,że dałaś głos:) JU HU:) A teraz na spokojnie przeczytam posta jeszcze raz:)
OdpowiedzUsuńPo spokojnym przeczytaniu posta dodam tylko tyle. Jeden szlachetny egzemplarz męski,w typie rycerza i dżentelmena przynosi nadzieję, że gatunek nie wymrze.
Usuńps. Ja bym się z miejsca w owym Panu zakochała, gdybym była samotną Matką w opałach, o której pisałaś.
Ja nie bylam w potrzebie s tez zapalalam uczuciem naglym i ognistym, droga Niko! Ach....fajnie, ze sa mezczyzni o ktorych mowia czyny, a nie miesnie, skora i komora.
UsuńA tam, komnetowaniem sie nie przejmuj, nareszcie cos napisałaś, choc dzieki Tobie obraz Wrocławskiego lotniska będzie mi się kojarzył a apokalipsą:):):)Nie omieszkam klikać w świnię, żeby sprawdzić co u Cię:):):)
OdpowiedzUsuńJak zawsze fundujesz chwilę oddechu w blogowym marazmie:):)
Dziekuje Radoslawie....milo uslyszec komplement z ust Mezczyzny, Ty bys z pewnoscia nie kopal kobiet i dzieci.
UsuńO ! nie ma białych adidasów ;)))) Przeżyłam już niejedną jatkę na lotniskach , ale w życiu bym nie opisała tego tak barwnie , jak Ty ;)))) A prawdziwi mężczyźni ... no zdarzają się i jak tylko takiego spotykam to od razu proszę o rękę . Niestety jak to bywa z prawdziwymi mężczyznami są już zajęci ;))))) Cieszę się , że napisałaś ;))))
OdpowiedzUsuńAle mi sie teskniloza tymi blogowymi kontaktami...mysle, ze wreszie znalqzlam rozwiazanie moich bolaczek i bede funkcjonowac blogowo.
UsuńTak...prawdziwych mezczyzn rozdrapujemy szybko, a potem kochamy mocno...
A lotniska i samoloty znam z filmów, więc myślałem, ze zawsze jest pięknie, grzecznie, spokojnie i wytwornie. Może zagram w totka i przekonam się, jak to jest doznać wniebowzięcia. Człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać, no nie? ;)
OdpowiedzUsuńOve, do UK bez bagazu polecisz juz za 19 funtow. Do tego wystarczy zwykla polska pensja. Przelec sie, warto.
UsuńKurcze, szkoda że nie wzięłaś od niego numeru telefonu :)
OdpowiedzUsuńOraz cierpliwość popłaca.
Buziaki
No, cos Ty. Ja jestem od 24 lat w najszczesliwszym zwiazku malzenskim na swiecie. Moge sie zauroczyc na chwile ale adres...wiesz... jeszcze by mnie podkusilo ocwiedzic...Malgorzto!
UsuńWitojcie! :D
OdpowiedzUsuńO, witaj Bazylu. Ciebie tez nie wyobrzam sobie w tej jatce. To chyba niesmialy komplement...
UsuńMiałem się nawet rozpisać, że ja pewnie czekałbym na czwarty autobus :) W czasach licealnych korzystałem z PKSu by dojechać do i ze szkoły. W środy wracałem późnym popołudniem, bo dzień w miasteczku był targowy, a ja nie miałem siły/asertywności, żeby walczyć z objuczonymi tobołami staruszkami. Natomiast co do pana pomagającego samotnej matce... Nie dość że dżentelmen, to jeszcze z jajami, bo zaprawdę trzeba je mieć, by w dzisiejszych czasach wziąć na ręce cudze dziecko :)
UsuńTak, Bazylu, od tego faceta bilo meskoscia. Naprawde,, a wczesniej czytal...:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAle dlaczego? Taki ladny komentarz....
UsuńTo jakieś 3 km z hakiem od tegoż wrocławskiego lotniska spałam ja - kura (chociaż to zależy która to była godzina dokładnie). Nie latam i jeszcze nawet lotniska z bliska nie widziałam. Jeśli ono takie senne i puste to może tam sobie pójdę i popatrzę, bo ja tłumów to nie zniese :)
OdpowiedzUsuńA jak jeszcze czytam o tym, jak się nasi rodacy zachowują w samolotach to w przypadku lotu będę się chyba zawijać w jakieś burki i udawać, że ja tu tylko przypadkiem i z wizytą...
1 w nocy Kuro. Tak, bylo cicho i glodno, mezczyzni zajadali paluszki z automtu..
Usuńno cale scyńście, że Mój poleciał według trasy ino z opóźnieniem, bo a) nie z budowy to by sie do autobusa nie dostał b) bezmięśniowy to by sie do autobusa nie dostał, c) zazwyczaj ma wszystko w d.. to by sie do autobusa nie dostał i tym sposobem jemu byś się oświadczyła.
OdpowiedzUsuńUuuu...Zoska, to on niedzisiejszy! Jesli nie kopie i nie odpycha to juz sie podkochuje.....
UsuńNo to teraz rozumiem, dlaczego nie komentujesz.
OdpowiedzUsuńWiesz co, widziałam w sklepach takie podpinane zwijane klawiaturki na gumie, może to by Ci pomogło normalnie pisać.
Co do chamskich zachowań w naszej zaściankowej ojczyźnie przestaję się dziwić wyjeżdżającym na stałe z Polski.
Nie tylko kobietom i dzieciom.
Uściski, fajnie, że tak ciekawie spędzasz czas i tyle zwiedzasz, mam niejako wrażenie, że to Twoja podróż życia :)
Poszukam jakiegos rozwiazania Iw. Tak, zwiedzam, poznaje pracujac. To calkiem dobre rozwiazanie na czasy kryzysu.
OdpowiedzUsuńTo jest już poważniejsze wyzwanie czytelnicze. Mam sporo do nadrobienia do tyłu, więc wrócę tu chyba wieczorem. Tym czasem ta co tu, pozdrawia tę co tam:))) Uściski.
OdpowiedzUsuńBez motłochu Prawdziwi Mężczyźni by nie istnieli. Opisałaś to cudownie, ciągle mam w nozdrzach zapach polskiego ciepłego smrodku :)
OdpowiedzUsuń