
Po co człowiekowi pies?
Kupując pierwszego czworonoga kupujemy sobie zazwyczaj nasze wyobrażenie o posiadaniu psa. Wspaniałe i długie spacery, zabawy na świeżym powietrzu, ciepły kłębek u naszych stóp zapatrzony w nas jak w obraz, posłuszny na każde skinienie. Terefere!Taka sama bujda jak z posiadaniem dzieci.
-Będziemy mieć dzidziusia- zawiadamiamy naszego oblubieńca.
-Cudownie! To najpiękniejsza wiadomość, jaką kiedykolwiek usłyszałem! –Odpowiada zachwycony kontynuator gatunku, też uwiedziony podstępną wizją różowego bobaska siedzącego w rajcownych śpioszkach na kanapie i ćwierkającego do nas słodkie guu guuu.
Jaka jest prawda?
Nasze mieszkanie przestaje być słodkim miejscem dla dwojga, my z eleganckiej kobiety popijającej spokojnie kawę przy oglądaniu ulubionego serialu przeistaczamy się w całodobową mleczarnię, niewyspaną, wściekłą, która na dodatek może wbić się jedynie w ciuch przypominający namiot. Słodki bobasek okazuje się wiecznie zaślinionym i zasikanym wrzaskulcem a nasz kochany mąż bezdusznym potworem, wkładającym sobie zatyczki do uszu albo zamykającym się we własnej sypialni z poduchami na uszach. I w nocnej, samotnej godzinie nachodzą nas mordercze myśli, o które wczesniej sami siebie nie podejrzewaliśmy ponieważ zawsze byliśmy krynicą spokoju wszelkiego.
– Zamilknij albo zmiotę cię z tego świata tak szybko jak cię na niego sprowadziłam- mamroczemy pod nosem.
Stajemy nad łóżeczkiem, a za naszymi plecami ustawiają się wszyscy najwięksi mordercy psychopaci świata, łącznie z Hannibalem Lecterem i Tedem Bundy. I wystarczy jeden uśmiech malucha, a cała ta wataha zmyka jak niepyszna a my tulimy maleństwo i wiemy już, że nieważne ile nocy nie prześpimy, w ile kreacji się nie zmieścimy i ile ominie nas fajnych rzeczy, bo najważniejszy jest on.
Dokładnie tak samo bywa z posiadaniem psa. Przynosimy toto do domu i pląsamy dookoła zachwyceni, wyobrażając już sobie wspólne zabawy na śniegu, to jacy będziemy dumni z wyjątkowego posłuszeństwa i inteligencji naszego psa, a jaki będzie piękny, a jaki wspaniały, i ile razy mądrzejszy od głupiego Fafika sąsiadów.
Co dostajemy naprawdę?
Zimnym rankiem budzi nas popiskiwanie. Wstajemy i tuż przy łóżku wdeptujemy bosą stopą w kupę wielkości żaglowca.Wiuuuuuuuuuu! Na ślizgu docieramy do kuchni po najbliższą suchą ścierkę i papier toaletowy. Niestety, nie ma lekko i w kuchni zastajemy istne pobojowisko składające się z przewróconego kubła na śmieci, opakowania po maśle malowniczo przylegającego do kafelków, a na tym wszystkim resztki jedzenia, popiołu, petów i mnóstwo bliżej niezidentyfikowanych przedmiotów niewiadomego pochodzenia. Wszędzie widzimy rozdeptaną psią kupę, nawet na naszych najlepszych butach, których przez roztargnienie wieczorem nie schowaliśmy.
W tym czasie budzi się nasz mąż i zaczyna krzyczeć, że po ciemku wdepnął w coś mokrego. Syn, którego normalnie nie da się zwlec z łóżka przed 9.00 też już jest na nogach i natychmiast staje się głodny. Dziecko ryczy, mąż krzyczy, pies schował się pod łózko a ty z żądzą mordu biegasz pomiędzy nimi wszystkimi zastanawiając się – PO CO MI Był TEN PIES?
I bierzesz śmierdziucha na ręce zastanawiając się nad jakąś wymyślną torturą, a on wtula się w ciebie z tak wielkim zaufaniem, że nieważne ile razy powtórzysz ten poranny scenariusz pies i tak z wami zostanie.
Można oczywiście ułatwić sobie sprawę z psem i wcześniej poddać się pewnemu testowi. Oto, co proponuję:
Nazbieraj psich kupek do woreczka, przynieś do domu i rozmaż dokładnie po puszystej wykładzinie, wetrzyj dobrze w fugi w kafelkach na podłodze i ścianach. Warto też zrobić mały rozbryzg ( np. za pomocą łyżeczki) po drzwiach i oknach. W większe kawałki kupki włóż swoje ulubione papucie, łańcuszek i smycz psa oraz klapki męża, a także kurtkę z wieszaka w przedpokoju. A potem pozwól temu wszystkiemu nieco zaschnąć i...bierz się do roboty. Jeśli dasz radę sprzątnąć wszystko bez bluzgania dookoła i po tym wszystkim nadal będziesz chciał mieć psa to gratuluję- naprawdę się nadajesz na jego właściciela!
Dla przyszłych właścicieli bokserów proponuję test dodatkowy - rozmazanie białka kurzego po ciuchach, zasłonach, firankach, suficie, obrazach, dekoracjach wszelkich i ubraniach - szczególnie tych czarnych. Kto miał boksera - wie o czym mówię!
Niestety nie podejmuje się stworzenia testu na posiadacza dziecka. Ale nie wierzcie reklamom!
A na zdjęciu szanowne stado - Klusek i Talon.
Nie mam psa, jakiś czas temu miałam kota, ale to chyba nie to samo, za to mam dziecko i czytając Twój wpis, czułam się tak, jakbyś pisała o mnie jako o matce, która momentami ma ochotę wykrzyknąć do swojego najsłodszego malucha: ja wysiadam! Nasza trzylatka jest już na tyle świadoma, że w takich momentach podbiega do mnie, zarzuca mi rączki na szyję i obsypuje pocałunkami. "Mamo, pseprasam" - kiedy to słyszę, serce mi mięknie i łezki kręcą się w oczach. I czuję potworne wyrzuty sumienia, że przed chwilą miałam ochotę skrzyczeć naszą najsłodszą, najdroższą, najwspanialszą pod słońcem, po prostu naj... córeczkę. :-))
OdpowiedzUsuńAle to zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością jest faktycznie bolesne, zwłaszcza w pierwszych tygodniach macierzyństwa. Najgorsze było pierwsze pół roku. :)
PS
OdpowiedzUsuńŚliczne pieski. :)
Pieprzniczko... po prostu majstersztyk!:)
OdpowiedzUsuńZ tym dzieckiem, to samusieńka prawda. Uspokoiłam się kiedyś, gdy spotykając na spacerku mamę będącą dla mnie uosobieniem IDEALNEJ rzuciła do mnie pytanie: "czy ty też masz ochotę czasem w nocy wyrzucić małego przez balkon?"...:)
Psa miałam.
Zdarzało się o trzeciej nad ranem włóczyć w koszuli nocnej po osiedlowych krzakach:).
Nie wierzę reklamom.
Ale fajnie się jest przytulić i to małego człeczka i do wiernego pieseczka:)
Dzięki za uśmiech na dzień dobry:)
oj chyba dobrze,ze nie uległam i nie kupiłam SOBIE psa-wystarczą mi dzieci a bez przytulania trudno ale da się żyć, bo chyba nikt nie przypuszcza ,ze MOŻNA się przytulić do dwóch dwumetrowych młodzieńców z miną "No, co ty!?"
OdpowiedzUsuńE tam. Ja jak urodziłam dziecko, to WRESZCIE sobie odpoczęłam (no, nie tak od razu, bo od razu to miałam sesję:)). Wcześniej zapitalałam jak czołg na trzecim biegu z jednej uczelni na drugą, w międzyczasie ewentualnie po godzinach gotując mężusiowi obiadki i piorąc skarpety:)
OdpowiedzUsuńA mnie uspokoiło - "Ojcostwo", "Miłość i Małżeństwo" oraz "Dzieciństwo" napisane przez pana Billa Cosby. Polecam serdecznie wszystkim, a szczególnie rodzicom - bez względu na wiek.:)
OdpowiedzUsuńA ja wam powiem, że tęskno mi za maluśkim człowieczkiem i psiakami: swego czasu miałam ich osiem naraz - bokserów;))) i kiedyś sobie zafunduje, a niech tam... znaczy psa;))
OdpowiedzUsuńWłaśnie to wstawanie o świcie, nawet bez wdeptywania w kupę, celem wyjścia na poranne siusiu przekonało mnie, że nie chcę mieć psa, dopóki nie zostanę właścicielką kilku hektarów, po których mogą sobie pieski hasać o woli :)
OdpowiedzUsuńPróbowałaś porozmawiać i przekonać, że mogłyby robić zwartymi bobkami, jak taka świnka morska na przykład? Bardzo praktyczne :))
Bobas, jak się ogoli przez trzy dni, to straszy :D
Tak...a teraz wyobraź sobie desperatkę, która dwa boksery na 10 piętrze w bloku trzymała! Te moje to już są po wojsku i tylko zwarte i twarde, a w dodatku na zewnątrz produkują i o rozsądnych porach. Mój bobas też tak ma!:)
OdpowiedzUsuńCzy ja kiedykolwiek w spokoju przeczytam Twojego posta, nie plując kawą na monitor i nie rozmazując sobie interfejsu? ;DDDDD
OdpowiedzUsuńNigdy nie mówie nigdy psom i dzieciom, nawet, jeśli myślę "przenigdy i po moim trupie", ponieważ zawsze gdy wypowiem z pewnością siebie "żadnych więcej psów" albo "więcej dzieci mieć nie chcę" natychmiast pod bramka stoi opuszczony wychudzony kundel płci nieokreślonej i banda dzieci sąsiadów, które przyszły bawić się w domku na drzewie a test ciążowy pokazuje dwie kreski ;DDD
A no i właśnie. Ja ciągle jestem jeszcze przed macierzyństwem w swoim życiu - chociaż nie znaczy, to że wiek mi jeszcze nie pozwala - raczej sytuacja, pewne okoliczności i hm.. chyba trochę wygoda.Komfort do którego zdążyłam się przez tyle lat przyzwyczaić i który bardzo polubiłam. Pewnie z przyjściem na świat potomstwa te wszystkie ulubione nawyki znikają i być może przestajemy za nimi tęsknić, ale ja to.. szczerze.. się boję! Mimo tego, że kocham dzieciaki, uwielbiam się z nimi bawić - z wzajemnością, to najbardziej odpowiada mi wersja tymczasowej niani cudzego dziecka. Oddaję prawdziwej "właścicielce" pociechę a sama wracam do "kawy i serialu" ubrana w spokój i namiot XXXS ;) Wydaje mi się, że moje wygodnictwo, obserwacja środowiska mam i ich życia, a także mijające kolejne lata stanowią ogromne zagrożenie dla mojego potencjalnego macierzyństwa. Nawet jeśli wszystko z cudem narodzin zmienia się jak za dotknięciem różdżki to w moim przypadku będzie to musiało być bardzo profesjonalnie wykonane zaklęcie!
OdpowiedzUsuńWybacz, że się tak rozpisałam. Pozdrawiam :)
Nie zrobiłam sobie testów na posiadanie tchórza, a powinnam;-))) Ale skoro tchórz jeszcze żyje i za skarby świata bym się go nie pozbyła, to znaczy,że jest szansa, że taki test przeszłabym pomyślnie;-))
OdpowiedzUsuńAle posiadanie dzieci ....no dobra, to najlepsze co mogło mnie spotkać, choć do tego wniosku droga była długa, wyboista i kręta;-))))
Dzieci i zwierzęta na stanie to jest zawsze taki sam bajzel :)))
OdpowiedzUsuńAle jak jest wesoło za to!
Ja mam psa, kocham go, nie robi takiego bałaganu... ale ta sierść... i to mnie zniechęca to tego, by kiedy będziemy mieli dom.... swój chcieć psa.. chyba zrezygnuję. Dla spokoju :)
OdpowiedzUsuńA mi dobrze z dziećmi,z psem.A pod nosem i tak sobie lubię zakląć! A tak to wiało by nudą i w ogóle jakoś do ....by było.Lubię nadmiar obowiązków i to krzątanie,latanie zmywanie,ścieranie.Hmmm,taka dumna z siebie wtedy jestem że daje radę! (((;
OdpowiedzUsuńMiałam to co prawda z buldożką francuską... ale dzisiaj mówię, żadnego psa, żadnego wnuka, dajcie mi odetchnąć... poza tym mnie wiecznie nie ma, kto się tym zajmie... a mam dość takich zachowań jak opisałaś, wcale za tym nie tęsknię... chociaż za moją Normą tęsknię często i nie chcę już tego czuć...o nie!
OdpowiedzUsuńLovely Home - trzeba uważać z tą energią. Moja bardzo stara prababcia mawiała "Latało, latało aż się z.....".L:)))))))))
OdpowiedzUsuńMała Mi - Dom bez psa????? W swoim życiu tylko przez pierwsze 4 lata małżeństwa byłam bezpsia, (dlaczego mój mąż nie chciał psa to chyba jasne:)) i ciągle dom wydawał mi się niepełny.
Maura -no, masz! Jak się chce mieć duże psy w domu to trzeba zapomnieć o zawsze czystych podłogach. Kiedy moje psy piją, pije cała kuchnia i sufit:)
rarytas - niech czucie przemówi do ceibie, a nie mędrca szkiełko i oko! zdaj się na przypadek bo nigdy nie będziesz gotowa, albo będziesz zbyt późno.
Wszystkim serdeczne ukłony - wszystkie blogi czytam i wiem co u was piszczy tylko odpisuję bardzo pomału bo real silnie wciąga.
Dziecia posiadam posiadam w ilosci sztuk 1 (jeden) i bylo to zupelnie bezbolesne, do czasu doroslosci:))) Jesli kiedys powiem, ze nieprzespalam jedna noc z powodu dziecia, to bedzie to najwiekszym klamstwem mojego zycia. Przez pierwsze 8 miesiecy (z reka na sercu) nie wiedzialam co to znaczy, zeby dziec plakal. Mialo toto wieczny usmiech na pysku, no w mamusie sie wdalo:)) Psow i kotow nigdy nie mialam i nie bede miala, bo jakbym musiala sprzatac gowna, wyrzygawki, czy te sliny po bokserkach to sama umarlabym z obrzydzenia. To byl jedyny problem mojego macierzynstwa, ktore w dodatku zlosliwie przypadlo na czas "przedpampersowy" mialam chyba ze 100 pieluch bo czesc z nich wyrzucalam bez prania, chorniac tym dziecie przed sierocincem.
OdpowiedzUsuństraszliwie tęsknię za zwierzakami w domu, ale że zwierzaki miałam tylko na wsi, to nie było z nimi takiego problemu. posiadanie zwierza w jednopokojowym mieszkaniu przeraża mnie równie mocno jak posiadanie dziecka. co innego jakiś chomik, albo rybki:)
OdpowiedzUsuńPosiadanie dziecka tudzież psa równa się odpowiedzialność. Ale jakie życie kolorowe :)!!!
OdpowiedzUsuńBokser Buba pozdrawia :)
Zaczęłam od psa, nie mając innej alternatywy. Wtedy mi się tak wydawało. Kupiłam sobie Husky. Nie znałam charakterystyki rasy, poznałam ją na swojej skórze. Wracając z pracy do domu zastawałam krajobraz po kataklizmie. Wyciągnięte rzeczy z wszystkich szaf, nawet szuflad, zdarte obicie z drzwi, wygryziona wykładzina, poprzesuwane meble, zakopane kilo cukru w moje kurtce. Nierzadko znajdywałam prezencik na dywanie w pokoju. Wielokrotne ucieczki kochanego pieska, szukanie go po nocach, tudzież przez telewizję i program "Podaj łapę". Byłam tak umęczona i zrezygnowana.
OdpowiedzUsuńNa szczęście pies trochę się zestarzał, zgrzeczniał i dorósł. Doczekuje swoich dni na emeryturze. Ma 15 lat.
W momencie pojawienia się dziecka- nic nie było w stanie mnie zaskoczyć. Nie przerażały mnie jakiekolwiek złe wizje. Okres niemowlęcy mojego dzieciaczka pamiętam jako bardzo szczęśliwy i nieuciążliwy. Może to zasługa mojego czworonoga, który mnie tak skrupulatnie przygotował do macierzyństwa....:):):)
Fajny artykuł. Bardzo trafny tytuło-cytat. Wynika z niego, że kupno psa przynosi mniejszą szkodę. :)
Ten kawałek o dziecięciu robiącym gu gu w rajcownych ciuszkach miałam w głowie od zawsze, od kiedy go po raz pierwszy przeczytałam na forum boksery :) Kiedy w drodze był mój własny dzieć wpadł mi w ręce słynny już felieton Chylińskiej :) Potem okazało się, że TO WSZYSTKO PRAWDA... Ale... Życie z psami da się opisać dokładnie w ten sam sposób. Za każdym razem kiedy ktoś pyta mnie o psy opowiadam mu właśnie taką straszno-śmieszną wersję. Bo to prawda. A że kocham te moje fafluchy ogromnie to już zupełnie inna bajka :)
OdpowiedzUsuńWszystkim rodzicom polecam książkę Leszka Talko "Dziecko dla odważnych". Na szczęście czytałam ją jak Majka miała już ponad rok. Nie polecam dla ciężarówek, bo gdybym sama przeczytała ją w tym okresie nie przestałabym płakać aż do 9 miesiąca, zastanawiając się jak się z tego wyplątać ;)
A przecież dziecko plus boksery to najlepsze połączenie i trening tego żeby NIC nas już w życiu nie mogło zaskoczyć :)))
Correa")) Znaczy, że powinnyśmy się znać z BF?:))
OdpowiedzUsuńJaki ten internet mały!!!:)
Bokser to super niania, moja dorosła latorośli może poświadczyć.:)
Co by nie mówić, nie narzekać na bałagan, na wstawanie, na psoty... to i tak się tego czworonoga lubi:)
OdpowiedzUsuńZabrzmi to jakoś tak nieskromnie i niemodnie , ale ja mam stado zwierząt i dzieci w zasadzie też stadko ... hahahahahahahaha :):):):):)Znosiłam dzielnie wszytkie zanieczyszczenia , płacze popiskiwania , budzenie w nocy , budzenie nad ranem i wiele innych niedogodności . Teraz tracę fortunę na potomstwo i zwierzyniec , ale nie narzekam . Po prostu ciągnę kilka etatów hahahahahahahahaha :):):):)Twoje piesy sympatyczne są :):):):)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się całą klawiaturą pod tym,że i pies i dziecko muszą być.A teraz już wiem,że dziecko nie może być bez psa, a pies bez dziecka.A niech tam połamane roślinki w ogrodzie i psie kupy na trawniku.A le te obie zadowolone mordy( dziecka i psa) dają pełnię szczęścia.
OdpowiedzUsuńDziecko odchowałam, psy miałam. Jakieś trzy miesiące po urodzeniu Młodej dotarło do mnie,że do końca dni swoich nie zaznam spokoju. Taki los matki;)Z psami jest łatwiej;)))A ogólnie życie ma smak i sens dopiero jak człowiek choć raz na kupie ukochanego pieseczka odstawi balet na tak zwanym ryju i jak własna rodzona pociecha zwymiotuje mu na nową kieckę na minutę przed wyjściem z domu. Sic. :)))
OdpowiedzUsuńAleż masz piękne boksie!!! :D
OdpowiedzUsuńWiem o czym mówisz :))) przyszły właściciel boksera musi przejść dodatkowy test, koniecznie :D
To moja Niemka jakaś porządna jest, czeka spokojnie aż się wyśpię i wyrażę chęci żeby z nią wyjść na spacer, jedyne co zniszczyła to róg dywanu i róg ściany a ma już 10 lat. Fakt oczywisty to taki, że ja taki bardzo autorytarny jestem i zawsze pokazywałem kto w stadzie trzyma lejce :))) Dzieć też niezbyt w nocy upierdliwy był, równo co 3 godziny się budził i żarła wołał a potem smacznie kimał aż do rana a teraz dłużej śpi niż rodzice więc jakby problemu żadnego. Gorzej z posłuchem w innych kwestiach, ale to inna bajka :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTowarzystwo Adoracji Bokserów się zrobiło. Cudnie :)
OdpowiedzUsuńAle jak już przetrzymasz pierwsze pięć lat (hihihi) to potem można liczyć na przyjaźń na śmierć i życie między malcem a zwierzakiem. I na wspólne oglądanie bajek (jak na załączonym obrazku)http://poleczkazmigdalami.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMaleństwo - Śliczny obrazek:) To maleństwo to chyba spaniel?
OdpowiedzUsuńI bardzo interesujący blog:)Mnie też zmęczyła 4 część sagi o wampirach i wilkołakach:) Pozdrawiam
Czarny Ptak - moje też pełna kultura, przed właścicielką nie wstają.
Kaprysiu i Gosiu - zgadzam się z wami całkowicie!
hahahahaha wariatka jesteś Pieprzowa!!:):):)Ale piszesz sama prawdę!!!! przerabiałem jedno i drugie!!:):):):)zgadzam się, choc u mnie jesli chodzi o dziecko to za plecami zamiast psychopatów pojawiał się obraz mnicha -pustelnika z usmieszkiem na ustach szepczącego mi do ucha -"Spieprzaj w syberyjską tajgę i zacieraj ślady":):):)ale oczywiscie wystarczy jedno spojrzenie....Z piesem to samo..jeszcze trochę i załozę schronisko.....:):):)Dzieki za zdrowy śmiech ze szczyptą refleksji:):)
OdpowiedzUsuńCudny opis epopei dziecięco-psiej :) Ale myślę, że nikt przy zdrowych zmysłach (a szkoda) nie przeprowadziłby na sobie takich testów.
OdpowiedzUsuńBo wtedy ludzie przestaliby się rozmnażać, a wszystkie psy można byłoby z definicji posłać do schroniska! :))
Pozdrawiam serdecznie!
zajrzałam i proszę... darmowa antykoncepcja... :)
OdpowiedzUsuńdzięki... przez ten wpis i dywan i życie ocalone :D
Klusek i Talon rewelacja...moje pierwsze słowa po otwarciu oczu skierowane są do psa..."jak ja ciebie nienawidzę..." a on zaczyna merdać...masakra jakaś
OdpowiedzUsuńoch:) do mojej ostatniej notki zapomniałam dodać, że czytanie Ciebie należy do rytuału dnia na dobry początek! przeżyłam psy, przeżyłam dzieci..czas leczy wszelkie rany ;-)))pozdrawiam Cie ciepło, jestes moim lekiem na całe zło!
OdpowiedzUsuńAleż mi zrobiliście apetyt na psa, eh. Brak rodzeństwa rodzice rekompensowali mi zwierzyńcem i psy były też. Młodej tłumaczyliśmy w dziecięctwie wczesnym, że na początek może chomik, potem może kotek, a z czasem pies. Gdy zdechł chomik odetchneła z ulgą, że do psa coraz bliżej :))) A tak serio to przerabiałam chomiki, ptaki, ryby i kot (te dwa ostatnie wciąż), że w swoje M3 chyba już psa nie upchnę obok dwójki dzieci + dzieciarni z całego osiedla, bo młody szalenie towarzyski i na naleśniki ściąga, każdego który się tylko nawinie :)))
OdpowiedzUsuńReg - to nie przestrzeń jest problemem a czas. Na 10 piętrze, na 50 metrach zmieściliśmy się my +dziecko +2 duże psy +myszki i szczurki. I dom prowadziliśmy raczej otwarty:)
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację. Chociaż jak myślę o posłaniu dla psa, to w grę wchodzi już tylko róg łóżka po stronie męża, mój zajmuje kot i próby zjęcia tego kąta kończą się ugryzieniem:))) A czas wolny to w ogóle dla mnie abstrakcja. Poranne spacery to byłby horror :)
OdpowiedzUsuńpsy, po stokroć psy trzeba wybierać!!! :D
OdpowiedzUsuńTen psiak to cavalier - odmiana spaniela, która kocha dzieci i odwrotnie. Problem jest tylko taki że jest to rasa stworzona sztucznie w związku z czym dość chorowita. Ale miłość do dzieci ma zdrową w każdym calu :-))))
OdpowiedzUsuńTo ja mam pytanko do Maleństwa, moja córa choruje od jakiegoś czasu na cavaliera właśnie. A jak one znoszą czas gdy domownicy są poza domem?
OdpowiedzUsuńKot potrzebny jest Wam od zaraz;-))
OdpowiedzUsuńRodzice mieli boksera. Zeżarł tort komunijny, rozwłóczył po pokojach watę (nie wiem, jak otworzył szafkę i dobrał się do zapasu waty dla 3 babek na cały rok 1988, bo właśnie rzucili do apteki i wystałyśmy), rozsypał po całym domu kilową torbę otrąb, ale rzeczywiście - kiedy porozbijał po calusieńkim mieszkaniu 60 jaj kupionych na Wielkanoc, to mama chciała go zabić gołymi rękami i tylko dlatego uniknął śmierci, że ciężko jest udusić boksera.
OdpowiedzUsuńNie posiadam dziatek ,ale miałam psy ,króliczka i aktualnie jest pańcią kota Kazika. Co oznacza ,że aż za dobrze wiem jak wiele jest prawdy w tym zarąbistym poście:))Siedzę sobie teraz w mieszkaniu Mamci ,zaanektowanym na królestwo Jego Wysokości Kazimierza i zerkam znad laptopa to na fotel ,na którym słodko śpi zwinięty embrionalnie kotek ,to na drzwi wejściowe obdarte ze skórzanego obicia kocimi pazurami do gołych desek .Mocna rzecz...ale i tak dalibysmy się dla tego czarnucha pokroić w plasterki. serdeczności Wpieprzu:)))
OdpowiedzUsuńMój kot uprawiał: skoki przez okno z trzeciego piętra (mimo, że wykastrowany, i tak latał na panienki i bił się ze wszystkimi kotami i psami na osiedlu), dokumentne demolowanie mieszkania - do cegły żywej oraz załatwianie potrzeb do zlewu w kuchni tudzież butów w szafie w ramach protestów przeciwko mojej długiej nieobecności (jak mi się dzień pracy wydłużał albo śmiałam umówić się po pracy na kawkę). Ale i tak wszystko mu wybaczałam, bo tyle radochy, ile miałam z mojego Toto, to żaden facet mi nie przyniósł:-) Był bezkonkurencyjny:-)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze nie(;
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze polatam!
Ja tak od zawsze ((:
No i sama mam nadzieję że energii ani sił mi nie zabraknie.
Zresztą mając dwoje dzieci,psa i resztę inwentarza,prowadząc dwie firmy.(Starsze dziecko -szkoła muzyczna i dwa instr) Mąż wiecznie za granicą ,zginęła bym marnie a oni wszyscy wraz ze mną (;
Eeee, przesadzasz. Z tym psem naturalnie, bo z dzieckiem to swieta racja. Bo mam jedno i drugie. I pies w porownaniu do dziecka to bula z maslem. Fakt, letko smierdzi, szczegolnie jak duzy. I zryc chce. Brudzi kanape, bo przeciez nie bedzie lezal na legowisku. Wyzera namietnie kotu z michy, ale sami jestesmy sobie winni - w koncu mozna dac wystarczajaco duzo zarcia (niewykonalne) to by na koty nie musial schodzic. Ale tak poza tym - polize ryja o 6 nad ranem, bo juz mu sie nudzi spac. A praktyczne to jakie - zegarka nie trzeba ani kapieli. Przytuli sie 35 kg lub nawet w chwili szczegolnej czulosci wskoczy na kolana. Na spacer pojdzie. Sam. Co zmusza wlasciciela tez do spaceru, bo gonic go po wsi trzeba. A jak sie wiezi miedzyludzkie zaciesniaja... Niedawno sasiadka przyleciala zawiadomic, ze pani Aniu, pies pani uciekl i w stary sad polecial:)
OdpowiedzUsuńHa!!! Genialne... jeszcze nigdy tak mnie nie rozbawiono. Wielki plus za "trzeźwy" stosunek do życia i inszych różności; zgadzam się z tobą w całej supełkowatości!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Gdzie jest Pieprz, kiedy go nie ma tyle czasu? :)
OdpowiedzUsuńWraca dziś wieczorem:) Będzie miał czytania do wypęku!
OdpowiedzUsuńno! :)
OdpowiedzUsuńKOchany(a) Pieprzu, znamy się, a jakże :)) Monika wraz z Korą i Tonią się kłaniają :)) Pozdrowionka!!!
OdpowiedzUsuńNo i dodam jeszcze,że moje dobrze wychowane potwory na pierwszy spacer przed 10.00 nie wychodzą :))
OdpowiedzUsuń:))))) Pomału się domyśliłam - dzięki Majce:) Oglądam zdjęcia na facebooku, śliczne z was kobiety. A dla faflastych proszę o przekazanie uścisków:)
OdpowiedzUsuńFaflaste wyjechały nad morze ze dwa tygodnie temu i wszelki słuch po nich zaginął. Kordusia nocuje na dworze otulona kocykiem i na każdą wzmiankę o powrocie do Warszawy zaczyna wykazywać objawy paniki. A że już 10 lat ma to wolimy oszczędzać jej nerwy i suczydła wrócą dopiero jesienią razem z nami zresztą.
OdpowiedzUsuńBronimy honoru zatyczek.
OdpowiedzUsuńNFZ powinien je refundować.
Ja to jestem skazana na cudze dzieci i cudze zwierzęta i omineły mnie te wszystkie atrakcje ;)))
OdpowiedzUsuńZaczynam podejrzewać, że to nie Pan Pieprz ale Pani Pieprzowa sprząta, gotuje, maluje pisanki oraz wypieka ciasta.
OdpowiedzUsuńMiłych i wesołych świąt :)
fajny blog ( przypadkowo znaleziony w sieci- hahaha, jaki ten net mały ;)),
OdpowiedzUsuńświetne teksty- szczególnie te o psach :D
pozdrowienia
od nas i naszych piesków a w szczególności siostry Talona Tigry :D