Uwielbiam gadanie o niczym. To jedyna rzecz, o której coś mogę powiedzieć.
wtorek, 23 marca 2010
"Mój mąż i ja mamy zamiar albo kupić psa albo sprawić sobie dziecko. Trudno nam się zdecydować, czy zrujnować sobie dywan czy życie"
Po co człowiekowi pies?
Kupując pierwszego czworonoga kupujemy sobie zazwyczaj nasze wyobrażenie o posiadaniu psa. Wspaniałe i długie spacery, zabawy na świeżym powietrzu, ciepły kłębek u naszych stóp zapatrzony w nas jak w obraz, posłuszny na każde skinienie. Terefere!Taka sama bujda jak z posiadaniem dzieci.
-Będziemy mieć dzidziusia- zawiadamiamy naszego oblubieńca.
-Cudownie! To najpiękniejsza wiadomość, jaką kiedykolwiek usłyszałem! –Odpowiada zachwycony kontynuator gatunku, też uwiedziony podstępną wizją różowego bobaska siedzącego w rajcownych śpioszkach na kanapie i ćwierkającego do nas słodkie guu guuu.
Jaka jest prawda?
Nasze mieszkanie przestaje być słodkim miejscem dla dwojga, my z eleganckiej kobiety popijającej spokojnie kawę przy oglądaniu ulubionego serialu przeistaczamy się w całodobową mleczarnię, niewyspaną, wściekłą, która na dodatek może wbić się jedynie w ciuch przypominający namiot. Słodki bobasek okazuje się wiecznie zaślinionym i zasikanym wrzaskulcem a nasz kochany mąż bezdusznym potworem, wkładającym sobie zatyczki do uszu albo zamykającym się we własnej sypialni z poduchami na uszach. I w nocnej, samotnej godzinie nachodzą nas mordercze myśli, o które wczesniej sami siebie nie podejrzewaliśmy ponieważ zawsze byliśmy krynicą spokoju wszelkiego.
– Zamilknij albo zmiotę cię z tego świata tak szybko jak cię na niego sprowadziłam- mamroczemy pod nosem.
Stajemy nad łóżeczkiem, a za naszymi plecami ustawiają się wszyscy najwięksi mordercy psychopaci świata, łącznie z Hannibalem Lecterem i Tedem Bundy. I wystarczy jeden uśmiech malucha, a cała ta wataha zmyka jak niepyszna a my tulimy maleństwo i wiemy już, że nieważne ile nocy nie prześpimy, w ile kreacji się nie zmieścimy i ile ominie nas fajnych rzeczy, bo najważniejszy jest on.
Dokładnie tak samo bywa z posiadaniem psa. Przynosimy toto do domu i pląsamy dookoła zachwyceni, wyobrażając już sobie wspólne zabawy na śniegu, to jacy będziemy dumni z wyjątkowego posłuszeństwa i inteligencji naszego psa, a jaki będzie piękny, a jaki wspaniały, i ile razy mądrzejszy od głupiego Fafika sąsiadów.
Co dostajemy naprawdę?
Zimnym rankiem budzi nas popiskiwanie. Wstajemy i tuż przy łóżku wdeptujemy bosą stopą w kupę wielkości żaglowca.Wiuuuuuuuuuu! Na ślizgu docieramy do kuchni po najbliższą suchą ścierkę i papier toaletowy. Niestety, nie ma lekko i w kuchni zastajemy istne pobojowisko składające się z przewróconego kubła na śmieci, opakowania po maśle malowniczo przylegającego do kafelków, a na tym wszystkim resztki jedzenia, popiołu, petów i mnóstwo bliżej niezidentyfikowanych przedmiotów niewiadomego pochodzenia. Wszędzie widzimy rozdeptaną psią kupę, nawet na naszych najlepszych butach, których przez roztargnienie wieczorem nie schowaliśmy.
W tym czasie budzi się nasz mąż i zaczyna krzyczeć, że po ciemku wdepnął w coś mokrego. Syn, którego normalnie nie da się zwlec z łóżka przed 9.00 też już jest na nogach i natychmiast staje się głodny. Dziecko ryczy, mąż krzyczy, pies schował się pod łózko a ty z żądzą mordu biegasz pomiędzy nimi wszystkimi zastanawiając się – PO CO MI Był TEN PIES?
I bierzesz śmierdziucha na ręce zastanawiając się nad jakąś wymyślną torturą, a on wtula się w ciebie z tak wielkim zaufaniem, że nieważne ile razy powtórzysz ten poranny scenariusz pies i tak z wami zostanie.
Można oczywiście ułatwić sobie sprawę z psem i wcześniej poddać się pewnemu testowi. Oto, co proponuję:
Nazbieraj psich kupek do woreczka, przynieś do domu i rozmaż dokładnie po puszystej wykładzinie, wetrzyj dobrze w fugi w kafelkach na podłodze i ścianach. Warto też zrobić mały rozbryzg ( np. za pomocą łyżeczki) po drzwiach i oknach. W większe kawałki kupki włóż swoje ulubione papucie, łańcuszek i smycz psa oraz klapki męża, a także kurtkę z wieszaka w przedpokoju. A potem pozwól temu wszystkiemu nieco zaschnąć i...bierz się do roboty. Jeśli dasz radę sprzątnąć wszystko bez bluzgania dookoła i po tym wszystkim nadal będziesz chciał mieć psa to gratuluję- naprawdę się nadajesz na jego właściciela!
Dla przyszłych właścicieli bokserów proponuję test dodatkowy - rozmazanie białka kurzego po ciuchach, zasłonach, firankach, suficie, obrazach, dekoracjach wszelkich i ubraniach - szczególnie tych czarnych. Kto miał boksera - wie o czym mówię!
Niestety nie podejmuje się stworzenia testu na posiadacza dziecka. Ale nie wierzcie reklamom!
A na zdjęciu szanowne stado - Klusek i Talon.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie mam psa, jakiś czas temu miałam kota, ale to chyba nie to samo, za to mam dziecko i czytając Twój wpis, czułam się tak, jakbyś pisała o mnie jako o matce, która momentami ma ochotę wykrzyknąć do swojego najsłodszego malucha: ja wysiadam! Nasza trzylatka jest już na tyle świadoma, że w takich momentach podbiega do mnie, zarzuca mi rączki na szyję i obsypuje pocałunkami. "Mamo, pseprasam" - kiedy to słyszę, serce mi mięknie i łezki kręcą się w oczach. I czuję potworne wyrzuty sumienia, że przed chwilą miałam ochotę skrzyczeć naszą najsłodszą, najdroższą, najwspanialszą pod słońcem, po prostu naj... córeczkę. :-))
OdpowiedzUsuńAle to zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością jest faktycznie bolesne, zwłaszcza w pierwszych tygodniach macierzyństwa. Najgorsze było pierwsze pół roku. :)
PS
OdpowiedzUsuńŚliczne pieski. :)
Pieprzniczko... po prostu majstersztyk!:)
OdpowiedzUsuńZ tym dzieckiem, to samusieńka prawda. Uspokoiłam się kiedyś, gdy spotykając na spacerku mamę będącą dla mnie uosobieniem IDEALNEJ rzuciła do mnie pytanie: "czy ty też masz ochotę czasem w nocy wyrzucić małego przez balkon?"...:)
Psa miałam.
Zdarzało się o trzeciej nad ranem włóczyć w koszuli nocnej po osiedlowych krzakach:).
Nie wierzę reklamom.
Ale fajnie się jest przytulić i to małego człeczka i do wiernego pieseczka:)
Dzięki za uśmiech na dzień dobry:)
oj chyba dobrze,ze nie uległam i nie kupiłam SOBIE psa-wystarczą mi dzieci a bez przytulania trudno ale da się żyć, bo chyba nikt nie przypuszcza ,ze MOŻNA się przytulić do dwóch dwumetrowych młodzieńców z miną "No, co ty!?"
OdpowiedzUsuńE tam. Ja jak urodziłam dziecko, to WRESZCIE sobie odpoczęłam (no, nie tak od razu, bo od razu to miałam sesję:)). Wcześniej zapitalałam jak czołg na trzecim biegu z jednej uczelni na drugą, w międzyczasie ewentualnie po godzinach gotując mężusiowi obiadki i piorąc skarpety:)
OdpowiedzUsuńA mnie uspokoiło - "Ojcostwo", "Miłość i Małżeństwo" oraz "Dzieciństwo" napisane przez pana Billa Cosby. Polecam serdecznie wszystkim, a szczególnie rodzicom - bez względu na wiek.:)
OdpowiedzUsuńA ja wam powiem, że tęskno mi za maluśkim człowieczkiem i psiakami: swego czasu miałam ich osiem naraz - bokserów;))) i kiedyś sobie zafunduje, a niech tam... znaczy psa;))
OdpowiedzUsuńWłaśnie to wstawanie o świcie, nawet bez wdeptywania w kupę, celem wyjścia na poranne siusiu przekonało mnie, że nie chcę mieć psa, dopóki nie zostanę właścicielką kilku hektarów, po których mogą sobie pieski hasać o woli :)
OdpowiedzUsuńPróbowałaś porozmawiać i przekonać, że mogłyby robić zwartymi bobkami, jak taka świnka morska na przykład? Bardzo praktyczne :))
Bobas, jak się ogoli przez trzy dni, to straszy :D
Tak...a teraz wyobraź sobie desperatkę, która dwa boksery na 10 piętrze w bloku trzymała! Te moje to już są po wojsku i tylko zwarte i twarde, a w dodatku na zewnątrz produkują i o rozsądnych porach. Mój bobas też tak ma!:)
OdpowiedzUsuńCzy ja kiedykolwiek w spokoju przeczytam Twojego posta, nie plując kawą na monitor i nie rozmazując sobie interfejsu? ;DDDDD
OdpowiedzUsuńNigdy nie mówie nigdy psom i dzieciom, nawet, jeśli myślę "przenigdy i po moim trupie", ponieważ zawsze gdy wypowiem z pewnością siebie "żadnych więcej psów" albo "więcej dzieci mieć nie chcę" natychmiast pod bramka stoi opuszczony wychudzony kundel płci nieokreślonej i banda dzieci sąsiadów, które przyszły bawić się w domku na drzewie a test ciążowy pokazuje dwie kreski ;DDD
A no i właśnie. Ja ciągle jestem jeszcze przed macierzyństwem w swoim życiu - chociaż nie znaczy, to że wiek mi jeszcze nie pozwala - raczej sytuacja, pewne okoliczności i hm.. chyba trochę wygoda.Komfort do którego zdążyłam się przez tyle lat przyzwyczaić i który bardzo polubiłam. Pewnie z przyjściem na świat potomstwa te wszystkie ulubione nawyki znikają i być może przestajemy za nimi tęsknić, ale ja to.. szczerze.. się boję! Mimo tego, że kocham dzieciaki, uwielbiam się z nimi bawić - z wzajemnością, to najbardziej odpowiada mi wersja tymczasowej niani cudzego dziecka. Oddaję prawdziwej "właścicielce" pociechę a sama wracam do "kawy i serialu" ubrana w spokój i namiot XXXS ;) Wydaje mi się, że moje wygodnictwo, obserwacja środowiska mam i ich życia, a także mijające kolejne lata stanowią ogromne zagrożenie dla mojego potencjalnego macierzyństwa. Nawet jeśli wszystko z cudem narodzin zmienia się jak za dotknięciem różdżki to w moim przypadku będzie to musiało być bardzo profesjonalnie wykonane zaklęcie!
OdpowiedzUsuńWybacz, że się tak rozpisałam. Pozdrawiam :)
Nie zrobiłam sobie testów na posiadanie tchórza, a powinnam;-))) Ale skoro tchórz jeszcze żyje i za skarby świata bym się go nie pozbyła, to znaczy,że jest szansa, że taki test przeszłabym pomyślnie;-))
OdpowiedzUsuńAle posiadanie dzieci ....no dobra, to najlepsze co mogło mnie spotkać, choć do tego wniosku droga była długa, wyboista i kręta;-))))
Dzieci i zwierzęta na stanie to jest zawsze taki sam bajzel :)))
OdpowiedzUsuńAle jak jest wesoło za to!
Ja mam psa, kocham go, nie robi takiego bałaganu... ale ta sierść... i to mnie zniechęca to tego, by kiedy będziemy mieli dom.... swój chcieć psa.. chyba zrezygnuję. Dla spokoju :)
OdpowiedzUsuńA mi dobrze z dziećmi,z psem.A pod nosem i tak sobie lubię zakląć! A tak to wiało by nudą i w ogóle jakoś do ....by było.Lubię nadmiar obowiązków i to krzątanie,latanie zmywanie,ścieranie.Hmmm,taka dumna z siebie wtedy jestem że daje radę! (((;
OdpowiedzUsuńMiałam to co prawda z buldożką francuską... ale dzisiaj mówię, żadnego psa, żadnego wnuka, dajcie mi odetchnąć... poza tym mnie wiecznie nie ma, kto się tym zajmie... a mam dość takich zachowań jak opisałaś, wcale za tym nie tęsknię... chociaż za moją Normą tęsknię często i nie chcę już tego czuć...o nie!
OdpowiedzUsuńLovely Home - trzeba uważać z tą energią. Moja bardzo stara prababcia mawiała "Latało, latało aż się z.....".L:)))))))))
OdpowiedzUsuńMała Mi - Dom bez psa????? W swoim życiu tylko przez pierwsze 4 lata małżeństwa byłam bezpsia, (dlaczego mój mąż nie chciał psa to chyba jasne:)) i ciągle dom wydawał mi się niepełny.
Maura -no, masz! Jak się chce mieć duże psy w domu to trzeba zapomnieć o zawsze czystych podłogach. Kiedy moje psy piją, pije cała kuchnia i sufit:)
rarytas - niech czucie przemówi do ceibie, a nie mędrca szkiełko i oko! zdaj się na przypadek bo nigdy nie będziesz gotowa, albo będziesz zbyt późno.
Wszystkim serdeczne ukłony - wszystkie blogi czytam i wiem co u was piszczy tylko odpisuję bardzo pomału bo real silnie wciąga.
Dziecia posiadam posiadam w ilosci sztuk 1 (jeden) i bylo to zupelnie bezbolesne, do czasu doroslosci:))) Jesli kiedys powiem, ze nieprzespalam jedna noc z powodu dziecia, to bedzie to najwiekszym klamstwem mojego zycia. Przez pierwsze 8 miesiecy (z reka na sercu) nie wiedzialam co to znaczy, zeby dziec plakal. Mialo toto wieczny usmiech na pysku, no w mamusie sie wdalo:)) Psow i kotow nigdy nie mialam i nie bede miala, bo jakbym musiala sprzatac gowna, wyrzygawki, czy te sliny po bokserkach to sama umarlabym z obrzydzenia. To byl jedyny problem mojego macierzynstwa, ktore w dodatku zlosliwie przypadlo na czas "przedpampersowy" mialam chyba ze 100 pieluch bo czesc z nich wyrzucalam bez prania, chorniac tym dziecie przed sierocincem.
OdpowiedzUsuństraszliwie tęsknię za zwierzakami w domu, ale że zwierzaki miałam tylko na wsi, to nie było z nimi takiego problemu. posiadanie zwierza w jednopokojowym mieszkaniu przeraża mnie równie mocno jak posiadanie dziecka. co innego jakiś chomik, albo rybki:)
OdpowiedzUsuńPosiadanie dziecka tudzież psa równa się odpowiedzialność. Ale jakie życie kolorowe :)!!!
OdpowiedzUsuńBokser Buba pozdrawia :)
Zaczęłam od psa, nie mając innej alternatywy. Wtedy mi się tak wydawało. Kupiłam sobie Husky. Nie znałam charakterystyki rasy, poznałam ją na swojej skórze. Wracając z pracy do domu zastawałam krajobraz po kataklizmie. Wyciągnięte rzeczy z wszystkich szaf, nawet szuflad, zdarte obicie z drzwi, wygryziona wykładzina, poprzesuwane meble, zakopane kilo cukru w moje kurtce. Nierzadko znajdywałam prezencik na dywanie w pokoju. Wielokrotne ucieczki kochanego pieska, szukanie go po nocach, tudzież przez telewizję i program "Podaj łapę". Byłam tak umęczona i zrezygnowana.
OdpowiedzUsuńNa szczęście pies trochę się zestarzał, zgrzeczniał i dorósł. Doczekuje swoich dni na emeryturze. Ma 15 lat.
W momencie pojawienia się dziecka- nic nie było w stanie mnie zaskoczyć. Nie przerażały mnie jakiekolwiek złe wizje. Okres niemowlęcy mojego dzieciaczka pamiętam jako bardzo szczęśliwy i nieuciążliwy. Może to zasługa mojego czworonoga, który mnie tak skrupulatnie przygotował do macierzyństwa....:):):)
Fajny artykuł. Bardzo trafny tytuło-cytat. Wynika z niego, że kupno psa przynosi mniejszą szkodę. :)
Ten kawałek o dziecięciu robiącym gu gu w rajcownych ciuszkach miałam w głowie od zawsze, od kiedy go po raz pierwszy przeczytałam na forum boksery :) Kiedy w drodze był mój własny dzieć wpadł mi w ręce słynny już felieton Chylińskiej :) Potem okazało się, że TO WSZYSTKO PRAWDA... Ale... Życie z psami da się opisać dokładnie w ten sam sposób. Za każdym razem kiedy ktoś pyta mnie o psy opowiadam mu właśnie taką straszno-śmieszną wersję. Bo to prawda. A że kocham te moje fafluchy ogromnie to już zupełnie inna bajka :)
OdpowiedzUsuńWszystkim rodzicom polecam książkę Leszka Talko "Dziecko dla odważnych". Na szczęście czytałam ją jak Majka miała już ponad rok. Nie polecam dla ciężarówek, bo gdybym sama przeczytała ją w tym okresie nie przestałabym płakać aż do 9 miesiąca, zastanawiając się jak się z tego wyplątać ;)
A przecież dziecko plus boksery to najlepsze połączenie i trening tego żeby NIC nas już w życiu nie mogło zaskoczyć :)))
Correa")) Znaczy, że powinnyśmy się znać z BF?:))
OdpowiedzUsuńJaki ten internet mały!!!:)
Bokser to super niania, moja dorosła latorośli może poświadczyć.:)
Co by nie mówić, nie narzekać na bałagan, na wstawanie, na psoty... to i tak się tego czworonoga lubi:)
OdpowiedzUsuńZabrzmi to jakoś tak nieskromnie i niemodnie , ale ja mam stado zwierząt i dzieci w zasadzie też stadko ... hahahahahahahaha :):):):):)Znosiłam dzielnie wszytkie zanieczyszczenia , płacze popiskiwania , budzenie w nocy , budzenie nad ranem i wiele innych niedogodności . Teraz tracę fortunę na potomstwo i zwierzyniec , ale nie narzekam . Po prostu ciągnę kilka etatów hahahahahahahahaha :):):):)Twoje piesy sympatyczne są :):):):)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się całą klawiaturą pod tym,że i pies i dziecko muszą być.A teraz już wiem,że dziecko nie może być bez psa, a pies bez dziecka.A niech tam połamane roślinki w ogrodzie i psie kupy na trawniku.A le te obie zadowolone mordy( dziecka i psa) dają pełnię szczęścia.
OdpowiedzUsuńDziecko odchowałam, psy miałam. Jakieś trzy miesiące po urodzeniu Młodej dotarło do mnie,że do końca dni swoich nie zaznam spokoju. Taki los matki;)Z psami jest łatwiej;)))A ogólnie życie ma smak i sens dopiero jak człowiek choć raz na kupie ukochanego pieseczka odstawi balet na tak zwanym ryju i jak własna rodzona pociecha zwymiotuje mu na nową kieckę na minutę przed wyjściem z domu. Sic. :)))
OdpowiedzUsuńAleż masz piękne boksie!!! :D
OdpowiedzUsuńWiem o czym mówisz :))) przyszły właściciel boksera musi przejść dodatkowy test, koniecznie :D
To moja Niemka jakaś porządna jest, czeka spokojnie aż się wyśpię i wyrażę chęci żeby z nią wyjść na spacer, jedyne co zniszczyła to róg dywanu i róg ściany a ma już 10 lat. Fakt oczywisty to taki, że ja taki bardzo autorytarny jestem i zawsze pokazywałem kto w stadzie trzyma lejce :))) Dzieć też niezbyt w nocy upierdliwy był, równo co 3 godziny się budził i żarła wołał a potem smacznie kimał aż do rana a teraz dłużej śpi niż rodzice więc jakby problemu żadnego. Gorzej z posłuchem w innych kwestiach, ale to inna bajka :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTowarzystwo Adoracji Bokserów się zrobiło. Cudnie :)
OdpowiedzUsuńAle jak już przetrzymasz pierwsze pięć lat (hihihi) to potem można liczyć na przyjaźń na śmierć i życie między malcem a zwierzakiem. I na wspólne oglądanie bajek (jak na załączonym obrazku)http://poleczkazmigdalami.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMaleństwo - Śliczny obrazek:) To maleństwo to chyba spaniel?
OdpowiedzUsuńI bardzo interesujący blog:)Mnie też zmęczyła 4 część sagi o wampirach i wilkołakach:) Pozdrawiam
Czarny Ptak - moje też pełna kultura, przed właścicielką nie wstają.
Kaprysiu i Gosiu - zgadzam się z wami całkowicie!
hahahahaha wariatka jesteś Pieprzowa!!:):):)Ale piszesz sama prawdę!!!! przerabiałem jedno i drugie!!:):):):)zgadzam się, choc u mnie jesli chodzi o dziecko to za plecami zamiast psychopatów pojawiał się obraz mnicha -pustelnika z usmieszkiem na ustach szepczącego mi do ucha -"Spieprzaj w syberyjską tajgę i zacieraj ślady":):):)ale oczywiscie wystarczy jedno spojrzenie....Z piesem to samo..jeszcze trochę i załozę schronisko.....:):):)Dzieki za zdrowy śmiech ze szczyptą refleksji:):)
OdpowiedzUsuńCudny opis epopei dziecięco-psiej :) Ale myślę, że nikt przy zdrowych zmysłach (a szkoda) nie przeprowadziłby na sobie takich testów.
OdpowiedzUsuńBo wtedy ludzie przestaliby się rozmnażać, a wszystkie psy można byłoby z definicji posłać do schroniska! :))
Pozdrawiam serdecznie!
zajrzałam i proszę... darmowa antykoncepcja... :)
OdpowiedzUsuńdzięki... przez ten wpis i dywan i życie ocalone :D
Klusek i Talon rewelacja...moje pierwsze słowa po otwarciu oczu skierowane są do psa..."jak ja ciebie nienawidzę..." a on zaczyna merdać...masakra jakaś
OdpowiedzUsuńoch:) do mojej ostatniej notki zapomniałam dodać, że czytanie Ciebie należy do rytuału dnia na dobry początek! przeżyłam psy, przeżyłam dzieci..czas leczy wszelkie rany ;-)))pozdrawiam Cie ciepło, jestes moim lekiem na całe zło!
OdpowiedzUsuńAleż mi zrobiliście apetyt na psa, eh. Brak rodzeństwa rodzice rekompensowali mi zwierzyńcem i psy były też. Młodej tłumaczyliśmy w dziecięctwie wczesnym, że na początek może chomik, potem może kotek, a z czasem pies. Gdy zdechł chomik odetchneła z ulgą, że do psa coraz bliżej :))) A tak serio to przerabiałam chomiki, ptaki, ryby i kot (te dwa ostatnie wciąż), że w swoje M3 chyba już psa nie upchnę obok dwójki dzieci + dzieciarni z całego osiedla, bo młody szalenie towarzyski i na naleśniki ściąga, każdego który się tylko nawinie :)))
OdpowiedzUsuńReg - to nie przestrzeń jest problemem a czas. Na 10 piętrze, na 50 metrach zmieściliśmy się my +dziecko +2 duże psy +myszki i szczurki. I dom prowadziliśmy raczej otwarty:)
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację. Chociaż jak myślę o posłaniu dla psa, to w grę wchodzi już tylko róg łóżka po stronie męża, mój zajmuje kot i próby zjęcia tego kąta kończą się ugryzieniem:))) A czas wolny to w ogóle dla mnie abstrakcja. Poranne spacery to byłby horror :)
OdpowiedzUsuńpsy, po stokroć psy trzeba wybierać!!! :D
OdpowiedzUsuńTen psiak to cavalier - odmiana spaniela, która kocha dzieci i odwrotnie. Problem jest tylko taki że jest to rasa stworzona sztucznie w związku z czym dość chorowita. Ale miłość do dzieci ma zdrową w każdym calu :-))))
OdpowiedzUsuńTo ja mam pytanko do Maleństwa, moja córa choruje od jakiegoś czasu na cavaliera właśnie. A jak one znoszą czas gdy domownicy są poza domem?
OdpowiedzUsuńKot potrzebny jest Wam od zaraz;-))
OdpowiedzUsuńRodzice mieli boksera. Zeżarł tort komunijny, rozwłóczył po pokojach watę (nie wiem, jak otworzył szafkę i dobrał się do zapasu waty dla 3 babek na cały rok 1988, bo właśnie rzucili do apteki i wystałyśmy), rozsypał po całym domu kilową torbę otrąb, ale rzeczywiście - kiedy porozbijał po calusieńkim mieszkaniu 60 jaj kupionych na Wielkanoc, to mama chciała go zabić gołymi rękami i tylko dlatego uniknął śmierci, że ciężko jest udusić boksera.
OdpowiedzUsuńNie posiadam dziatek ,ale miałam psy ,króliczka i aktualnie jest pańcią kota Kazika. Co oznacza ,że aż za dobrze wiem jak wiele jest prawdy w tym zarąbistym poście:))Siedzę sobie teraz w mieszkaniu Mamci ,zaanektowanym na królestwo Jego Wysokości Kazimierza i zerkam znad laptopa to na fotel ,na którym słodko śpi zwinięty embrionalnie kotek ,to na drzwi wejściowe obdarte ze skórzanego obicia kocimi pazurami do gołych desek .Mocna rzecz...ale i tak dalibysmy się dla tego czarnucha pokroić w plasterki. serdeczności Wpieprzu:)))
OdpowiedzUsuńMój kot uprawiał: skoki przez okno z trzeciego piętra (mimo, że wykastrowany, i tak latał na panienki i bił się ze wszystkimi kotami i psami na osiedlu), dokumentne demolowanie mieszkania - do cegły żywej oraz załatwianie potrzeb do zlewu w kuchni tudzież butów w szafie w ramach protestów przeciwko mojej długiej nieobecności (jak mi się dzień pracy wydłużał albo śmiałam umówić się po pracy na kawkę). Ale i tak wszystko mu wybaczałam, bo tyle radochy, ile miałam z mojego Toto, to żaden facet mi nie przyniósł:-) Był bezkonkurencyjny:-)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze nie(;
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze polatam!
Ja tak od zawsze ((:
No i sama mam nadzieję że energii ani sił mi nie zabraknie.
Zresztą mając dwoje dzieci,psa i resztę inwentarza,prowadząc dwie firmy.(Starsze dziecko -szkoła muzyczna i dwa instr) Mąż wiecznie za granicą ,zginęła bym marnie a oni wszyscy wraz ze mną (;
Eeee, przesadzasz. Z tym psem naturalnie, bo z dzieckiem to swieta racja. Bo mam jedno i drugie. I pies w porownaniu do dziecka to bula z maslem. Fakt, letko smierdzi, szczegolnie jak duzy. I zryc chce. Brudzi kanape, bo przeciez nie bedzie lezal na legowisku. Wyzera namietnie kotu z michy, ale sami jestesmy sobie winni - w koncu mozna dac wystarczajaco duzo zarcia (niewykonalne) to by na koty nie musial schodzic. Ale tak poza tym - polize ryja o 6 nad ranem, bo juz mu sie nudzi spac. A praktyczne to jakie - zegarka nie trzeba ani kapieli. Przytuli sie 35 kg lub nawet w chwili szczegolnej czulosci wskoczy na kolana. Na spacer pojdzie. Sam. Co zmusza wlasciciela tez do spaceru, bo gonic go po wsi trzeba. A jak sie wiezi miedzyludzkie zaciesniaja... Niedawno sasiadka przyleciala zawiadomic, ze pani Aniu, pies pani uciekl i w stary sad polecial:)
OdpowiedzUsuńHa!!! Genialne... jeszcze nigdy tak mnie nie rozbawiono. Wielki plus za "trzeźwy" stosunek do życia i inszych różności; zgadzam się z tobą w całej supełkowatości!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Gdzie jest Pieprz, kiedy go nie ma tyle czasu? :)
OdpowiedzUsuńWraca dziś wieczorem:) Będzie miał czytania do wypęku!
OdpowiedzUsuńno! :)
OdpowiedzUsuńKOchany(a) Pieprzu, znamy się, a jakże :)) Monika wraz z Korą i Tonią się kłaniają :)) Pozdrowionka!!!
OdpowiedzUsuńNo i dodam jeszcze,że moje dobrze wychowane potwory na pierwszy spacer przed 10.00 nie wychodzą :))
OdpowiedzUsuń:))))) Pomału się domyśliłam - dzięki Majce:) Oglądam zdjęcia na facebooku, śliczne z was kobiety. A dla faflastych proszę o przekazanie uścisków:)
OdpowiedzUsuńFaflaste wyjechały nad morze ze dwa tygodnie temu i wszelki słuch po nich zaginął. Kordusia nocuje na dworze otulona kocykiem i na każdą wzmiankę o powrocie do Warszawy zaczyna wykazywać objawy paniki. A że już 10 lat ma to wolimy oszczędzać jej nerwy i suczydła wrócą dopiero jesienią razem z nami zresztą.
OdpowiedzUsuńBronimy honoru zatyczek.
OdpowiedzUsuńNFZ powinien je refundować.
Ja to jestem skazana na cudze dzieci i cudze zwierzęta i omineły mnie te wszystkie atrakcje ;)))
OdpowiedzUsuńZaczynam podejrzewać, że to nie Pan Pieprz ale Pani Pieprzowa sprząta, gotuje, maluje pisanki oraz wypieka ciasta.
OdpowiedzUsuńMiłych i wesołych świąt :)
fajny blog ( przypadkowo znaleziony w sieci- hahaha, jaki ten net mały ;)),
OdpowiedzUsuńświetne teksty- szczególnie te o psach :D
pozdrowienia
od nas i naszych piesków a w szczególności siostry Talona Tigry :D