Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.
czwartek, 26 sierpnia 2010
W dworcowej poczekalni, na stacji PKP lubię posiedzieć czasem bo gdzie lepiej czekać jest?
"Kobiety z tobołami,
faceci pijani w sztos
i jak to na takiej stacji
trochę smrodu, czasami tłok."
Dworzec Centralny w Warszawie budzi we mnie wiele wzruszeń. Ileż razy zaczynałam lub kończyłam tu swoją podróż. Znajome kąty, znajome zapachy, Stefan Karwowski i technik Maliniak, bezdomni, gorąca kawa, kebab… Dworzec ma przejść modernizację, a więc nie będzie już taki sam. A ja wróciłam sobie z rozrzewnieniem do mojej ostatniej wizyty w tym miejscu, która odbyła się w listopadzie roku 2006.
Przybyłam na spotkanie 2 godziny za wcześnie - bo lubię jeździć Intercity. Już wcześniej zdołałam ustalić, że nieznany mi hotel znajduje się nie dalej niż 15 minut w lewo od wyjścia. Pogoda nie zachęcała do spacerów po stolicy, siąpiło i mżyło, co osobiście uwielbiam, z tym, że moja fryzura wydaje się mieć całkiem inne zdanie. No, a przecież wybierałam się na spotkanie i bynajmniej nie był to casting do roli Ofelii. Postanowiłam poszukać miejsca w okolicach dworca, które nadawało by się do „zalegania”.
Wyszłam z budynku i moim oczom ukazał się Szanghaj…jak okiem sięgnąć Szanghaj. Brakowało tylko dżonek. Warszawa wydała mi się jednym wielkim bazarem, zniechęcona wróciłam na dworzec. W końcu mają tu chyba jakąś poczekalnię?
Znalazłam. Na piętrze. Była pusta, co mnie bardzo ucieszyło. Natychmiast znalazłam miejsce na samym środku, postawiłam na stoliku kawę i wyjęłam plik gazet. Z lubością zajęłam się sprawami innych. Deszcz za oknami wzmógł się znacznie. Kap-kap, kap-kap-kap, kap-kap-kap-kap! Ze zdziwieniem zauważyłam, że wzmógł się także w środku. Na szczęście okrąg, w którym zalegałam pozostawał suchy.
„Plum” – coś z pluskiem wpadło mi do kawy. Zajrzałam z ciekawością. Było to urocze, świeże, ptasie guano. Dryfowało na powierzchni czarnego płynu jak samotna tratwa na oceanie. Podniosłam głowę. Pod sufitem fruwało wesolutko stadko gołębi strzelając na oślep morderczymi pociskami. Udałam się po świeżą kawę, zaległam ponownie, tym razem otwierając nad sobą i kawą parasol.
Ze świata celebrytów wyrwał mnie boleśnie jakiś hałas. Do poczekalni wtoczyły się trzy baby. Ich głowy zdobiły elegancko zawiązane chustki w wesołych kolorach, a kartoflane ciała opinały wytarte podomki o największym stężeniu szarości jaki udało się wyprodukować. Każda z pań ściskała w ręku metalowe wiadro pełne złowrogo – mętnej cieczy, w drugim niosąc jak berło - dopełnienie – cuchnącego mopa. Lekki zapach kurnika połączył się obecnie z podomkowym potem i wonią plesni.
- Musi pani stąd wyjść, będziemy sprzątać. – oznajmiła profesjonalnie babina. Stawiając wiadro na ziemi, jak kropkę nad i.
- Jak to wyjść? Przecież to poczekalnia? I ja tu właśnie czekam! – nieśmiało próbowałam tłumaczyć moja obecność w ich miejscu pracy.
- Tera poczekalnia zamknięta, niech se pani gdzieindzi znajdzie miejsce. – dodała druga wielbicielka czystych podłóg.
- Jak to? – nie zrozumiałam.
- Tak to, tak to. Niech se pani idzie do kawiarni, czy gdzie tam.
- A ile to potrwa?
-A będzie ze dwie godziny.
Wstałam, zebrałam toboły i potulnie opuściłam poczekalnię. Już na zewnątrz odwróciłam się i zobaczyłam trzy nimfy rozparte w fotelach, ćmiące papierochy. Na drzwiach wielki napis głosił „Zakaz palenia”.
Ponieważ kawa zdążyła zrobić swoje, postanowiłam poszukać toalety. Na szczęście znajdowała się tuz obok. Otwarte na oścież obdarte drzwi, i zapach powalający tura. W środku baba toaletowa zajadająca bułę. Zrobiłam co trzeba, przy okazji odświeżając nieco mój mizerny makijaż, zapłaciłam co się należało i wyszłam. Kiedy tylko moje obie stopy znalazły się za progiem smrodliwego przybytku do mózgu dotarła myśl – a puder? A puder zostawiłam na umywalce! Natychmiast zawróciłam. Przy okazji jeszcze raz zerknęłam w lustro i ruszyłam do wyjścia.
- Hej! 5 złotych!!! – wrzasnęła za mną babcia klozetowa, krztusząc się bułką – Niby eleganTcka kobita, a bez płacenia kce wyjść! – nabzdyczyła się w sobie.
Z wszystkich stron przeszyły mnie karcące spojrzenia spieszących się podróżnych.
- Ja? Przecież zapłaciłam! – próbowałam wytłumaczyć.
- Raz! A weszła dwa razy!
- Ale zapomniałam tylko pudru z umywalki, nie korzystałam z toalety i nie odkręciłam nawet kranu.
- Pani, tu fotokumórka jest – dwa razy weszła dwa razy ma płasiś. Ja za paniom płasiś nie bede.
Potoczyłam wzrokiem po przybytku – odłażąca ze ścian farba, łuszczący się lakier na futrynach drzwi, muszle w kolorach mocnej herbaty, muchy, fetor i odór.
- Fotokomórka? – zapytałam słabo.
- Tak! Pani to jezd Warszawa, tu wszyndzie som fotokumórki. Niech płasi.
Z westchnieniem sięgnęłam do portfela.
W drodze powrotnej postanowiłam jeszcze raz skorzystać z przytku rodem z XXI wieku. Niestety. Na drzwiach wisiała ogromna kartka z wydrukowanym ogromnymi kulfonami napisem:
"Wyszłam do banku"
Och, ten Dworzec Centralny…mnóstwo, mnóstwo wspomnień. Ale to już na całkiem inną okazję!
A tu mój ulubiony dworzec - stąd wyruszam w świat.( zdjęcie z darmowych zasobów internetowych)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Warszawianką będąc z dziada pradziada czuję się wywołana do tablicy. Cieszę się, że tyle masz wspomnień z naszej cudnej stolicy:) Żałuj,że nie miałaś okazji odwiedzić Dworca Stadion. Centralny przy nim to nowoczesny, czyściutki i pachnący przybytek. Polecam na przyszłość. Wrażenia nie do przecenienia. Co prawda zmieniło się. Teraz z centralnego masz dwa kroki do Złotych Tarasów i możesz sobie tam czekać do woli w kawiarenkach, sklepikach, na ławeczkach, gdzie tylko. Problem ze Złotymi Tarasami jest tylko taki ,że trzeba do nich przejść z centralnego, nadal widać z nich centralny, a jak rzucisz okiem trochę w bok to jeszcze Pałac Kultury. Może kiedyś znajdzie się jakiś odważny, któremu będziemy stawiać pomniki i wysadzi jedno i drugie.
OdpowiedzUsuńPóki co: Welcome to Warsaw:)
Prawie jak reklama mojego nowego bloga. Obrazek, znaczy się;)
OdpowiedzUsuńThe next time somebody asks me what it is like in Poland, I'll link them to this post ;)he, he
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że po remoncie takie historie naprawdę odejdą do lamusa, bo za to to jako Warszawianka się w zasadzie powinnam wstydzić!
OdpowiedzUsuńnigdy nie lubiłam dworców i okazuje się słusznie!:)
OdpowiedzUsuńW Łodzi na Fabrycznym jeszcze gorzej...
OdpowiedzUsuńOd tak dawna nie byłam na Centralnym.... ale fotokomórki pamiętam. I tez płaciła za niewykorzystanie;)
OdpowiedzUsuńa to Polska własnie.
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać ponad to, że współczuję! Dzięki Tobie w najbliższym czasie nie skorzystam z polskiej kolei. Wpis ku przestrodze. Pozdrawiam:)
Będę w październiku w Warszawie, to będę omijała wielkim łukiem :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie proszę nie omijać. Bo coś was ominie...:) Już jadąc do domu układałam sobie w głowie opowieść przy kawie dla przyjaciół. Oj, jakie nasze życie byłoby nudne bez takich historii!
OdpowiedzUsuńAch, nasz uroczy dworzec, brud i zapaszek:-) niezapomniane:))))
OdpowiedzUsuńA ja tak offtopowo - uwielbiam Elżbietę Mielczarek :-)))
OdpowiedzUsuńSzkoda, że po jednej wydanej płycie zaległa cisza.
Raz miałem przyjemność być w owej poczekalni, jakieś 7 lat temu około. Zapamiętałem tylko to, że gdy usiadłem wygodnie na drewnianej ławce, jakieś 5 cm od lewego ramienia zauważyłem wystającą w moją stronę szpikulcem igłę od strzykawki. I panią w kiblu z bułką też pamiętam, poza tym jakichś kiboli i gości (chyba taksówkarze) z warszawskim akcentem i w dresach z ortalionu. Takie to mam wspomnienia ze Stolicy.
OdpowiedzUsuńMatko, gdzie Wy biegacie? :D Ja przechodzę raz w tygodniu tymi podziemnymi przejściami bo mi tak wygodnie i tylko się dziwię, jak można jeść coś, śmierdzi czymś co na pewno jedzeniem nie jest.
OdpowiedzUsuńE tam, Magento...nie ma to jak spływający tłuszczem, dobrze obsmażony, zatopiony w czerstwej bule hamburger! Sam świat!
OdpowiedzUsuńNiepoprawny Realisto - wow! to dopiero historia z dreszczykiem!
Ja uwielbiam dworce, ale wolę lotniska - jeżdzę na nasze popatrzeć na ludzi, mogę tam spędzać godziny - reszta rodziny zreszta też. Bo my jesteśmy samoloto - maniakami:) No...a;e lotniska to całkiem inna bajka.
W toaletach (tych pachnących ;( to jest inna pułapka. Oni tam podstępnie instalują nad drzwiami takie ustrojstwo, co reaguje na zamykanie drzwi, ścierwo jedno, i jak człowiek wejdzie do środka i zamyka drzwi, to go zlewa takim pachnidłem, że niczym tego ani sprać, ani zapomnieć :D
OdpowiedzUsuńMam wypracowaną technikę podstępnego zamykania drzwi w takim jednym, szalenie eleganckim miejscu zaopatrzonym w to śmierdzidło.
No to ja rozumiem teraz dlaczego mnie do naszej Stolicy nie ciągnie ;)))) Za to przyjedź do nas na dworzec Szczecin Główny . Wszystko jak się należy , przyjemnie i cudownie spędzisz czas ;))))) I toaleta tańsza zdecydowanie . Pięć złociszy ????? Zdzierstwo po prostu ;))))
OdpowiedzUsuńHehe...ja mam piękny dworzec Kolei Warszawsko -Wiedeńskiej we własnym mieście, wybudowany w 1845- zaprojektowany przez Marconiego:) Uważam, że należy do najładniejszych w naszym kraju.
OdpowiedzUsuńDodałam zdjęcie ulubionego dworca:)
OdpowiedzUsuńA mnie mimo to do "stolycy" ciagnie ......
OdpowiedzUsuńNie lubię kiedy się mnie okrada na każdym kroku... czasem nawet dosłownie... i nie lubię chamstwa...
OdpowiedzUsuńAle do Wa-wy i tak lubię jeździć :P Choć zwykle tylko przelotem jestem...
Miłego dnia :)
Wrażenia bezcenne.
OdpowiedzUsuńJak ci taki gola nasra do kawy, to od razu czujesz wdzięczność do stwórcy ze krowom skrzydeł nie zainstalował:)
potwierdzam info o Dworcu w Szczecinie.:)
OdpowiedzUsuńCześć Pieprzu :-)
OdpowiedzUsuńNie byłeś w kiblu na dworcu w Leżajsku. Tylko kibel w "Desperado" był porównywalny z nim, no i jeszcze kibel na Ukrainie, w miejscowości Dolina (na małysza ma się rozumieć, ale za to zarąbiście świeżo: ścianki od kolan do ramion z trzech stron, z czwartej strony otwarty na tory. Jeden facet, kiedy poszliśmy tam, robił kupę, podziwiając przejeżdżające pociągi. Wysikałam się tam na stojaka, niezapomniane przeżycie).
P.S. Dorwałam te babe od mieszkania. Wynajęła starszemu gościowi, który przyszedł z dwoma kolegami (komuna gejów?). Więc mój misterny plan załatwienia czegoś bezinteresownie nieznajomej Siostrze, aby umniejszyć okres gnicia w czyśćcu, poszedł się paść. Napisz mi na maila, czy Młody znalazł lokum.
całuski - Marzynia śmigająca po klawiaturze dziś.
Na tym "wspanialym" o "europejskim" standarcie Dworcu Centralnym bylam 3 tyg.temu, no poprostu niezapomniane widoki, zapachy i odczucia:)Nasza Wizytowka dla swiata a pozniej "Jak cie widza tak cie pisza".Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTy to pozytywna kobietka jesteś:)Oraz optymistyczna. No i ryzyko lubisz:)Kawę na dworcu pijesz i z toalety korzystasz. Ode mnie na dworcach PKP oraz PKS odbiega kurcgalopkiem dobry nastrój, oraz zamierają trwożliwie wszelkie zmysły, szczególnie węchu.Oraz funkcje życiowe i pragnienia picia, jedzenia, siusiania. Tak na wszelki wypadek. Nie ma dla mnie bardziej dołujących miejsc od polskich dworców.No chyba, że kostnice:)
OdpowiedzUsuńO tak Kochana Ty żałuj, że w Łodzi nie byłaś. To byś dopiero miała co pisać hihii...
OdpowiedzUsuń:-)) Witam! Czytałam z przyjemnością raz po raz łapiąc się za głowę i wybuchając śmiechem. Scenki rodem z dworca na Ukrainie ;-)
OdpowiedzUsuńA 5 zł za ubikację to skandal swoją drogą. Nawet taki z fotokomórką
Przeczytalam:))))))))))) Mozesz sobie teraz wyobrazic mojego Wspanialego w takich sceneriach:)))))
OdpowiedzUsuńa propos... dworcowej poczekalni, to:
OdpowiedzUsuńcisza poooośród hotelowych ścian
dwa łóżka, stolik
i cieknacy, zepsuty kran.
Taki jest każdy wieczór , jak ja to dobrze znam
już nie wolnych miejsc w Hotelu Grand
...niech żyje Ela M.