Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.
sobota, 5 lutego 2011
Tekst pisany pod wpływem piwa bezalkoholowego, tylko dla hardkorów.
Odkopałam się, odgrzebałam, zrzuciłam stertę papierzysk z biurka i mogę sobie spokojnie, łakomie spoglądać na stosik książek czekających na przeczytanie! Hurra!
W tym semestrze moje własne dziecko będzie mieć średnią wyższą od swojej mamy. Zlatuję z piedestału i niedługo zacznę chować indeksy (a mam ich parę) po kątach.
Niestety musiałam zmierzyć się z najbardziej znienawidzonym przedmiotem mojego życia. Na dodatek kiedyś już zdawałam z niego egzamin, a ponieważ nazwa mu się zmieniła to teraz musiałam zdać go raz jeszcze. Chyba żebym go lepiej zapamiętała.
Sam przedmiot wygląda tak:
Na stole stoi miska wody, a tobie chce się pić. Obok durszlak, nieco zużyty ale ciągle na chodzie. Wpuszczasz, więc durszlak w miskowe głębiny i nabierasz, nabierasz, nabierasz…wiedzy…i co wyciągasz? Zlizujesz parę kropel i dalej chce ci się pić, chociaż wodę masz nawet na brwiach, uszach i końcu nosa.
Uczenie się tego przedmiotu wygląda tak:
Poniedziałek: jeszcze 5 dni, zdążę!
Wtorek: 4 dni, zacznę od jutra. Dziś w żaden sposób nie znajdę czasu.
Środa: wyjmuję stos kartek i notatek na biurko, odsuwam z niesmakiem. W końcu mam jeszcze 3 dni! O środzie zresztą będzie niżej.
Czwartek: jestem w pracy od rana do wieczora.
Piątek: zaraz, ktoś musi to mieszkanie posprzątać. Ok., zacznę wieczorem! Nie…wieczorem byłam całkiem wypompowana.
Sobota: zacznę od rana. Znaczy po spacerze, śniadaniu i posłuchaniu ulubionej audycji w radiu. O rany! Jest 13, a egzamin o 17. Najwyższy czas zacząć, tylko jeszcze umyję głowę i zjem obiad. 14.00 przeglądam notatki i jęczę. 15.00 jęczę dwa razy tyle, z drugiego pokoju nadchodzi prośba o zaprzestanie wokalnego molestowania. 16.00 jadę. 17.00 piszę.18.00 napisałam.
Środa:
Leżę międląc w ręku wiedzę. Widzę dokładnie jak rozlewa się po papierze, mojej ręce i brudzi świeżo wypraną pościel. Jest lekko zielonkawa I trochę nieświeża, jakby zleżała. Rzucam stos kartek na łóżko i naburmuszam się w sobie, nadymam i obrażam na te wszystkie Skinnery i Krasheny, na strukturalistów i kognitywistów, na Genie i i jej podobne dzieci – wilki. Mam was w nosie.
Kreshen –sreszen – mamrocze inteligentnie, popijając każdą sylabę łykiem piwa bezalkoholowego, czuję że idzie mi do głowy.
Rozrzucone i zapisane kartki zaczynają niepokojąco szeleścić. Z tej najbardziej zmiętej wynurza się stopa obuta w trampek. Przyglądam się uważnie. Oto nadszarpnięty zębem czasu obywatel Kreshen z uśmiechem i pękiem starych, przetartych reklamówek, ciągnie swój model po moim błękitnym kocyku. Model jest już nieco zdezelowany i zostawia mało apetyczne, rdzawe przebarwienia na całej długości łóżka.
- Hej! Co to ma być? – pytam marszcząc brew.
- Rdza –odpowiada Kreshen – nie wymieniłem jeszcze filtra emocjonalnego i nieco się zatarło.
- Mój kocyk! – warczę wściekła.
- Czymże jest kocyk wobec krynicy wiedzy, którą zamierzam przed tobą otworzyć, ty nudziaro jedna.
- Nie życzę sobie żeby pan cokolwiek tutaj otwierał, a już z pewnością żadnej krynicy. Dywanik mi się zniszczy!
- Plwaj dziewczę na dywanik, siadaj, a ja cię uczyć będę.
I bez uprzedzenia z ust profesora płyną wymioty wiedzy, bryzgają po obrazkach, które zdobią ściany, po białych mebelkach i nawet po błękitnych roletach. Odsuwam z odrazą stopy obute w papucie typu „psia morda” i końcem jednego z nich dotykam czegoś co podpłynęło bliżej i wygląda jak hierarchia Chomskiego.
-Zaraz…a to chyba nie pana? – pytam ciekawie przyglądając się wystającej spod stolika maszynie Turinga.
Ups –pomyłka – ręka Kreshena natychmiast zagarnia całą teorię hierarchii do reklamówki z napisem „Nie dla idiotów”.
- Najważniejsze czy wystąpił bodziec! – dobiega od strony łóżka - Pamiętajcie moi mili, że istnieje ukryty czas wystąpienia reakcji po zadziałaniu bodźca! Posuń się kolego, bo mi się lampka nocna w kość ogonową wbija.
- Burrhus Skinner! – Kreshen jest wyraźnie nabzdyczony i zaczyna zagarniać oburącz wymioty wiedzy do czarnego worka z napisem TOXIC!. Tymczasem Skinner kopie zardzewiały model Krashena lewą nogą, siada wygodnie na łóżku i zaczyna pleść androny, ma całkiem sprawne paluszki. Już widać prawo progu i tylnią część prawa siły reakcji.
Hej! – zepsułeś mi model – Kreshen klęka przy łóżku i trzęsącymi się „z nerw ręcami” zaczyna składać rdzawego hasiora do kupy. Kiepsko mu idzie, bo ręce ma ciągle upaprane wymiotami wiedzy, i nieco lepią mu się palce.
-Może ściereczkę? – rzuca Skinner, podając jakąś zapisaną płachtę.
- Dziękuję…ale przecież to moja teoria… …
Krashen (czarny pas w Tae Kwon Do) ściąga za krawat Skinnera na podłogę i zaczyna go całkiem nie po profesorsku okładać pięściami. Skinner oplata niedokończonego androna dookoła szyi Kreshena i przystępuje do regularnego duszenia. Kreshen charczy i zaczyna walić nogami o podłogę.
- Co się tam dzieje???!!! – słychać z dołu głos teściowej
- Uczę się – wrzeszczę i uciekam z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Po chwili zaglądam …poszli sobie, i dobrze. Tylko, że zabrali moje notatki. Cóż, egzamin dopiero w sobotę. Mam czas.
Na obrazku łóżko, na którym się wszystko zaczęło.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Boże, ależ strasznych rzeczy się uczysz!!!Znaczy uczysz się jak się uczyć żeby uczyć. A sami by nie mogli? Wymiociny wiedzy, no cóż , trudno, ale fajnie ,że wróciłaś, bo się ckni jak w chlewiku pusto i głucho:)
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi czasy kiedy to ja się uczyłam tego i owego i muszę przyznać, że wypisz wymaluj zobrazowałaś moje zmagania się samej ze sobą. Boszesz mogłabym wtedy w polu nawet orać byleby znaleźć pretekst by móc zwiać od nauki :D
OdpowiedzUsuńTo faktycznie dla hardcorów taki hardcor :) Pozdrawiam hardcorowo
OdpowiedzUsuńjuż myślałam,że Cię pożarło- cieszę się z reinkarnacji:))))Nie daj się i uważaj na siebie bo wiadomo ,że Burrhus to tylko przykrywka a Skinner pracuje WIADOMO GDZIE!tRZYM SIĘ SCULLY:)
OdpowiedzUsuńKoszmar jakiś cię dopadł :)
OdpowiedzUsuńJak bardzo to do mnie przemawia... aż ciarki mi mrówkami po plecach i mgła przyślepawe oczy spowija na samo wspomnienie:DDD
OdpowiedzUsuńhmm...jestem pod wrażeniem....moje zmagania z oceeeaaanem wiedzy (kiedy to było?)jakoś tak przyziemnie wyglądały, mniej demonicznie i bardziej całkowo-różniczkowo...hmmm cudne czasy
OdpowiedzUsuńpozdrawiam jagus
No ja nie wiem, może trzeba było wpuścić na nich teściową? :D
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to naukowcy za dużo teoretyzują, więc w sumie taka postawa aktywna, z kopa i za krawat, wydaje się lepszym podejściem. W każdym razie bliżej do rozwiązania i wniosków :)))
hahaha ;-) Toż to trauma widzę! Okropieństwo. Miałam podobnie z techniki cieplnej, do tej pory dla mnie nie zrozumiałej. Pan wyjaśniał nam dogłębnie zasady termodynamiki zahaczając nieomal o korpuskularno-falowy model czegoś tam. Blee. Żywcem nauczyłam się na pamięć notatek, nie rozumiejąc nic. No prawie nic. Zapamiętałam jaki znaczek ma być po jakim znaczku. Zdałam, ale uwierz mi niewiele z tego pamiętam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, idę poczytać więcej
Miałam kiedyś, dawno temu, na studiach podstawowych (czyli tych pierwszych) taki przedmiot przy którym zasypiałam natychmiast. Uczyłam się na stojąco i najlepiej na dworze. Zdałam i natychmiast zapomniałam czego się nauczyłam. Szkoda było mojego czasu widać;)
OdpowiedzUsuńjak miło cie widzieć i czytać :)
OdpowiedzUsuńtakie bezduszne przedmioty, które są dla mnie homogeniczną papką, wytrącają mój umysł z równowagi.
Twoja opowieść scharakteryzowała dogłębnie moje ostatnie przygotowania do jednego z egzaminów!
słowo klucz: katorga!
ugh..ale ciężkie przeżycie!
OdpowiedzUsuńO Jezusicku, Pieprzu, O CZYM TY DO MNIE ROZMAWIASZ?
OdpowiedzUsuńI dlaczego robisz to sobie??!!
Ja miałam dylemat, czy iść na rajd w sobotę, czy nie iść. Poszłam.
Było super i jeszcze mogę się chełpić, że przeszłam 16 kilometrów.
Po obu moich stronach szli dwaj fajnie koledzy. Nie musieli mnie ciągnąć.
Gadaliśmy.
Teraz Martik z Karolą pieką bułeczki z czekoladą, a ja se ide na film, żeby zobaczyć, czy Wieczorek zgwałci te rudom raszple, czy nie.
I takich weekendów życzę Ci z całego serca.
O matko Polko !!!! To jakis zly sen!!!! OBUDZ SIE!!!
OdpowiedzUsuńNo całkiem fajny ten hardkor :)
OdpowiedzUsuńJuż prawie odeszły u mnie w niepamięć sesyjne wybryk mózgowe, które powalały a jednocześnie pozwalały się zdystansować i na chwilę pośmiać z tego, czego się uczyliśmy. Dzięki za przypomnienie.
Nauka jest szkodliwa dla zdrowia, powinna byc zabroniona dekretem panstwowym. Staraj sie nie przedawkowac;)
OdpowiedzUsuńNo ja się uczę mniej hardkorowo :)
OdpowiedzUsuńMoja metoda nauki...Za czasów kiedy jeszcze uczyłem się faktycznie opracowałem bombową technikę robienia w konia pilnujących mnie rodziców..Kładłem się na łóżku głową w stronę drzwi, książkę trzymałem w dłoniach opierając na brzuchu i "uczyłem" się tak kilka godzin:)O ile nie zacząłem chrapać-było spoko:)
OdpowiedzUsuńMam egzamin dokładnie za tydzień. Fuuura czasu ;)
OdpowiedzUsuńno to widzę, że u mnie z tą nauką nie jest jeszcze aż tak źle;)
OdpowiedzUsuńJestem hardkorem !!! Przeczytałam ;)))) Miałam taką koleżankę w akademiku co na widok moich książek kręciła głową i stwierdzała , że bez pół litra tego nie obczaję ;)))) Nic dziwnego , że do późna w nocy gadałam z Leninem i Marksem ;))))
OdpowiedzUsuńUśmiałam się :):):) Głos tesciowej dobiegający z dołu przypomniał mi lata szczenięce i moją starszyznę zadjącą te same pytania i moją niezmienną odpowiedź : uczę się :):):) Czasami się uczyłam , choć niekoniecznie tego czego uczyć się powinnam :) Nie życzę powodzenia , wiadomo dlaczego , ale kciuki będę trzymać :)
OdpowiedzUsuńno to poszłaś po bandzie :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieje,ze napisalas...poprawki nie bedzie,a potem zyli dlugo i szczesliwie;)
OdpowiedzUsuńCzyżby psycholingwistyka? :) Skinner kojarzy mi się z psychologią, ale Chomsky to już ewidentnie z moją hmmm nieszczęsną lingwistyką! Ależ ja tego nie znosiłam!!!!
OdpowiedzUsuńUciekam, bo i mnie się oberwie :)))
O rany! Ja takiej wiedzy nie zgłębiałam, ale i mnie męczyli w wymiarze mikro i makro! Tudzież statystycznie rzecz ujmując. I cholewa nie wiem o czym Ty do mnie rozmawiasz:)
OdpowiedzUsuńP.S. Zdałaś?
Przestań się już zapijać tym karmi, albo się chociaż podziel :)
OdpowiedzUsuńWitaj piękna. Wyrózniłam u siebie część Ciebie najbardziej mnie pociągającą.
OdpowiedzUsuńBuziole w noch
Dziękuję bardzo za wszelkie wyrazy współczucia. Nie wiem co się dzieje ale nie mogę sie odkopać, czas zrobił się jakiś ciasny.
OdpowiedzUsuńMagenta - chodź, mam jedno w lodówce:)
Hannah - ale ten mój mózg to jako danie? Móżdzek wieprzowy na zimno! Hehe - dziękuję, odpowiem jak Woody A. "Mój mózg to mój drugi ulubiony organ":)
masz rację...był u mnie za miedzą...a ja nieszczęsny nie byłem
OdpowiedzUsuń